Reklama

Metalmania: Zmęczeni i zadowoleni

Nie o 12 w nocy, jak planowano, a dopiero o godz. 4.30 w niedzielę, 25 marca, dobiegła końca tegoroczna edycja Metalmanii. Potwornie zmęczoną, ale i szczęśliwą, kilkutysięczną widownię, jako ostatni pożegnał brytyjski My Dying Bride.

Muzycy z Halifax ustąpili miejsca krajanom z Paradise Lost i Amerykanom z Testament, których występy miały pierwotnie zamykać XXI edycję Metalmanii. Według oficjalnych informacji pionierzy gothic metalu, jak i kalifornijska legenda thrash metalu spieszyli się na samolot. Tylko dzięki uprzejmość zespołu Aarona Stainthorpe koncerty dwu głównych gwiazd spotkały się z żywiołową reakcją, mocno już wyczerpanych fanów.

Testament, na którego czele stał olbrzymi wokalista Chuck Billy zagrał w katowickim "Spodku" kilka najlepszych utworów z ostatniej studyjnej płyty "The Gathering", nie zapominając jednak o kilku klasycznych kompozycjach, nawet z debiutanckiej płyty "The Legacy" z 1987 roku.

Reklama

Podobnie zaplanował swój występ angielski Paradise Lost, którego frontman Nick Holmes okazał się tym razem znacznie bardziej uprzejmy dla polskiej widowni, nie rzucając już ze złości mikrofonem po scenie, co miało miejsce na Metalmanii w roku 2004. Przybyli do "Spodka" mieli także okazję jako pierwsi usłyszeć premierowy utwór z nowego albumu "In Requiem", którego wydanie zaplanowano na maj.

Festiwal, rozpoczęty z godzinnym opóźnieniem, otworzył fiński folkmetalowy Korpiklaani, w którego koncertowym arsenale akordeon nie był wcale najdziwniejszym z instrumentów.

Raczej chłodno przejęto rosyjskich symfo-blackmetalowców z Crystal Abyss, którzy według organizatora cieszą się ponoć za naszą wschodnią granicą wręcz kultową renomą. W "Spodku" wspomnianego "kultu" nie było. Padające ze sceny hasła "jesteśmy Crystal Abyss i reprezentujemy mrok", część fanów przyjmowała w formie żartu.

Jako trzeci na scenie pojawił się polski Darzamat, do którego pod koniec koncertu dołączył Roman Kostrzewski. Dawny wokalista Kata zaśpiewał wspólnie z katowicką grupą utwór "Diabelski Dom cz. II".

Bardziej klasyczne, heavymetalowe dźwięki zapewnił tym razem Blaze Bayley i Jorn Lande. Ku uciesze dobrze reagującej publiczności, zespół byłego wokalisty Iron Maiden zagrał kilka utworów z repertuaru legendy NWOBHM. Na przychylność fanów nie mógł też narzekać eksfrontman Masterplan. Koncert Norwega miał w sobie dużo rock'n'rollowego zacięcia.

Znów bardziej klasycznie, choć tym razem znacznie mocniej zrobiło się, gdy na deskach "Spodka" grali niemieccy thrashmetalowcy z Destruction i brazylijska Sepultura. Prócz kompozycji z nowej płyty "Dane XXI", załoga z Belo Horizonte zagrała utwory ze starych albumów.

Na XXI odsłonie Metalmanii triumfował jednak nie thrash, a przede wszystkim death metal. Organizatorzy zapewnili bowiem udział w festiwalu klasycznym przedstawicielom tego gatunku. Techniczną, amerykańską odmianę reprezentował Vital Remains (niestety bez Glena Bentona za mikrofonem, jak uporczywie anonsowano), zaś porywającą lekcję rodem ze szwedzkiej szkoły death metalu dali, będący wciąż w najwyższej formie, muzycy sztokholmskiego Entombed.

Warto również wspomnieć o Norwegach z Zyklon, kroczących śladami Morbid Angel. Koncert ekipy Samotha mógł się podobać.

Z kolei na Małej Scenie z niesamowitym entuzjazmem przyjęto angielski Benediction. Pionierzy death metalu z Birmingham nie potrafili ukryć wzruszenia.

Metalmania XXI już za nami. Mimo trudnych do zaakceptowania opóźnień, katowicki festiwal znów okazał się sukcesem. Tych muzycznych wrażeń nikt fanom nie odbierze.

Kto Waszym zdaniem zasłużył na największe pochwały? Kto zawiódł? Kto okazał się największą niespodzianką? Czekamy na Wasze opinie!

Zobacz nasz raport specjalny - Metalmania 2007!

Bartosz Donarski, Katowice

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zmęczona | Lost: Zagubieni | muzycy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy