Reklama

"Z życia mordercy"

"Pathogen", wydany w drugiej połowie 2010 roku następca debiutu "Bullet In Your Head", jest spojrzeniem warszawskiej grupy Made Of Hate w meandry psychiki seryjnego mordercy. Poza tekstami, równie nieprzeniknione, jak rzeczony tok myślenia zabójcy, są olbrzymie umiejętności rozmówcy Bartosza Donarskiego, gitarzysty Michała Kostrzyńskiego, który nie bez kozery doczekał się miana polskiej odpowiedzi na Alexiego Laiho.

Po dobrych dwóch latach od wydania debiutu, przypominacie o sobie nowym albumem. Odnoszę wrażenie, że fani zdążyli już przyzwyczaić się do nazwy Made Of Hate, i chyba także wy nabraliście większej pewności. Ciekawi mnie, czy sposób w jaki powstawał "Pathogen" bliski był komponowaniu muzyki na "Bullet In Your Head"? Chęć sprostania własnym i zewnętrznym oczekiwaniom musiała być chyba spora?

- Tak, od naszego debiutu jako Made Of Hate minęły już dwa lata i nie było innej możliwości, jak właśnie zaprezentowanie naszym fanom nowej płyty. Bardzo trafną uwagą jest to, że zarówno nasi fani, jak i my, zdążyliśmy się zżyć z nazwą Made Of Hate oraz w jakimś stopniu zaznaczyć swoją obecność i pewien trade mark na międzynarodowym rynku muzycznym.

Reklama

- W kwestii samego komponowania muzyki na "Pathogen", to odbyło się to podobnie, jak to miało miejsce z płytą "Bullet In Your Head". Muzykę i teksty napisałem ja - tak było zawsze, jeszcze nawet za czasów Archeon. Jeśli zaś chodzi o oczekiwania, zarówno nasze, jak i te ze strony publiczności, były oczywiście wysokie. My chcieliśmy zrobić album koniecznie lepszy od debiutu, mocniejszy i dojrzalszy. Fani oczekiwali w zasadzie tego samego, pokazania, że debiut nie był przypadkowy. Taka sytuacja zadziałała na nas niesamowicie stymulująco i praca nad materiałem była wyjątkowo ciekawa i prężna. Z całą pewnością chcieliśmy pokazać charakter tą płytą.

Utwory zawarte na drugiej płycie są jeszcze bardziej dynamiczne, niż te, które pojawiły się na debiucie. Nie sądzisz, że właśnie pod względem motoryki wasza nowa propozycja wypada ciekawiej?

- Zdecydowanie. "Pathogen" obfituje w zróżnicowane dynamicznie motywy, dzięki czemu stanowi ciekawą i interesującą płytę. Skalowanie dynamiką, motoryką czy barwą daje szerokie możliwości aranżacyjne. Metal nie musi być nudny, monotonny czy monotematyczny. Kiedy się kocha muzykę i kocha się ją grać, to wtedy każda zabawa dźwiękiem staje się atrakcyjna. To, co uważaliśmy za wyjątkowo atrakcyjne, postanowiliśmy umieścić na "Pathogenie". Cieszę się, że te zabiegi zostały wychwycone przez ciebie i zwróciłeś na nie uwagę. Nowy album nie jest jednowymiarowy, a to dla nas bardzo budująca sprawa.

Znajduję tu również większą równowagę pomiędzy wysokimi ambicjami, co się chwali!, w sferze samego wykonawstwa i strzelistych solówek, z których jesteście znani a chęcią solidnego przyłożenia. Zgodzisz się, że "Pathogen" ma po prostu większy power?

- "Bulletem" pokazaliśmy, że umiemy grać i instrumenty nam raczej nie przeszkadzają. "Pathogenem" nie musieliśmy udowadniać tego drugi raz i chcieliśmy nadać naszej muzyce więcej mięsa i dołożyć wspomnianego poweru. Nie oznacza to, że na nowym albumie nie ma dużej ilości melodii etc. Oczywiście jest dużo - to w końcu Made Of Hate. Solówki są wykręcone i dopieszczone, bo to mój tzw. konik. Niemniej muzyka jest cięższa, mocniejsza i dużo bardziej osadzona. Dodatkowo, wciąż uczymy się aranżacji i odkrywamy nowe oblicza muzyki; niektóre same w sobie wywołują uczucie wspomnianego przez ciebie "solidnego przyłożenia" oraz powera. "Pathogen" jest z pewnością mocniejszy i rusza nie gorzej niż "Bullet In Your Head".

Już po pierwszym przesłuchaniu doszedłem do wniosku, że "Pathogen" cechuje też większa różnorodność, gdzie prócz firmowego melodyjnego grania pojawia się przysadzisty groove i ciężar. Jak oceniasz tę płytę pod tym kątem?

- Z pewnością "Pathogen" góruje nad debiutem pod kątem ciężaru oraz rytmu. Jest wiele zmian rytmu, nie ma monotonności i w riffach jest dużo groove'u. Mam wrażenie, że dopiero teraz wszystko chodzi jak należy. Rytmika to w ogóle fajny element muzyki i wiele zespołów używa jej jako czynnika formotwórczego (vide Meshuggah). My zaprezentowaliśmy "zabawę" rytmem w nieco inny sposób, niż do tej pory, dzięki czemu uzyskaliśmy siłę i ciężar, nawet pomimo tego, że gitary były strojone wyżej, niż na "Bullet In Your Head".

- Przy okazji tego pytania, dodam też, że sama sesja nagraniowa dała nam kilkukrotnie możliwość spojrzenia świeżo na nagrywany materiał. Mieliśmy w sumie trzy sesje. Na jednej nagraliśmy bębny. Potem przyszedł czas na gitary i bas. A następnie, po kilkutygodniowej przerwie, wróciliśmy nagrać partie wokalne. Cały czas nowe utwory nabierały kolejnych odcieni i dopiero po pewnym czasie udało się uzyskać to, czego szukaliśmy tą płytą - naprawdę zajebiste, zróżnicowane utwory w stylistyce Made Of Hate.

Pierwsza płyta, mimo swego niezaprzeczalnego wdzięku, spotkała się też z zarzutami o nader wyraźne zapatrzenie w zespoły pokroju Children Of Bodom. Czujesz się jak Alexi Laiho?

- Czuję się jak Michał Kostrzyński, gitarzysta z Made Of Hate. Niemniej faktycznie wielokrotnie byliśmy porównywani do Children Of Bodom, a ja do Laiho. Podchodzę do tego z dystansem, bo w naszej krótkiej karierze byliśmy już porównywani do wielu różnych zespołów, a prawda jest taka, że my robimy swoje i być może to komuś miejscami przypomina jeden czy drugi zespół. Nową płytą pokazujemy, że mamy własny styl i mogą nas nawet nazywać Metalliką, a my nadal będziemy naszym kochanym Made Of Hate.

Twoja gra na gitarze i doskonałe solówki to znak rozpoznawczy Made Of Hate. Masz swoich faworytów w dziedzinie gitarowej ekwilibrystyki? Kto jest dla ciebie wzorem?

- Dziękuję za słowa uznania, staram się. Niemniej wiem, że walka o bycie dobrym gitarzystą, to nieustanna praca nad swoimi umiejętnościami i własnym ja. Dlatego wiem, że jeszcze wiele przede mną. Co do moich wzorów, to oczywiście mam ich trochę. Mam wykształcenie muzyczne (w zasadzie muzykologiczne), więc wiele moich inspiracji pochodzi z muzyki klasycznej. Z muzyki nowoczesnej najbardziej darzę sympatią przede wszystkim Malmsteena, Petrucciego oraz Michaela Romeo i Marty'ego Friedmana. Poza nimi jednak jest cała lista różnych gitarzystów, których cenię, ale jeśli mam być kompletnie obiektywny, to gra wspomnianej czwórki wpłynęła na mnie chyba najbardziej. O Malmsteenie napisałem nawet jedną z moich prac dyplomowych. Można powiedzieć w hołdzie, bo dzięki niemu w zasadzie zacząłem się interesować tak na poważnie ekwilibrystyką na gitarze.

Za muzykę i teksty odpowiada jedna osoba, czyli ty. I wszystkim to pasuje?

- Tak i tak. Mamy wypracowany charakter pracy i wszystkim to odpowiada. Zresztą ja nie umiałbym grać czegoś, czego nie czuję. Pisząc muzykę dokładam wszelkich starań, by muzyka była interesująca zarówno w odbiorze, ale także w wykonaniu. Mam wrażenie, że to się udaje, dlatego nie zmieniamy tego systemu pracy.

"Pathogen" to również jedna zasadnicza zmiana, a raczej roszada na stanowisku wokalisty. Skąd ten pomysł?

- Nie ma co ukrywać, mój scream był mocno limitowany, nie mogłem osiągnąć tego, czego chciałem. Szukając złotego środka okazało się, że Radek ma taki wokal i sam z siebie potrafi nim tyle, że było już jasne, iż to on powinien zająć funkcję wokalisty. Ponadto chcieliśmy zabrzmieć ciężej, zaprezentować coś więcej na wokalu niż tylko wrzask. Teraz w naszej muzyce są i screamy, i growle i czyste wokale, a także melorecytacje. Wszystko, co istotne, jest w tonacjach utworów, a zatem jest to bardziej melodyjne, niż to miało miejsce przy "Bullet In Your Head". Pomysł ten po prostu wskazuje, że nie siedzimy w miejscu i naszą cechą jest rozwój. Dzięki temu mogliśmy zrobić dużo więcej, a perspektywy są naprawdę zachęcające.

Muzyka Made Of Hate wydaje się zespalać kilka gatunków metalowego grania, od amerykańskiego thrash / speed metalu, przez żwawy death metal rodem ze Szwecji, po szeroko pojętą, skandynawską melodyjność podpartą gitarową wirtuozerią, nawiązania do klasycznego heavy i power metalu. Czy z tych różnych fascynacji łatwo budować własny styl?

- Według mnie jak najbardziej! Podstawą tego wszystkiego jest otworzenie się na wiele gatunków muzycznych oraz posiadanie określonego celu. Trzeba po prostu wiedzieć, czego się chce. Kiedy tworzysz coś swojego, to po prostu musisz pisać to, co cię kręci i być w tym konsekwentnym. Ponadto trzeba ciągle nad sobą pracować i się rozwijać. Myślę, że dziś Made Of Hate ma swój własny styl i może być łatwo odróżnione od innej muzyki. W moim mniemaniu i w oparciu o własne doświadczenie, wydaje mi się, że im więcej fascynacji i inspiracji, tym lepiej. Gdy dużo słuchasz, masz więcej pomysłów. Gdy więcej piszesz, piszesz coraz lepsze utwory. W pewnym sensie chodzi tak naprawdę o doskonalenie własnych umiejętności. Jeśli tylko ktoś ma trochę własnej inwencji, to myślę, że poradzi sobie w poszukiwaniu własnego stylu.

Wracając do przeszłości. W 2007 roku z Archeon przedzierzgnęliście się Made Of Hate. Przypomnisz z czego to właściwie wynikało?

- Przede wszystkim wynikało to z losów życia. Archeon był synonimem pewnych postaw i mentalności, których mieliśmy już dość. Zdecydowaliśmy się odseparować od tamtej atmosfery grubą kreską. Ponadto zmiany w stylu były na tyle znaczące, że nie mogliśmy się podpisać starą nazwą pod nowym wówczas materiałem. Made Of Hate to rozdział, który rozpoczyna się w roku 2007, ale posiada, powiedziałbym, całkiem obszerny wstęp w postaci historii Archeon. Z perspektywy obecnych czasów, muszę przyznać, że zmiana ta wyszła nam na dobre. Dziś liczy się Made Of Hate i całą swoją energię wkładamy właśnie w ten zespół.

Kilka miesięcy po premierze "Bullet In Your Head" wystąpiliście w Warszawie u boku Iron Maiden. Jak wspominacie to doświadczenie?

- Dla takich chwil się żyje! Nie ma słów, które odpowiednio opisałyby to, co czułem kiedy wyszedłem przed niemal 30 tysięcy ludzi. Ogromna radość, podekscytowanie, milion różnych emocji... Cóż, czułem się doskonale i zarówno sam koncert, jak również wszystko to, co działo się przed nim - Bruce Dickinson puszczający nas co tydzień na antenie BBC, informacja, że Iron Maiden chce nas na koncercie w roli bezpośredniego supportu itd. To była zdecydowania najlepsza pod każdym względem historia w moim życiu! Jak miałem siedem-osiem lat słuchałem płyt Iron Maiden w "Digitalu" w Warszawie. Później spotykam ich na tej samej scenie i gram tam swoją muzykę! Z całą pewnością marzenia się spełniają!

Rzeczony występ w towarzystwie legendy NWOBHM to jeden z nielicznych koncertowych epizodów Made Of Hate, o którym można przeczytać w sieci. Popraw mnie jeśli się mylę, ale na żywo to wy chyba za dużo nie gracie. Dlaczego?

- Rzeczywiście nie udało nam się poprzeć debiutu wieloma koncertami, ale z drugiej strony nawet biorąc pod uwagę jeden koncert z Maiden, to udało nam się dotrzeć do większej ilości fanów, niż powiedzmy dwutygodniową trasą po Polsce. Oczywiście to całkiem coś innego, ale nie można odrzucić i takiego poglądu na tę sprawę. Mamy nadzieję, że przy "Pathogenie" uda nam się nawiązać współpracę w kwestii koncertów i pograć znów po Polsce. Za czasów Archeona graliśmy naprawdę dużo.

Zastanawiam się z jakim reakcjami spotyka się wasza muzyka poza granicami kraju, tym bardziej że waszym wydawcą jest wytwórnia z Niemiec. Jak porównałbyś to z odbiorem Made Of Hate w Polsce? Swoją drogą, jak postrzegasz współpracę z AFM na tym etapie?

- Muszę przyznać, że spotykamy się z bardzo miłymi słowami za granicami naszego kraju. Słowa te zdają się potwierdzać wyniki wymiernej sprzedaży płyt i MP3. Poza USA i konkretnym zachodem Europy, ostatnio zyskaliśmy spore zainteresowanie w Szwecji, a także w Japonii... Ogólnie zainteresowanie jest i dostajemy liczne komentarze odnośnie naszej muzyki i naszej działalności. Zdecydowanie to nas wzmacnia i utwierdza w tym, co robimy.

- Jeśli miałbym porównać odbiór na Zachodzie z odbiorem w Polsce, to wiadomo, że będąc na rynku międzynarodowym tenże wciąga nasz mały rynek krajowy nosem. Ludzie lubią naszą muzykę i tu i tu, jednak trzeba obiektywnie powiedzieć, że na Zachodzie jeszcze do tego ją kupują dając nam przysłowiowy chleb. W Polsce nie jest z tym dobrze, ale o tym wie każdy muzyk w naszym kraju. Jeżeli chodzi o AFM, to jest to nasza wytwórnia i należy do grona większych, a zatem ma dostęp do większej ilości środków promocyjnych etc. Nasza współpraca jest bardzo dobra. Mając doświadczenia z wydawaniem Archeon, mogę powiedzieć, że współpraca w ogóle jest, że ujmę to w ten sposób.

Wasze płyty w Polsce dostępne są właściwie na zasadzie licencji. To ma jakieś znaczenie twoim zdaniem?

- Jesteśmy z Polski i bardzo byśmy chcieli zaoferować naszym fanom jak najwięcej. Dlatego nie wyobrażam sobie nie mieć możliwości wydania płyt w Polsce. Cieszę się także, że to właśnie Mystic ma dystrybucję Made Of Hate w naszym kraju. Jest to prężna wytwórnia, o której wciąż słyszymy od naszych kolegów po fachu same fajne opinie. Liczę, że uda nam się razem zasilić rynek polski w muzykę spod znaku Made Of Hate. Wiem, że ludzie też czekają na naszą płytę, także nic, tylko działać...

Patogen to innymi słowy czynnik chorobotwórczy. Wyjaśnisz na koniec genezę tego tytułu?

- Motywem przewodnim w tekstach na nowej płycie jest psychologiczne spojrzenie na seryjnego mordercę. Interesuje mnie tok myślenia takiego człowieka, jego motywacja, historia... Po zapoznaniu się z masą materiałów, także tych naukowych, sprecyzowały mi się pewne wyobrażenia o genezie tej patologii i postanowiłem je ubrać w słowa, a potem poukładać w teksty. Czynnikiem wspólnym wszystkich liryków jest właśnie patogen - coś, co czyni człowieka seryjnym mordercą, czynnik chorobotwórczy w sensie psychologicznym. Każdym tekstem odsłaniamy pewną część układanki, choć nie odkrywamy wszystkiego na koniec. Tajemnica wszakże jest ważnym elementem życia mordercy.

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Made Of Hate | życia | metal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy