Damien Rice nie da ci autografu
Damien Rice nie wykonuje swoich utworów, on się nimi staje. Znakomity irlandzki wokalista wrócił po ośmioletniej przerwie. Już bez Lisy Hannigan. Kim jest Lisa Hannigan? Miłością jego życia. Ale po kolei...
W 1991 roku Damien Rice, pod wielce zabawnym pseudonimem Dodi Ma, założył z kumplami ze szkoły średniej rockowy zespół - Juniper.
Z biegiem miesięcy i lat grupa radziła sobie na tyle dobrze, że zwróciła uwagę wytwórni płytowych. W 1997 roku Juniper podpisał kontrakt z wytwórnią PolyGram gwarantujący wydanie sześciu (sic) studyjnych albumów. Jednak mimo sukcesu pierwszych singli żadna płyta pod szyldem Juniper się nie ukazała. Dlaczego?
Wytwórni nie podobały się piosenki pisane przez Damiena. Odrzucono na przykład pełen smutku i frustracji utwór "Eskimo". Zażądano od zespołu, jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało, "szybszych piosenek". Poirytowany Rice opuścił Juniper, a koledzy kontynuowali działalność już jako Bell X1.
Ponieważ Damien nie miał parcia, by jak najszybciej zostać sławnym muzykiem, ruszył w świat. A konkretnie do Toskanii, gdzie przez pół roku pracował w polu - sadził warzywa.
Później objechał Damien pół Europy, zwiedzając i muzykując na ulicy. Cały czas pisał i komponował.
Gdy wreszcie wrócił do Irlandii, pożyczył od pracującego w muzycznej branży kuzyna sprzęt, który służył mu za mobilne studio. Ponieważ nie potrafił wtedy dłużej usiedzieć w jednym miejscu, zabierał ten sprzęt ze sobą i rejestrował swoje utwory to tu, to tam.
Widział, że idzie mu nieźle, więc do nagrań zaprosił zaprzyjaźnionych muzyków. Gdy prace nad debiutanckim albumem "O", który ukazał się w 2002 roku, dobiegały końca, Damien Rice zebrał wszystkich, którzy nad płytą pracowali.
Był wtedy Irlandczyk swoim menedżerem, wytwórnią płytową, dystrybutorem - wszystkim. Chcąc nie chcąc, musiał więc również ogarniać kwestie finansowe.
"Chcecie po 100 funtów od piosenki teraz czy wolicie procent od sprzedanych płyt?" - zapytał.
Basista Shane Fitzsimmons, który jako jedyny był wtedy profesjonalnym muzykiem sesyjnym, poprosił o zapłatę, reszta zgodziła się na procent.
Album "O" w Irlandii pokrył się dziesięciokrotną platyną, w Wielkiej Brytanii czterokrotną platyną, w Norwegii złotem, w USA - platyną. Łącznie - ponad dwa miliony sprzedanych egzemplarzy. Warto było wziąć procent.
Lisa
Jednym z członków zespołu Damiena Rice'a od samego początku była krucha i eteryczna wokalistka Lisa Hannigan, której śpiew i wrażliwość wspaniale współgrały ze śpiewem i wrażliwością Rice'a.
Damien poznał tę studentkę historii sztuki w 1999 roku na koncercie w Whelan. Szybko okazało się, że słuchają tej samej muzyki i mają podobne, nieco odjechane, poczucie humoru. Zaprzyjaźnili się. Zakochali się.
Gdy magazyn "Hot Press" zapytał Damiena o najważniejszy moment swojej kariery, odparł bez wahania: "Dzień, w którym poznałem Lisę".
Najgorszy moment? "Dzień, w którym Lisa przestała ze mną rozmawiać".
W trakcie nagrywania "O" Rice i Hannigan zbliżyli się do siebie tak bardzo, że zostali parą. Spędzali ze sobą 24 godziny na dobę - pracowali razem, jedli razem, spali razem, razem jeździli w trasy koncertowe. Ponieważ jednak Damien jest (albo jak twierdzi - był) facetem wybuchowym, sielanka nie mogła długo potrwać.
Niechciana druga płyta
Damien, nagrywając "O", zakładał, że będzie to jego jedyna płyta. Chciał po prostu wydać swoje piosenki i tyle. Uznał misję za wykonaną. Czuł się spełniony. Chciał koncertować i nie wracać do studia.
Jednak sukces albumu "O" miał tak gigantyczne rozmiary, że Damien musiał w końcu zatrudnić menedżment i zaręczyć się z wytwórnią płytową, bo inaczej nie byłby w stanie skoncentrować się na muzykowaniu.
A menedżment i wytwórnia - wiadomo - zaczęli naciskać na jak najszybsze nagranie kolejnego albumu. Gdy Rice odniósł wrażenie, że zaczyna się kwestionować jego zdolność do komponowania utworów, złamał się i rozpoczął prace nad płytą "9" (2006 r.).
Równocześnie związek z Lisą znalazł się w fazie schyłkowej, a więc największych awantur i fochów. Ich kłótnie rzutowały na cały zespół, przez co atmosfera była fatalna - zarówno w studiu, jak i podczas trasy koncertowej.
Nie trzeba być przenikliwym znawcą ludzkiej natury, by odgadnąć, że gdy Damien i Lisa w utworze "Rootless Tree" śpiewają dwugłosem "P...l się / P...l się / Ty i wszystko co razem przeszliśmy", śpiewają to do siebie.
Podczas sesji nagraniowych do drugiej płyty byli już na etapie "zostańmy przyjaciółmi" (a w praktyce - największymi wrogami).
Obrażony na cały świat Damien nagrywał album trochę "na odczep się", decyzje co do wyboru piosenek zostawiał innym. Chcecie tego? Proszę bardzo. Nie chcecie tego? Proszę bardzo.
Gdy przyszło do promowania "9" w prasie, odmówił jakiejkolwiek aktywności i nie zgodził się na udzielanie wywiadów. Dziś opowiada, że wyrzuciłby z tej płyty połowę piosenek.
Po wydaniu "9" (mieszane recenzje, ale platyna na Wyspach) Damien ruszył z zespołem w tournee, podczas którego usunął Lisę z grupy już na zawsze.
Rice widział, że koncerty nie są zbyt udane, więc zebrał wszystkich w kółku i poprosił, by każdy zaproponował, co w takiej sytuacji zmienić. Przez całe spotkanie Lisa nie odezwała się ani słowem. Wściekły Damien wziął ją na stronę i zapytał, dlaczego nie angażuje się w działalność zespołu. "A po co? Przecież i tak zrobisz wszystko po swojemu" - odparła. Wtedy Rice wpadł w szał i zaczął na swoją byłą dziewczynę krzyczeć.
"Kompletnie straciłem wtedy głowę. Wrzeszczałem na nią i odesłałem ją do domu. Krzyczałem, że mam już serdecznie dość pracy z nią. Dziś wiem, że to była frustracja zakochanego człowieka. Kochałem ją i nie potrafiłem ułożyć sobie z nią" - wspominał Damien.
Po tej awanturze Lisa Hannigan nie tylko odeszła z zespołu Damiena Rice'a, ale też nigdy więcej się do niego nie odezwała. Jako solowa artystka wydaje bardzo dobre, ciepło przyjmowane w Irlandii albumy.
"Oddałbym wszystkie swoje sukcesy i wszystkie piosenki, by znów mieć Lisę w swoim życiu" - wyznał Damien w 2010 roku.
"Nie sądzę, bym miała jeszcze kiedykolwiek współpracować z Damienem. Jestem bardzo zajęta swoją solową działalnością..." - odparła w 2012 roku Lisa, zapytana o możliwość ewentualnej współpracy z Damienem w przyszłości.
Osiem lat
Podobno czas goi rany, ale w przypadku Damiena czas poczynał sobie bardzo leniwie.
Aż osiem lat potrzebował Irlandczyk, by dojść do siebie po niechcianym albumie i rozstaniu z Lisą.
Próbował coś tam nagrywać, ale robił to raczej z obowiązku niż przypływu weny. Wszystkie te nagrania ostatecznie wylądowały w koszu. Dopiero nawiązanie współpracy ze słynnym producentem Rickiem Rubinem - który jest bardziej psychoterapeutą niż mistrzem suwaków - pomogło mu, jak to się mówi, znaleźć balans.
"Z jakiegoś powodu miałem przeczucie, że współpracując z Rickiem Rubinem, będę mógł się poczuć komfortowo, otworzyć się, ujawnić swoje słabości i być sobą. Do Ricka przyciągnęła mnie jego tajemniczość. Ale miałem silne przekonanie, że to jest właściwy człowiek" - opowiada Rice.
Efektem tej współpracy jest album "My Favourite Faded Fantasy", promowany singlem "I Don't Want To Change You".
Płyta numer trzy ukaże się 3 listopada. Będzie to zarazem pierwszy jego album, na którym nie usłyszymy delikatnego głosu Lisy Hannigan. Znów śpiewa sam, jak wtedy w Toskanii, po ciężkim dniu pracy.
Mimo że upłynęło wspomniane osiem lat, wszystkie zaplanowane na jesień koncerty Damiena są wyprzedane do ostatniego miejsca. Bo Irlandczyk na scenie fascynuje, zatapia się w swoich utworach całkowicie, każde słowo wyśpiewuje z pasją i przekonaniem. Jeśli uważacie, że przesadzam, to weryfikujcie śmiało - biletów już nie kupicie, ale zasoby internetu stoją przed wami otworem.
Nie zważając na niesłabnące mimo długiej przerwy zainteresowanie, Damien cały czas wzbrania się przed udzielaniem wywiadów, rozdawaniem autografów, robieniem sobie zdjęć z fanami. W jednej z nielicznych rozmów z prasą tak uzasadniał swoją postawę:
"Nie jestem facetem, który chce być sławny, mieć mnóstwo pieniędzy i sprzedawać tryliony płyt. Chcę być szczery w tym, co robię. Chcę uczciwie służyć muzyce. Chcę pisać utwory, które są autentyczne, które inspirują, pocieszają, przy których można się pieprzyć czy robić cokolwiek innego. Te wszystkie rzeczy typu meet-and-greet, podpisywanie płyt, sesje zdjęciowe, wywiady - to nie jestem ja. Nie wydaje mi się to szczere. Ponieważ nie chcę nikogo obrażać, uznałem, że po prostu nie będę w tym uczestniczył".
Michał Michalak