"Powstanie Warszawskie": Nie można przejść obojętnie
- Temat Powstania Warszawskiego jest tak znaczący dla naszej historii i kultury, że mało kto przechodzi obok zjawiska obojętnie - komentuje w rozmowie z INTERIA.PL Mariusz Denst z zespołu Lao Che, który to historyczne wydarzenie zinterpretował na wznowionym właśnie albumie "Powstanie Warszawskie".
Do sklepów trafiła reedycja najsłynniejszego jak do tej pory albumu formacji Lao Che zatytułowanego "Powstanie Warszawskie" z 2005 roku. Mariusz Denst przyznaje, że zespół od początku miał jasną wizję tego, jak wyglądać ma płyta. Płyta, która szybko zyskała status albumu kultowego.
Mariusz Denst: - Postanowiliśmy, że to będzie ścisły koncept-album. W obrębie tematu Powstania Warszawskiego można by stworzyć utwory niezwiązane jednym wspólnym wątkiem fabuły. My zdecydowaliśmy, że bohaterem naszego albumu będzie nieznany z imienia i nazwiska powstaniec z batalionu "Zośka" o pseudonimie "Odwet", który przystąpił do Powstania w pierwszym jego dniu jako ochotnik. On przeszedł cały szlak bojowy, co jest zresztą poświadczone w zapiskach i wspomnieniach żołnierzy batalionu "Zośka", aż do kanałów na Czerniakowie, gdzie zaginął. Prawdopodobnie w wyniku odniesionych ran zmarł.
Nagranie "Powstania Warszawskiego" było dla muzyków debiutujących w 2002 roku odwołującym się dzieł polskiej literatury albumem "Gusła", logicznym następstwem artystycznej koncepcji, którą sobie narzucili.
- Pomysł pierwotnie wynikał z tego, że zakładając zespół Lao Che postanowiliśmy robić muzykę, która będzie miała charakter ilustracyjny i będzie dotyczyła zagadnień i aspektów kultury polskiej. Nie uniwersalnej, światowej, ale rozumianej tylko na terenach naszego kraju. Wtedy to było nasze credo - Mariusz Denst wspomina czasy, gdy Lao Che po nagraniu debiutanckiego albumu "Gusła" zabrali się za kolejny nasączony polskością temat.
Zobacz Lao Che wykonujących "Godzinę W":
Mogło się wydawać, że dla młodego zespołu, jakim w 2003 roku byli Lao Che, podjęcie tak trudnego i wielowymiarowego zagadnienia, jak Powstanie Warszawskie, może być zbyt brawurowe. Jak się okazuje, muzycy nie zaprzątali sobie głowy takimi problemami.
- Czy koncepcja była ryzykowna? Nie wiem. Wtedy nam się taka nie wydawała, a później w ogóle przestaliśmy tak myśleć. Wydany w 2002 roku album "Gusła" odniósł niszowy sukces. Sprzedało się paręset sztuk, album zaistniał w muzyce niszowej. Po pierwszej płycie nie sądziliśmy, że następna cokolwiek zmieni. Wydawało nam się, że nagrywając "Powstanie Warszawskie" będziemy mieli ten sam status. Liczyliśmy, że sprzeda się paręset sztuk wśród koneserów poszukujących nowej muzyki na rynku. I tyle. Tworzyliśmy z taką świadomością i nie roztrząsaliśmy kwestii, czy wypada nagrać taki album, czy może nie wypada, czy to przypadkiem nie jest zbyt delikatny temat. Tworzyliśmy dla siebie, bo nie sądziliśmy, że przybierze to tak szerokie rozmiary - wyjaśnił Mariusz Denst.
Prognozy muzyków Lao Che nie sprawdziły się, bo "Powstanie Warszawskie" nie tylko zebrało znakomite recenzje, ale też cieszyło się sporą popularnością (ostatecznie album rozszedł się w imponującym nakładzie 35 tysięcy egzemplarzy). Grupa szybko awansowała w hierarchii najważniejszych polskich zespołów alternatywnych.
- Było to dla nas całkowite zaskoczenie. Płytę wydała mała wytwórnia Ars Mundi i w trakcie premiery albumu oraz kilka miesięcy później, label nie miał na tyle środków, chęci i przebicia, by ten materiał promować. To wszystko poniosło się samo, bo temat Powstania Warszawskiego jest tak znaczący dla naszej historii i kultury; mało kto przechodzi obok zjawiska obojętnie, bo jest ono bardzo ważne. A płyta została zrobiona w szczery i ciekawy sposób. Trochę inaczej, niestandardowo i niesztampowo, jak to zazwyczaj prezentuje się wydarzenia historyczne poprzez inne formy kulturalne. To wszystko spowodowało, że temat okazał się elektryzujący. Dzwonili dziennikarze, sami z siebie, z zainteresowaniem. Byliśmy wszędzie, w największych tygodnikach. Pojawiły się przychylne recenzje, mnóstwo wywiadów. Był koncert w Muzeum Powstania Warszawskiego... Nabrało to rozmachu, ale my nie mieliśmy na to żadnego wpływu, bo to się wydarzyło jakby poprzez samo społeczeństwo. My tylko zapoczątkowaliśmy ten efekt poprzez wydanie płyty. Ruszyło jak lawina i przerwało tamę - wspomina Mariusz Denst.
Zobacz Lao Che wykonujących "Stare Miasto":
Popularność albumu "Powstanie Warszawskie" była tak ogromna, że na koncertach Lao Che dochodziło do niecodziennych i paradoksalnych sytuacji. Na występach zespołu promującego płytę pojawiali się nie tylko wielbiciele muzyki alternatywnej, często ze środowisk związanych ze sceną muzyki punk, ale też osoby o radykalnych przekonaniach narodowych.
- Zauważyłem to. Na szczęście to było zjawisko marginalne. Jako zespół nie dmuchaliśmy w ten ogień. To znaczy staraliśmy się w wyraźny sposób tego nie negować, ale też nie popieraliśmy tego zjawiska. Nasze nastawienie podczas nagrywania płyty, ale też w życiu i w naszych przekonaniach światopoglądowych i filozoficznych, nie było i nie jest w żaden sposób prawicowe i narodowe. Dlatego staraliśmy się tego nie rozdmuchiwać i przechodziliśmy obok tematu jakby obojętnie. Wydaje mi się, że to było bardzo rozsądne zagranie.
- Nie walcząc z tym, nie podnosząc miecza, zostało to wyciszone i samo się zamknęło. Od bardzo, bardzo dawna podczas naszych koncertów takie sytuacje się nie zdarzają i nie pojawiają się osoby nastawione skrajnie prawicowo. Cieszy mnie to, że umieliśmy przejść wobec sprawy obojętnie i nie podjudzać pewnych zachowań. To byłoby krzywdzące dla sukcesu płyty, który osiągnęliśmy dzięki ludziom. Mamy dla tego szacunek i nie chcielibyśmy tego zepsuć. Jesteśmy neutralni, a naszym celem było ilustrowanie - zaznacza muzyk Lao Che.
Pomimo zapewnień o światopoglądowej neutralności i ilustracyjnym charakterze dzieła, nie mogliśmy nie zapytać Mariusza Densta o jego osobisty stosunek do Powstania Warszawskiego, przez niektórych historyków ocenianego jako zryw piękny i bohaterski, ale nieprzemyślany i tragiczny w skutkach dla stolicy i jej mieszkańców.
- Każdy kij ma dwa końce... Wojna był zawsze moją pasją, zgłębiłem na ten temat pokaźną literaturę. Najbardziej interesował mnie front wschodni i mogę powiedzieć, że siedzę w tym temacie. Mam mnóstwo książek, albumów, oglądam mnóstwo zdjęć... Można powiedzieć, że jestem mocno zakręcony. Mnie w Powstaniu Warszawskim, zresztą jak w całej II Wojnie Światowej, urzeka środowisko walki. Walka jako walka. Pole boju. Inne kwestie, które mają rację bytu, jak te podnoszone przez historyków: czy Powstanie miało sens i podłoże cywilne tego wydarzenia, jest dla mnie zrozumiałe, bo wojna ma wiele płaszczyzn. Mnie, z tych wszystkich aspektów, najbardziej interesuje kwestia walki i czysto bojowy charakter tych wydarzeń. To mnie interesuje i to mnie pociąga. Reszta nie i ją zlewam - tłumaczy artysta.
Mimo wszystko muzyk Lao Che z emocjami odniósł się do idei dezawuowania zrywu powstańczego.
- Czy Powstanie miało sens? Z powyższych powodów nigdy nie starałem się odpowiedzieć na to pytanie. Tak się stało, zostało to w ten sposób pokierowane, wpłynęło na to mnóstwo czynników i sił, które można by długo wymieniać. Takie gdybanie wydaje mi się niedojrzałe. Jeżeli ktoś jest poważnym historykiem, zna temat i potrafi sobie wyobrazić sobie coś więcej niż tylko daty, to nie powinien być mądrzejszy niż jest i mądrzejszy od tych ludzi, którzy wtedy tam byli. Nie byli w tamtych realiach, więc osądzanie tego nie ma sensu. Mnie to w ogóle nie interesuje. Tego zagadnienia nie można uprościć i sprowadzić do jednego punktu - podkreślił wyraźnie poruszony i rozemocjonowany tematem muzyk.
Zobacz klip Lao Che do utworu "Koniec":