Bonnie Tyler słynną chrypkę zawdzięcza chorobie. Niesamowite, jak brzmiała wcześniej

Bonnie Tyler /Franziska Krug/Getty Images /Getty Images

Niewielu jest na świecie artystów, którzy mają tak charakterystyczny głos, do tego ich piosenki regularnie lądują we wszystkich zestawieniach największych hitów wszech czasów. Bonnie Tyler osiągała spore sukcesy na scenie w latach 80. i 90., ale nadal występuje i potrafi wzbudzić zazdrość młodszych kolegów po fachu. Artystka zagra koncert 4 lutego 2024 roku w Radomiu, a my przypominamy największe przeboje Bonnie Tyler.

Może trudno w to uwierzyć, ale na początku kariery Bonnie Tyler brzmiała trochę inaczej niż w swoich wielkich hitach. Artystka zawdzięcza słynną chrypkę... chorobie. W drugiej połowie lat 70. okazało się, że wokalistka ma guzki na strunach głosowych. Konieczna była operacja. Sam zabieg nie miał wielkiego wpływu na brzmienie głosu gwiazdy, ale ignorowanie zaleceń lekarzy - już tak. 

Medycy kategorycznie zakazali artystce mówienia przez kilka tygodni po operacji. Tyler przyznaje jednak, że jest okropną gadułą, więc bardzo szybko zaczęła nie tylko się odzywać, ale normalnie rozmawiać, a nawet krzyczeć. Lekarze nie byli zachwyceni zachowaniem niepokornej pacjentki, jednak chrypka, którą zyskała wokalistka, okazała się dla niej przepustką do sławy. Dzisiaj ten charakterystyczny głos znamy z wielu przebojów Bonnie Tyler.

Reklama

Jak brzmiała wcześniej, można usłyszeć m.in. w piosence "My! My! Honeycomb" wydanej w 1976 roku.

Największe przeboje Bonnie Tyler. "Total Eclipse of the Heart"

To zdecydowanie największy hit Bonnie Tyler, chociaż konkurencja jest spora. Artystka była na początku lat 80. zachwycona stylem produkcji Phila Spectora i marzyła o płycie z takim brzmieniem. Spector jednak nie przyjmował już wtedy zleceń. Pewnego wieczoru wokalistka zobaczyła w telewizyjnym show występ Meat Loafa i już wiedziała, że to jest to, czego szuka. Bonnie odezwała się do Jima Steinmana, autora piosenek wokalisty i poprosiła, żeby z nią pracował. Co prawda pierwsze utwory, jakie zaproponował Jim, nie zachwyciły Tyler, ale Walijka doskonale wiedziała, że kręcenie nosem skończy się odmową współpracy, więc taktycznie pochwaliła piosenki. 

Może nie było to do końca uczciwe, za to na pewno się opłaciło. Kilka tygodni później artystka odwiedziła Steinmana i usłyszała fragmenty nowego utworu - właśnie "Total Eclipse of the Heart". Kompozytor wcześniej szykował go do... musicalu o wampirach. Przebój nie trafił jednak do tamtej produkcji, lecz do Bonnie, dla której okazał się największym hitem w karierze. Tyler przyznała, że zawsze wolała energetyczne piosenki, w których mogła się wykazać, ale ten utwór był wyjątkowy. "Miałam ciarki na plecach... Nie mogłam się doczekać, żeby to nagrać" - stwierdziła wokalistka w rozmowie z "The Times". W 1983 roku "Total Eclipse of the Heart" nie schodziło z list przebojów i doczekało się wielu nagród, a dziś teledysk do utworu w serwisie YouTube ma już ponad miliard odsłon.

"It's a Heartache"

To jeden z pierwszych singli w karierze Bonnie. Najzabawniejsze jest to, że piosenka okazała się wtedy sporym sukcesem, ale nie dotarła do pierwszych miejsc najważniejszych list przebojów, co nie przeszkodziło jej później w zostaniu jednym z najchętniej kupowanych singli w historii. Niewiele jednak brakowało, żeby do tego w ogóle nie doszło, bo wytwórnia płytowa wcale nie garnęła się wtedy do wydania piosenki. Firma była akurat zajęta wznawianiem płyt zmarłego Elvisa Presleya i nikt specjalnie nie przejmował się początkującą wokalistką ani jej premierami. Współtwórcy utworu tak się zdenerwowali, że zagrozili wytwórni zerwaniem kontraktu, jeśli Tyler nie wyda singla. Firma skapitulowała, ale chyba nikt nie miał później powodów do narzekań. 

Warto wspomnieć, że "It's a Heartache" okazało się jednym z pierwszych utworów nagranych przez Bonnie po operacji strun głosowych. To sprawiło, że niektórzy dopiero wtedy zwrócili uwagę na artystkę, a recenzenci zachwycili się charakterystyczną chrypką wokalistki. Nawet ci, którzy przy okazji porównywali Tyler do... Roda Stewarta.

"Holding Out for a Hero"

Świetna piosenka na ścieżce dźwiękowej kinowego przeboju - to się nie mogło nie udać. Wytwórnia filmowa Paramount Pictures poprosiła Bonnie o nagranie utworu do filmu "Footloose". Wokalistka była zachwycona pomysłem, ale postawiła jeden warunek: chciała pracować z Jimem Steinmanem. Ten duet zdążył już sprawdzić się w boju i miał wtedy na koncie między innymi hit "Total Eclipse of the Heart", więc Tyler nie wyobrażała sobie współpracy z nikim innym. Producenci nie mieli z tym problemu, więc artystka pojechała do Los Angeles, żeby obejrzeć fragmenty "Footloose". Nie chodziło jednak o przedpremierowy seans, lecz o to, żeby jak najlepiej dopasować utwór do tego, co dzieje się na ekranie. 

Udało się - "Holding Out for a Hero" okazało się nie tylko hitem na ścieżce dźwiękowej produkcji, ale też jednym z największych filmowych przebojów wszech czasów. Niektórzy czepiali się co prawda, że piosenka jest pompatyczna, ale Jim Steinman, który takie zarzuty słyszał pod adresem swoich kompozycji setki razy, mógł najwyżej pokazać miejsca utworu na listach przebojów i wyśmiać czepialskich.

"Lost in France"

Tych, którzy sięgnęli po debiutancką płytę Bonnie już po jej wielkich sukcesach, mógł zaskoczyć nie tylko inny, zdecydowanie mniej chropowaty głos artystki, ale też brzmienie albumu. Ronnie Scott i Steve Wolfe, współpracownicy wokalistki w tamtym czasie, postanowili połączyć pop z country, co świetnie słychać w tej piosence. Kiedy łowca talentów zobaczył Bonnie na koncercie jej zespołu Imagination w połowie lat 70., artystka nie była nowicjuszką na scenie. Tyler miała już wtedy za sobą kilka lat występów w walijskich klubach i pubach, więc czuła się pewnie za mikrofonem, a przede wszystkim marzyła o tym, żeby zrobić coś na większą skalę. Nareszcie nadarzyła się okazja. Wytwórnia płytowa zaprosiła wokalistkę na nagrania utworów demo. Bonnie pojechała do studia i zaśpiewała, tylko po to, żeby później przez kilka miesięcy nie dostać żadnej odpowiedzi. Kiedy artystka pogodziła się już z myślą, że nic z tego nie wyjdzie, odezwała się wytwórnia, która postanowiła wydać singel "My! My! Honeycomb". Piosenka nie zrobiła furory na rynku, więc firma zdecydowała się na jeszcze jedną próbę. Dzięki temu na singlu ukazał się utwór "Lost in France", który poradził sobie zdecydowanie lepiej niż poprzednik. Teledysk do kawałka powstał na zamku. Firma płytowa tak się przejęła promocją piosenki, że wysłała Bonnie również na zamek, do Francji, na specjalne wywiady z dziennikarzami.

"More Than a Lover"

Bonnie i skandal? Pewnie się teraz uśmiechniecie i stwierdzicie, że to niemożliwe, ale tak, artystka miała problemy z cenzurą. Debiutancka płyta Tyler "The World Starts Tonight" przyniosła jeszcze jeden przebój - "More Than a Lover". Pewnie wiele osób przeoczyłoby ten utwór, gdyby nie mała afera. Na początku 1977 roku piosenka wspinała się na listach przebojów. Trudno powiedzieć, dlaczego dopiero po wielu tygodniach od premiery, ale utwór wzięli nagle na celownik producenci BBC. Co zabawne, wokalistka zaśpiewała "More Than a Lover" w popularnym telewizyjnym programie "Top of the Pops" i nikt nie widział problemu. 

Później jednak nadgorliwi pracownicy stacji uznali, że piosenka zbyt otwarcie nawiązuje do seksu i pojawił się zakaz emisji kawałka w jakimkolwiek programie muzycznym publicznego nadawcy. Bonnie była w szoku, jednak ostatecznie artystka stwierdziła, że nie ma lepszej reklamy niż kontrowersje, więc podziękowała BBC za promocję utworu. Wiadomo: zakazany owoc smakuje najlepiej.

"Here She Comes"

"Holding Out for a Hero" nie było jedyną filmową współpracą w karierze wokalistki. W 1984 roku ukazała się odnowiona wersja słynnego dzieła Fritza Langa "Metropolis". Znany producent i król sceny disco, Giorgio Moroder, postanowił skrócić produkcję i trochę ją zmodyfikować. Filmowi towarzyszyła ścieżka dźwiękowa, wyprodukowana przez Włocha. Połączenie klasyki z popowym soundtrackiem, delikatnie mówiąc, nie wszystkich zachwyciło. Moroder dostał nominacje do Złotych Malin, oberwało się nawet Freddiemu Mercury'emu za piosenkę "Love Kills", ale była osoba, która na powstaniu tej ścieżki dźwiękowej sporo zyskała: Bonnie Tyler. 

Utwór "Here She Comes" był chwalony jako jeden z nielicznych jasnych punktów nowego "Metropolis", a wokalistka dostała za niego nie tylko świetne recenzje, ale też nominację do Grammy. Mały bonus: teledysk do piosenki wyreżyserował Brian Johnson, który odpowiadał za efekty specjalne w "Obcym" oraz w filmie "Gwiezdne wojny: Imperium kontratakuje".

"Have You Ever Seen the Rain?"

Nagrać cover tak, żeby zrobić z niego "swoją" piosenkę - nie jest to najłatwiejsze zadanie, ale Bonnie udało się przy okazji "Have You Ever Seen the Rain?". Oryginał wykonywała grupa Creedence Clearwater Revival. Co zabawne, nawet Jim Steinman stwierdził na początku znajomości, że Tyler brzmi trochę jak John Fogerty, wokalista tego zespołu, więc wybór utworu nie był dla nikogo szczególnym zaskoczeniem. Artystka umieściła piosenkę na płycie "Faster Than the Speed of Night" z 1983 roku. Bonnie i jej producenci postawili na aranżację, która łączyła popowy styl lat 80. oraz brzmienie w stylu Bruce'a Springsteena. Utwór nie trafił może wtedy na pierwsze miejsca list przebojów, ale po latach okazał się jednym z największych hitów Bonnie Tyler.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bonnie Tyler | Giorgio Moroder
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy