Kraków: Złoty medal na bis

W niedzielę (13 września) koncert brytyjskiej formacji The Cinematic Orchestra z towarzyszeniem krakowskiej orkiestry Sinfonietta Cracovia zainaugurował festiwal Sacrum Profanum.

To było zaskakująco udane połączenie dwóch różnych światów: surowej, postindustrialnej przestrzeni ocynowni chemicznej huty ArcelorMittal Poland (dawna huta im. Sendzimira, a wcześniej im. Lenina) z ciepłym, organicznym brzmieniem zespołu Jasona Swinscoe, podkreślonym partiami orkiestry symfonicznej. Muzyka The Cinematic Orchestra nie została przytłoczona posępnym wnętrzem ocynowni. Wręcz przeciwnie, budynek stanowił tylko tło do niesamowitej muzycznej podróży, w którą zabrano publiczność.

The Cinematic Orchestra pokazała wszystkie swoje twarze. Były transowe, bliskie triphopowi fragmenty, które dominowały na pierwszych dwóch albumach formacji (jak na przykład otwierający koncert "All That You Give"). Były piosenki, choć to słowo pasuje do twórczości Brytyjczyków jak pięść do nosa. Jednak bardzo piosenkowo - bardziej niż na płycie "Ma Fleur" - zabrzmiała kompozycje "To Build A Home" czy "Music Box". Dominowały jednak "filmowe" klimaty, w których The Cinematic Orchestra całkowicie pogrążyli się od wysokości albumu "Man With A Movie Camera".

Klimaty, w których mniej już miejsca na monotonny rytm, a klaustrofobię zadymionego nu-jazzu zajęła przestrzeń ścieżki filmowej i muzyki neo-klasycznej. Za sprawą Sinfonietta Cracovia te fragmenty nabrały głębi i podniosłości, chciałoby się napisać panoramicznej szerokości. Wydawało się, że krakowska orkiestra potęgą brzmienia mogła zdominować jazzowy skład. Prowadzona umiejętnie i z wyczuciem Sinfonietta Cracovia akcentowała, pogłębiała i wzmacniała fragmenty kompozycji The Cinematic Orchestra, nigdy jednak nie wychodząc na pierwszy plan. Czasami miało się nawet wrażenia, że orkiestry jest za mało.

Taką najwyraźniej wizję miał Swinscoe, który czuwał nad przebiegiem koncertu stojąc z boku sceny, skoncentrowany na swoich klawiszach i laptopie, a czasami z rękoma zaplecionymi na plecach przysłuchujący się jedynie muzyce. Jego wizja wygrała, bo The Cinematic Orchestra i Sinfonietta Cracovia otrzymały kilka owacji na stojąco, a publiczność nie chciała puścić muzyków ze sceny. Były dwa bisy, podczas których brytyjscy jazzmani wreszcie pozwolili sobie na chwilę improwizacji.

Trzeci bis należał już do polskich siatkarzy. Po koncercie Piotr Metz zakomunikował przeżywającej jeszcze koncert publiczności, że zdobyliśmy złoty medal na Mistrzostwach Europy w Turcji. Ta informacja została przyjęta kolejną już burzą braw.

I na koniec kamyczek do sacrum-profanowego ogródka. To, co widzowie siedzący w tylnych rzędach ocynowni mieli okazję oglądać na dwóch telebimach, było delikatnie mówiąc nieprofesjonalne. Realizator obrazu nie nadążał z płynnymi zmianami ujęć kamer, dzięki temu zamiast oglądać zaczynającą wokalną partię Haidi Vogel, podziwialiśmy leżące na podłodze poskręcane kable albo w miejsce grającego solówkę na gitarze Stuarta McCalluma, oglądaliśmy pianistę Alexa Jamesa strofującego stojącego zbyt blisko instrumentu kamerzystę. Takich wpadek było niestety więcej.

Artur Wróblewski, Kraków