Reklama

Bójka o paznokcie, rozlany jogurt i załatwianie na ulicy. Za to trafili do aresztu

Znany muzyk za kratkami to zawsze sensacja i rzecz, której nie da się zbyt długo utrzymać w tajemnicy. Do aresztu trafiały w przeszłości nawet największe gwiazdy, które dzisiaj uchodzą za grzecznych i przykładnych obywateli. Czasem ich przewinienia były tak wyjątkowo absurdalne, aż trudno uwierzyć, że można było zrobić coś tak dziwnego albo zwyczajnie głupiego.

Znany muzyk za kratkami to zawsze sensacja i rzecz, której nie da się zbyt długo utrzymać w tajemnicy. Do aresztu trafiały w przeszłości nawet największe gwiazdy, które dzisiaj uchodzą za grzecznych i przykładnych obywateli. Czasem ich przewinienia były tak wyjątkowo absurdalne, aż trudno uwierzyć, że można było zrobić coś tak dziwnego albo zwyczajnie głupiego.
Ozzy Osbourne nie raz szokował swoim zachowaniem /Paul Natkin/Getty Images /Getty Images

Wybryk Ozzy'ego Osbourne'a, nawet jak na niego, robił wrażenie. Muzyk był oczywiście aresztowany wielokrotnie, ale jedna z jego akcji okazała się wyjątkowo spektakularna. W lutym 1982 roku grupa Black Sabbath grała koncert w San Antonio, w Teksasie. Przed występem muzycy postanowili zrelaksować się w swoim ówczesnym stylu, czyli pijąc ogromne ilości alkoholu. 

Reklama

Nie byłoby problemu, gdyby nie to, że po imprezie Ozzy wybrał się na spacer. Muzyk zszokował przechodniów tym, że w nocy, w środku miasta, oddawał mocz na chodnik i w pobliżu ważnego dla miasta pomnika. Osbourne był dodatkowo ubrany w sukienkę swojej narzeczonej. Ludzie wezwali policję, ale wcale nie dlatego, że martwili się o nieodpowiedni strój muzyka w zimną, lutową noc. Wokalista trafił do aresztu, dostał też 10-letni zakaz występowania w San Antonio.

Dziwny człowiek w deszczu

Nocny spacer niezbyt dobrze skończył się też dla Boba Dylana. Co prawda muzyk nie łamał prawa jak Ozzy, ale i tak trafił w ręce policji. W 2009 roku wokalista był w trasie koncertowej, razem z Johnem Mellencampem i Williem Nelsonem. Dylan wybrał się na spacer w New Jersey, ale widok osoby w dresach, kaloszach i podwójnym płaszczu przeciwdeszczowym, spacerującej w wielkiej ulewie, zaniepokoił mieszkańców. Policja dostała sygnały o "dziwnym, starszym człowieku". Funkcjonariusze przyjechali, zapytali przechodnia, kim jest, a on odpowiedział, że co prawda nie ma przy sobie dowodu osobistego, ale nazywa się Bob Dylan i właśnie jest w trasie koncertowej. Młodzi policjanci nie rozpoznali artysty, więc uznali, że to uciekinier z pobliskiego szpitala psychiatrycznego i zapakowali wokalistę do radiowozu. Sprawę wyjaśniła wizyta w autobusie muzyka i kontrola dokumentów.

Oblał obsługę jogurtem i zaatakował stewardesę krawatem

Myślicie, że na pokładzie samolotu muzycy są bezpieczni i nie zrobią niczego głupiego? Błąd. Peter Buck, gitarzysta grupy R.E.M., uchodzi za kulturalnego i bezproblemowego człowieka, ale w 2001 roku okazało się, że linie lotnicze są innego zdania. Buck podróżował z Seattle do Londynu i chyba kilkanaście kieliszków wina na dużej wysokości było dla muzyka zbyt dużą dawką alkoholu. Gitarzysta wdał się w dyskusję z obsługą, przewrócił wózek z napojami, oblał jogurtem siebie i stewardessę, a potem zaatakował pracowników linii lotniczej, łącznie z duszeniem jednej osoby krawatem. 

Na lotnisku Heathrow na muzyka czekało gorące powitanie, ale wcale nie w wydaniu fanów. Policja natychmiast aresztowała Bucka, który tłumaczył się, że wziął leki nasenne, które w połączeniu z alkoholem pozbawiły go kontroli nad sobą, na dodatek muzyk nie pamiętał, co wyczyniał na pokładzie. W sumie trochę szkoda, bo zorganizował współpasażerom niezłe widowisko. Podobny incydent miała na koncie Dolores O'Riordan z The Cranberries. Artystka wdała się w dyskusję ze stewardessą i zraniła kobietę w stopę. Artystka została zatrzymana już na lotnisku i tam nadal dyskutowała, ale już z policją.

Ulubionym klientem linii lotniczych nie został też Izzy Stradlin. Gitarzysta Guns N' Roses leciał w 1989 roku z Indianapolis do Los Angeles. Muzyk, podobnie jak jego kolega z R.E.M., raczył się procentowymi napojami. W pewnym momencie muzyk poczuł, że musi iść do toalety. Nie on jedyny, bo przed drzwiami WC utworzyła się spora kolejka ludzi. Izzy do niej dołączył, ale po chwili stracił cierpliwość, oświadczył, że nie zamierza dłużej czekać i oddał mocz na wykładzinę w przejściu. Wszystko na oczach zszokowanych pasażerów. 

To była jednak tylko wisienka na torcie, bo wcześniej muzyk zwyzywał stewardessę i palił papierosy na pokładzie w strefie, w której obowiązywał zakaz. Tak, wtedy w samolotach istniały jeszcze wyznaczone miejsca dla palaczy, ale Stradlin ewidentnie nie przejmował się podziałami. Muzyk nie doleciał do domu, bo samolot wylądował w Phoenix, gdzie na gitarzystę czekała już policja.

Bójka z powodu paznokci

Raperka Foxy Brown zdecydowanie wiedziała, jak zadbać o wizerunek "bad girl". W 2004 roku artystka wybrała się do salonu urody w Nowym Jorku na manicure i pedicure. Tę druga część usługi udało się wykonać, ale kiedy wokalistka czekała na manicure, okazało się, że salon za chwilę kończy pracę i Foxy będzie musiała przyjść innego dnia. Raperka się wściekła, wstała i postanowiła wyjść, ale obsługa nie chciała jej wypuścić bez uregulowania należności, co ciekawe, za całość usługi. Doszło do szamotaniny, Brown zaczęła okładać jedną osobę po głowie, a drugą uderzyła telefonem. Artystka dostała wyrok w zawieszeniu i musiała brać udział w zajęciach z panowania nad gniewem.

Nauka poszła jednak w las, bo w 2007 roku raperka znów wdała się w bójkę. Sąsiadka twierdziła, że wokalistka zbyt głośno słucha muzyki w swoim samochodzie, Brown była innego zdania, doszło do awantury, a Foxy postanowiła uciszyć przeciwniczkę, uderzając ją telefonem. Trening w salonie piękności zrobił swoje. Ostatecznie raperka trafiła do więzienia, ale nawet to nie było wystarczającą nauczką. W 2011 roku artystka została wyproszona ze statku wycieczkowego po awanturze. Brown pokłóciła się o wizytę - tak, dobrze obstawialiście - w salonie piękności na pokładzie.

Frank Zappa był oryginalną postacią, więc jego aresztowanie też musiało być wyjątkowe. W 1965 roku Zappa był młodym, początkującym muzykiem, który ledwo wiązał koniec z końcem. Po jednym z występów podszedł do niego mężczyzna, który przedstawił się jako fan i sprzedawca używanych samochodów. Nowy znajomy zaproponował muzykowi 100 dolarów za nagranie dźwięków uniesień, które chciał zaprezentować na imprezie. Wokalista usłyszał tylko kwotę i już wiedział, że nie może odmówić. Postanowił trochę oszukać klienta, poprosił o pomoc swoją przyjaciółkę z klubu go-go i - nie, to nie tak jak myślicie - oboje udawali odgłosy, hałasy i nagrali to. 

Kiedy muzyk dostarczył kasetę nabywcy, okazało się, że "fan" był w rzeczywistości policjantem, który działał pod przykrywką. Funkcjonariusze zrobili nalot na studio Zappy, a sam artysta trafił na kilka dni do więzienia za produkcję pornografii. Sprawa trafiła też do prasy, która opisała Franka jako przestępcę. Jedyny plus tej sytuacji był taki, że muzyk - jak osoba skazana - nie mógł zostać wysłany na wojnę w Wietnamie, co akurat bardzo artystę ucieszyło.

Z psami na hulajnodze

Pete Doherty z The Libertines może już sam nie pamiętać, ile razy został aresztowany, ale akurat tej sytuacji chyba nigdy nie zapomni. W 2019 roku muzyk miał już na koncie tyle punktów karnych, że dostał zakaz prowadzenia samochodu. Kiedy więc uciekł pies wokalisty, Pete ruszył na poszukiwania elektryczną hulajnogą. Po drodze zatrzymał go patrol, który zrobił sobie selfie z muzykiem i zapewnił go, że nic mu nie grozi, jeśli tylko będzie jeździć po chodniku. Innego zdania byli koledzy tych policjantów, którzy przyjechali później na interwencję. Funkcjonariusze zobaczyli muzyka, który w środku nocy pędził na hulajnodze z psami po obu stronach pojazdu. Tym razem nie poprosili o selfie, lecz o dokumenty. Pete zapłacił ostatecznie osiem tysięcy funtów mandatów za to i wcześniejsze przewinienia, a przez kolejne dwa lata mógł poruszać się wyłącznie pieszo albo komunikacją miejską.

Johnny Cash miał sporo przygód z policją, ale ta z 1965 roku jest tak zadziwiająca, że aż zabawna. Po koncercie wokalista świętował w swoim stylu, czyli pijąc. Nie wiadomo do końca dlaczego, ale w środku nocy muzyk znalazł się na czyimś polu. Prawdopodobnie Cash próbował dotrzeć do sklepu, żeby kupić papierosy, ale kiedy policja przyjechała na interwencję w sprawie intruza na prywatnym terenie, zastała tam muzyka, który akurat zrywał kwiaty. Artysta trafił do celi, żeby wytrzeźwiał, ale chyba to brak papierosów tak go rozsierdził, że muzyk kopał w drzwi, aż złamał palec u nogi. Cash napisał potem o tym incydencie piosenkę - "Starkville City Jail". W 2007 roku wokalista został oficjalnie ułaskawiony, az wydarzyło się to podczas "Festiwalu Johnny’ego Casha zrywającego kwiaty". Tak, to prawdziwa impreza.

Myszka Miki z walkie-talkie

Kim Gordon z Sonic Youth co prawda zaliczyła swój pobyt w areszcie jeszcze przed wielką sławą zespołu, ale to wcale nie umniejsza tej historii. Wokalistka była na studiach, kiedy postanowiła pójść na wagary. I to nie byle jakie, bo Gordon z koleżanką wybrały się do Disneylandu. Parkowe atrakcje okazały się niewystarczające, więc artystka poszła w zaciszny zakątek Disneylandu i zapaliła jointa. Miejsca rozrywek, jak się okazało, pilnowała policja, w której ręce Kim szybko trafiła. Artystka wspominała w rozmowie z "The Guardian", że została zabrana do specjalnego pomieszczenia na przesłuchanie. Tam Gordon zobaczyła między innymi "Myszkę Miki rozmawiającą przez walkie-talkie". I nie, nie był to skutek tego, co wokalistka wypaliła.

Do sąsiadów nigdy z pustymi rękami

Puddle of Mudd byli swego czasu grunge’owym objawieniem, ale liczba piosenek zespołu na listach przebojów i tak była mniejsza niż pobytów wokalisty w areszcie. Wes Scantlin najczęściej był zatrzymywany za posiadanie narkotyków i stosowanie przemocy, ale w jego kartotece znalazł się też nietypowy wybryk. Wokalista popadł w konflikt ze swoją sąsiadką, zresztą także artystką, Sashą Gradivą. Muzyk ustawiał na swoim dachu namiot, żeby blokować jej widok z okna albo wieszał nad płocie flagi z nazwą swojego zespołu. Pewnego razu jednak posunął się za daleko. Uznał, że sąsiadka wybudowała murek częściowo na jego terenie, więc zniszczył go młotkiem, a później ruszył na taras Gradivy z piłą. Przypomnijmy, że jednym z największych przebojów Puddle of Mudd była piosenka "She Hates Me". Po tym wybryku tytuł idealnie oddawał rzeczywistość.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy