Reklama

Michael Kamen był muzycznym ekspertem. Po współpracę ustawiały się kolejki

"Gdybyś mnie spytał przed wydaniem albumu czy flirt z muzyką klasyczną był na naszej liście rzeczy do zrobienia, odpowiedziałbym, że nie. Co więcej, w ogóle tego nie planowaliśmy, to był pomysł Michaela" opowiadał po wydaniu "S&M" Lars Urlich. To słynny kompozytor wpadł na pomysł połączenia metalowej stylistyki z magiczną siłą orkiestry symfonicznej. Przez lata swojej twórczości zachwycał słuchaczy swoimi pracami przy filmach, ale często flirtował z rockiem i popem, a efekty za każdym razem były doskonałe. Właśnie mija dwudziesta rocznica śmierci Michaela Kamena.

"Gdybyś mnie spytał przed wydaniem albumu czy flirt z muzyką klasyczną był na naszej liście rzeczy do zrobienia, odpowiedziałbym, że nie. Co więcej, w ogóle tego nie planowaliśmy, to był pomysł Michaela" opowiadał po wydaniu "S&M" Lars Urlich. To słynny kompozytor wpadł na pomysł połączenia metalowej stylistyki z magiczną siłą orkiestry symfonicznej. Przez lata swojej twórczości zachwycał słuchaczy swoimi pracami przy filmach, ale często flirtował z rockiem i popem, a efekty za każdym razem były doskonałe. Właśnie mija dwudziesta rocznica śmierci Michaela Kamena.
MIchael Kamen odszedł od nas 20 lat temu /Dave Benett /Getty Images

Metallica znała się doskonale z kompozytorem. To on stał za sukcesem ich wielkiego przeboju "Nothing Else Matters" z 1992 roku. Napisane przez niego aranżacje orkiestrowe dodały niesamowitej mocy metalowej balladzie. Muzycy wiedzieli, że propozycja Kamena nie jest szalonym pomysłem, a raczej przemyślaną ideą.

"Nie powiedziałbym, że byłem całkowitym ignorantem w kwestii muzyki klasycznej, ale nie było to moim priorytetem. Chyba Cliff Burton był jej największym fanem. Zawsze miał pod ręką jakiś album Bacha. Jednak kiedy propozycję składa ktoś taki, jak Michael, nie możesz się długo zastanawiać" wspominał w magazynie "Kerrang!" Lars Urlich. Dwa koncerty okazały się ogromnym sukcesem, a wydany w 1999 album "S&M" na długie lata ustawił dla podobnych projektów poprzeczkę  zawieszoną bardzo wysoko. 

Reklama

Jak wspominają jego przyjaciele, kiedy spotkało się muzyka na ulicy, nie wyglądał na cenionego kompozytora muzyki klasycznej. Z bujną, rozwianą fryzurą i charakterystycznym zarostem przypominał raczej członka rockowej grupy. Nawet kiedy występował w garniturze, wydawało się, że uciekł z hipisowskiej komuny i na chwilę stanął z batutą w ręku, aby poprowadzić orkiestrę.

Pochodzący z Nowego Jorku muzyk był niesamowicie uzdolniony muzycznie. Od najmłodszych lat fortepian nie miał przed nim tajemnic, potem doskonalił grę na oboju i założył rockowo-klasyczny zespół o nazwie New York Rock & Roll Ensemble, który wpadł w ucho Leonarda Bernsteina. Słynny kompozytor i dyrygent wziął Michaela Kamena pod swoje skrzydła i pokazał mu świat kompozycji i aranżacji. 

David Bowie zaproponował mu współpracę. Był oczarowany

Kiedy Kamen usłyszał nagrania The Beatles, nie mógł oprzeć się fascynacji pozornie prostymi melodiami, które poprzez doskonałe harmonie miały niesamowitą moc oddziaływania na słuchaczy. Mniej więcej w tym czasie David Bowie zachwycił się twórczością artysty, będąc na premierze jednego z przedstawień nowojorskiego Harkness Ballet, do którego muzykę napisał właśnie Kamen. Po koncercie zaproponował mu posadę dyrektora artystycznego na trasie "Diamond Dogs". Pozorny mur między światem klasycznym i muzyką popularną runął. Od tego momentu pewnie poruszał się w obu przestrzeniach artystycznych. 

Jego wkład w prace nad "The Wall" Pink Floyd i aranżacje orkiestrowe do "Nobody Home", "The Trial" i "Comfortably Numb" stały się doskonałym przykładem talentu kompozytora. Nic dziwnego, że po latach ponownie współpracował z Floydami przy "The Final Cut" i "The Division Bell". Zafascynowany talentem Erica Claptona zawsze szukał możliwości współpracy z muzykiem. Zaowocowało to nagrodą Ivor Novello w 1986 roku za ścieżkę dźwiękową do brytyjskiego serialu "Edge of Darkness". Duet kontynuował dobrą passę przy albumie koncertowym Claptona "24 Nights" z 1991 roku i muzyce do filmu "Zabójcza broń".

"Do kogo się zwracasz, jeśli potrzebujesz genialnej muzyki, która podkręcałaby narrację filmu? Oczywiście do Michaela. Miał fenomenalne wyczucie tego, co podkreślić, a co wyciszyć" - powiedział o kompozytorze reżyser kultowej serii "Zabójcza broń" Richard Donner. To dzięki zaangażowaniu w ten projekt Kamen stał się na przełomie lat 80. i 90. rozchwytywanym twórcą filmowej muzyki.

Można śmiało zaryzykować tezę, że jego talent stał za większością kasowych przebojów w tamtych czasach. "Momentami miałem wrażenie, że jeśli Ennio Morricone coś odrzucał, albo nie miał czasu, ludzie przychodzili do mnie. Kiedy indziej pytali się mnie czy jestem zainteresowany, bo Morricone tak. Był taki czas, że myślałem o tym, jak o jakimś wyścigu, chociaż nigdy nie było między nami rywalizacji" - wspominał tamten okres Kamen w jednym z wywiadów. 

Podobno zbiegi okoliczności nie istnieją. Montażysta filmu "Edge of Darkness" Stuart Baird pracował jednocześnie nad filmem Richarda Donnera. Zachwycony muzyką, jaką Clapton i Kament stworzyli na potrzeby brytyjskiej produkcji, przywiózł płytę do Ameryki i pracując nad montażem "Zabójczej broni" wykorzystywał ją jako tymczasowy podkład. Kiedy Donner usłyszał efekty, nie namyślał się długo komu powierzyć nagranie ścieżki dźwiękowej do filmu.

Tak przez kilka kolejnych lat Clapton, Kamen i saksofonista David Sanborn, którego Michael znał jeszcze z czasów pracy z Davidem Bowie, stworzyli trio kompozytorskie, które dostarczało znakomitą oprawę dla perypetii ekranowych detektywów Martina Riggsa i Rogera Murtaugh, a także piosenki z list przebojów ze znakomitą "It's Probably Me" na czele. 

Muzyk w tamtym czasie poznał już smak sukcesu komercyjnego swojej pracy za sprawą filmu "Highlander" i efektu, jaki uzyskała piosenka "Who Wants to Live Forever". Wzbogacona o aranżację Kamena  i brzmienie stworzone przez National Philharmonic Orchestra kompozycja Briana Maya stała się mocnym elementem filmu i kolejnym wielkim przebojem grupy Queen

Na początku lat 90. kompozytor ponownie wkroczył do świata muzyki pop z wielkim hukiem. Nawiązał współpracę z Bryanem Adamsem, która zaowocowała nominacją do Oscara za "(Everything I Do) I Do It For You", który był przewodnim singlem, promującym kasowy hit "Robin Hood: ksiąze złodziei". Piosenka była numerem jeden 1991 roku na całym świecie. Kolejne przebojowe ballady "All for Love" z filmu "Trzej muszkieterowie" i "Have You Ever Really Loved a Woman?" promująca "Don Juan DeMarco" ugruntowały jego pozycję, nie tylko jako utalentowanego twórcy muzyki filmowej, ale też sprawnego autora wielkich komercyjnych hitów. 

Przez lata swojej kariery Michael Kamen współpracował z wieloma uznanymi artystami jak Aerosmith,  Bryan Ferry, Guns N' Roses, The Cranberries czy Eurythmics. Za każdym razem jego klasyczne wyczucie i niezwykły talent w aranżacji piosenek zostawiał trwały ślad w twórczości tych muzyków jak choćby w przypadku amerykańskiej formacji Queensrÿche. Ich największy i jedyny komercyjny sukces na listach przebojów "Silent Lucidity" stał się możliwy dzięki fantastycznej orkiestracji autorstwa Kamena. 

Podobnie jak z popularnymi popowymi piosenkami kompozytor radził sobie z pełnowymiarowymi partyturami orkiestrowymi, którymi ozdabiał najpopularniejsze przeboje filmowe. Jego talent sprawdzał się w zestawieniu z komedią, dramatem, thrillerem czy filmem dla dzieci. Zawsze potrafił odnaleźć odpowiedni muzyczny język, którym dopełniał ekranowe dzieła. Za każdym razem tworzonego przez niego ścieżki dźwiękowe cieszyły się popularnością dorównującą filmowym hitom. Czasem praca nad filmem dawała artyście impuls do zupełnie innej działalności.  

Był niezwykle poruszony historią, przedstawioną w filmie "Mr. Holland's Opus" z Richardem Dreyfussem, wcielającym się w rolę niedocenionego kompozytora, który poświęca swoją karierę dla rodziny i opieki nad niesłyszącym synem. Bohater odnajduje ukojenie w pracy ze szkolną młodzieżą. Kiedy w trakcie pracy nad tym obrazem muzyk odwiedził swoją szkołę muzyczną, w jego głowie pojawił się pomysł. 

Placówka była niedofinansowana, wyposażona w niesprawne instrumenty, a uczniowie, z których wielu pochodziło z niezamożnych rodzin, nie mieli możliwości rozwijania w pełni swoich talentów. W 1997 roku Kamen założył więc fundację pod nazwą "Mr Holland's Opus Foundation", która była zainspirowana filmową postacią. Jej celem była zbiórka pieniędzy i dostarczanie dzieciom instrumentów muzycznych, a także inwestowanie w rozwijanie artystycznych pasji i wspieranie szkolnych programów edukacyjnych. Na jej czele od lat stoi Felice Mancini, córka Henry'ego Manciniego, innego legendarnego amerykańskiego kompozytora. 

Pasmo sukcesów przerwała choroba, stwardnienie rozsiane, która była bezpośrednią przyczyną jego śmierci na zawał serca. Pomimo zdrowotnych trudności do ostatnich chwil Kamen starał się być aktywny zawodowo. Dostarczał regularnie doskonałą muzykę na potrzeby przemysłu filmowego. Zawsze uśmiechnięty, pogodny i czarujący. Nigdy nie skarżył się na swoje problemy. Zarażał ludzi wokół swoim optymizmem.

Annie Lennox, która poznała kompozytora podczas pracy przy przeboju Eurythmics "Here Comes the Rain Again", wspominała postać artysty po jego śmierci. "Był jedną z najlepszych osób, jakie mogły się pojawić z nami w studio. Kiedy go poznałam, wiedziałam, że poza ogromnym profesjonalizmem, jakim się cechował, wkładał serce we wszystkie działania. To przyćmiło fakt tego, że fantastycznie aranżował smyczki. Stał się po prostu naszym przyjacielem, a kiedy wchodził do pokoju, wokół niego roztaczał się przepiękny blask. Poznałam niewielu ludzi o takiej charyzmie jak Michael".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Eric Clapton | Bryan Ferry
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy