Open'er: Noise i jazz
Świetny, hałaśliwy koncert Sonic Youth, zaskakujący, miejscami jazzowy set The Roots i... spóźniony, ale w bardzo dobrej formie Dizzee Rascal - to najważniejsze wydarzenia pierwszego dnia Open'er Festival w Gdyni.
Na dużej scenie wszystko zaczęło się od koncertu The Car Is On Fire. Muzycy są autorami jednego z największych pozytywnych zaskoczeń na polskiej scenie w 2006 roku - mowa o płycie "Lake & Flames". Niestety, rewelacyjne brzmienie albumu ma się nijak do koncertowych poczynań zespołu. A szkoda...
Poza tym wokalista Borys Dejnarowicz najwyraźniej do serca wziął sobie fakt, że na Open'erze coraz liczniejszą część widowni stanowią obcokrajowcy i przemawiał ze sceny także po angielsku...
Po angielsku nie mówili rezydujący od kilku lat w Londynie The Poise Rite. Pochodzące z Rzeszowa trio zaprezentowało ciekawą interpretację brzmień nowofalowych i dreampopowych, wpisując się w szereg z Interpol, czy The Editors z pierwszej płyty. Wszystkim fanom mroczniejszej odmiany muzyki indie polecam zwrócić uwagę na tą formację - płyta już w sklepach.
Później mieliśmy historyczną chwilę, czyli pierwszy występ Sonic Youth w Polsce. "Wreszcie jesteśmy" - przywitał się z fanami Thurston Moore, kokieteryjnie dodając po chwili: "Nazywamy się Sonic Youth".
Wszystko zaczęło się od "Candle", a klasyk ze słynnej "Daydream Nation" przeszedł w świetny i zaskakująco przebojowy jak na Nowojorczyków - w końcu to "królowie hałasu" - "Incinerate" z ostatniego albumu "Rather Ripped".
Największą "gwiazdą" koncertu była oczywiście Kim Gordon, która od czasu do czasu porzucała swój bas i uroczo tańczyła wzdłuż i wszerz sceny. Artystka najwyraźniej jest świetnie zorientowana w sytuacji politycznej w Polsce, gdyż w jednym z utworów przekonywała, że "damy sobie radę z bliźniakami i Georgem W. Bushem".
Muzycy byli zachwyceni publicznością w Gdyni do tego stopnia, że nie tylko zagrali dwa bisy (na festiwalach to sprawa naprawdę bardzo wyjątkowa), ale Moore zaprosił fanów do Nowego Jorku, podając numer telefonu gitarzysty Lee Ranaldo i obiecując, że muzyk zaprosi wszystkich na jajecznicę.
Lee "zrewanżował" się koledze obiecując, że także ujawni telefon Moore'a...
A co zagrali jeszcze Sonic Youth? Między innymi "Reena", "What A Waste", "Do You Belive In Rapture" i oczywiście "Teenage Riot".
Później główną scenę zajęli The Roots. I tu spostrzeżenie - wydaje mi się, że na festiwalu największą frekwencję mają artyści hiphopowi, a Filadelfijczyków oglądało co najmniej 40 tysięcy osób. W zeszłym roku taki tłok był tylko na występie Kanyego Westa.
Teraz już o The Roots. To chyba jeden z niewielu hiphopowych składów, który zasługuje na miano "zespołu" w rockowym tego słowa znaczeniu. Siedem osób na scenie (dowodzonych przez perkusistę ?uestlove'a, a każdy z muzyków to indywidualność i świetny instrumentalista.
Set zaprezentowany przez septet daleki był od klasycznego rapowego koncertu. The Roots zaprezentowali przekrój tego, co przez ostatnie 50 lat działo się w muzyce afroamerykańskiej. Był bebop, klasyczny jazz, fusion w stylu Milesa Davisa, funky, filadelfijski soul, r'n'b, hip hop, a nawet rockowe brzmienia.
Wszystko wykonane z niesamowita wirtuozerią, polotem, rozmachem i fantazją. Po prostu perfekcyjnie zrealizowana wizja niesamowitych artystów?
Jakże inny koncert dał w namiocie brytyjski hiphopowiec, a właściwie grime'owiec Dizze Rascal. Po pierwsze artysta spóźnił się na samolot, później spóźnił się... samolot, a artysta ostatecznie pojawił się na scenie dwie i pół godziny po czasie. W tłumie pod sceną krążyły nawet plotki, że Rascala zastąpić ma... Peja!
Dizzee wystąpił w towarzystwie wspomagającego go rapera i DJ-a Semantexa, który - być może nie wszyscy to zauważyli - ma bezwładną prawą rękę. Tym bardziej trzeba docenić fakt świetnego miksowania podkładów artysty.
Raper zaprezentował poza największymi przebojami nowe kompozycje z udanej trzeciej płyty "English & Maths". Był singlowy "Sirens", czy duet z Alexem Turnerem z Arctic Monkeys "Temptation".
Dizzee przy pomocy kilku "koncertowych chwytów" ("Make some f**king noise!") szybko załapał kontakt z publicznością, która w przerwach pomiędzy utworami słuchała dobiegającego ze sceny głównej tanecznego setu Laurenta Garniera.
Gwiazdami sobotniego (30 czerwca) wieczoru na gdyńskim festiwalu będą m.in. nowojorska legenda rapu i hiphopu Beastie Boys, brytyjska kapela alternatywna Muse oraz jeden z najpopularniejszych przedstawicieli sceny elektronicznej Groove Armada.
Zagra też pierwsza liga polskiej alternatywy, na czele z zespołami Apteka i Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach.
Artur Wróblewski, Gdynia