"Ulubiony barman muzyków"

Dave Matthews, lider amerykańskiej formacji Dave Matthews Band, to bardzo interesujący rozmówca. Z takim samym zaangażowaniem w głosie potrafi zajmująco opowiadać o byciu barmanem, którym to fachem parał się jeszcze przed osiągnięciem sukcesu jako muzyk, grze na gitarze akustycznej, która jest znakiem rozpoznawczym Dave'a, a także Mistrzostwach Świata w piłce nożnej, które w 2010 roku odbędą się w Republice Południowej Afryki, ojczyźnie mieszkającego w USA artysty. Powyższych sprawy, a także ostatnia płyta Dave Matthews Band, zatytułowana "Stand Up", która zadebiutowała na pierwszym miejscu amerykańskiej listy bestsellerów płytowych magazynu "Billboard", były tematami rozmowy Artura Wróblewskiego z liderem i wokalistą zespołu.

article cover
INTERIA.PL

Zanim stałeś się wielką gwiazdą muzyki, pracowałeś jako barman w Charlottesville, w stanie Wirginia. Czy byłeś w tym fachu równie dobry jak w graniu na gitarze?

(śmiech) Na pewno lubili mnie lokalni muzycy. Dlaczego? Bo nie potrafiłem im odmówić darmowych drinków (śmiech). Zazwyczaj początkujący muzycy nie mają pieniędzy. Coś o tym wiem...

A jak była twoja specjalność?

Po prostu polewanie whisky (śmiech).

(śmiech)Tylko tyle?

Oczywiście, gdy ktoś mnie prosił o "Long Island Ice Tea", "B-52" czy "Margaritę", to potrafiłem je przyrządzić. Nie obywało się wtedy jednak bez narzekania. Z mojej strony ma się rozumieć (śmiech). Z tego powodu preferowałem klientów, którzy mieszali wódkę z sokiem lub po prostu pili sam alkohol.

Wracając do twojego pytania, to mam nadzieję, że jestem lepszym gitarzystą, niż byłem barmanem (śmiech).

(śmiech) Dobra, to przejdźmy do stricte muzycznych tematów. Powiedz mi, dlaczego sięgnąłeś po gitarę akustyczną? Bardziej logicznym wyborem byłby elektryczny instrument...

Swego czasu grałem na gitarze elektrycznej - w młodości posiadałem taki instrument. Ale gdy powstał zespół, nie wiedzieliśmy do końca, jaką muzykę będziemy grać. W tym czasie miałem tylko akustyczną gitarę. Poza tym ten instrument bardziej pasował do brzmienia, z jakim związani byli członkowie zespołu - zdecydowana większość z nich miała wcześniej korzenie jazzowe.

Później naszymi fanami stali się wielbiciele muzyki rockowej, ale gitara akustyczna została. Po prostu tak to wyglądało.

Fakt, że grasz na akustyku, to nie jedyny wyróżnik Dave Matthews Band. Jako wokalista masz bardzo specyficzny sposób śpiewania i frazowania. Powiedz mi, kto dla ciebie jest wzorcowym wokalistą?

Bardzo inspiruje mnie sposób, w jaki artykułują dźwięki afrykańscy wokaliści. Poza tym na mój oryginalny sposób śpiewu - jak to ująłeś - ma wpływ pewnie także to, że słucham sporo muzyki instrumentalnej. A jeżeli miałbym wymienić już jakieś nazwiska, to byliby to Stevie Winwood, wszyscy The Beatles... Kto jeszcze... Chyba moimi ulubionymi wokalistami byli Bob Marley i Marvin Gaye. To są artyści, których słuchałem w młodości i których styl wokalny najbardziej przypadł mi do gustu. Jednak ciężko jest jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.

Na pewno wpływ na mój styl ma muzyka jazzowa. I pewnie fakt, że nigdy nie próbowałem śpiewać jak ktoś inny...


Powiedziałeś o waszej ostatniej płycie "Stand Up", że nagrywając ten album czułeś się tak, jakbyś założył zespół od nowa...

Przede wszystkim byliśmy bardzo podekscytowani brzmieniem, jakie osiągamy. Każdy to czuł. Poza tym postanowiliśmy, że będziemy sobą, gdyż zależało nam na tym, by nowa płyta zawierała "naszą" muzykę. Muzykę, co do której będziemy w stu procentach przekonani. Po nagraniu kilku płyt, kiedy staliśmy się bardziej doświadczonym zespołem, próbowaliśmy różnych rzeczy. Szliśmy w jedną stronę, później w drugą...

Tym razem jednak było inaczej. Nie potrafię tego sensownie wytłumaczyć, ale każdy z nas czuł, że w powietrzu coś wisi. W studiu panowała nieokreślona jasność. Wszyscy byliśmy w świetnych humorach i - co najważniejsze - z bardzo świeżym spojrzeniem na muzykę. Ten klimat spowodował, że czuliśmy się jakbyśmy dopiero zaczynali. Ale była jedna zasadnicza różnica - na początku graliśmy próby w piwnicy w domu mojej matki. Tym razem robiliśmy to w naszym własnym studiu nagraniowym (śmiech).

Jednak muszę dodać, że z naszego studia do domu mojej mamy nie jest zbyt daleko. Tak czy inaczej, to zupełnie inne otoczenie. Czuliśmy jednocześnie komfort i przyjemność.

"Stand Up" jest określane przez ciebie jako "nowoczesna muzyka ze staroświeckim klimatem". Powiedz mi zatem, co jest nowoczesnego, a co staromodnego na waszym ostatnim albumie?

Nowoczesny na pewno był sposób, w jaki nagrywaliśmy, stosując najbardziej zaawansowane technologie. Dotyczy to w szczególności partii bębnów, które tworzyliśmy w lekko hiphopowym klimacie, konstruowaliśmy loopy. Efekty były bardzo nowoczesne.

Ale w trakcie sesji panował klimat jammowania na ganku w letni dzień. Gitara, skrzypce czy inne instrumenty, były nagrywane w bardzo "żywy" sposób. Staromodny. Części z partii tych instrumentów staraliśmy się też nadać bardzo nienaturalny vibe. Używaliśmy do tego mechanicznych technologii, ale nie oznacza to, że miały brzmieć jak muzyka industrialna, którą - swoją drogą - bardzo lubię.

Pracując nad "Stand Up" użyliśmy naprawdę sporo technologii. Tak sporo, jak na żadnej poprzedniej płycie Dave Matthews Band. Ale nie chodziło nam o dopieszczenie muzyki czy korektę błędów - te zostawiliśmy. Nowoczesne rozwiązania służyły nam tylko po to, by wykreować oryginalne brzmienie.


Postawiliście tym razem na Marka Batsona w roli producenta, który ma na koncie współpracę głównie z artystami hiphopowymi. Kto wpadł na pomysł, by rapowy producent zajął się płytą Dave Matthews Band?

Marka przedstawił mi mój przyjaciel, który zresztą też jest producentem. I on przekonał mnie, że powinniśmy spróbować współpracy. Powodem tej decyzji był chyba fakt, że my jako zespół nagrywamy dosyć szybko, natomiast większość rockowych producentów to osoby długo pracujące nad dźwiękami. Natomiast w przypadku muzyki hiphopowej rejestrowanych jest mnóstwo rzeczy i dzieje się to naprawdę szybko. Poza tym Batson to także świetny muzyk.

Wydało nam się interesującym zderzyć te dwa sposoby myślenia o muzyce - to znaczy nas jako rockowy zespół pracujący z hiphopowym producentem. Okazało się to świetnym rozwiązaniem, gdyż pisaliśmy i nagrywaliśmy piosenki naprawdę szybko. Tak szybko, jak nigdy do tej pory. Muzyka i pomysły związane z aranżacją czy rytmem powstawały dosłownie w kilka minut! Naprawdę. Poza tym sposób, w jaki korzystaliśmy z sampli, przywoływał mi na myśl jazzową improwizację.

Zmieńmy ponownie temat. Obecnie trwają Mistrzostwa Świata w piłce nożnej w Niemczech. Następne odbędą się w Republice Południowej Afryki, skąd pochodzisz. Powiedz mi, co oznacza to dla twojej ojczyzny?

Przede wszystkim bardzo, bardzo chciałbym tam być podczas tej imprezy. Zrobię wszystko, by się tam znaleźć (śmiech). Wydaje mi się, że bilety będą trudno dostępne. Podobnie jak to jest teraz w Niemczech. Ale zrobię wszystko, by je zdobyć. Muszę tam być!

Niestety, w tym kraju istnieje tyle problemów... Wcześniej była to kwestia rasizmu, teraz RPA musi radzić sobie z ubóstwem sporej części społeczeństwa i przede wszystkim z plagą AIDS. Ale to wciąż wspaniały kraj. RPA posiada to, czego brak zaczynam odczuwać w mojej "przyszywanej" ojczyźnie, czyli w Ameryce. To znaczy przyszłość.

Stany Zjednoczone kiedyś ją posiadały, teraz to się zmieniło. Obecnie Ameryka patrzy tylko na siebie, najważniejsze jest własne bezpieczeństwo, co prowadzi do paradoksalnych sytuacji. To jest czasami chore. Natomiast RPA, pomimo tych ogromnych problemów ekonomicznych, zdrowotnych i społecznych, posiada nadzieję na lepsze czasy. To coś bardzo inspirującego.

Wiesz, tam czasami nie ma wody, nie ma światła przez kilka dni, ale ci ludzie wierzą, że będzie lepiej i czynią wszystko, by tak było. A fakt, że przyznano nam organizację Mistrzostw Świata w piłce nożnej pokazuje, że starania tego społeczeństwa zostały dostrzeżone. Społeczeństwa, które zmienia się i które jest bardzo dzielne. Duma, którą ci ludzie w sobie noszą, jest teraz dodatkowo wspierana przez działania rządu.

Porozmawiajmy o tegorocznym Mundialu. Jak oceniasz amerykańskich piłkarzy?

Jestem dumny z naszej drużyny, ale... kobiecej (śmiech). One są naprawdę świetne! A wiesz dlaczego piłka nożna nie jest tak popularna w Stanach Zjednoczonych, jak na innych kontynentach? Bo podczas meczu telewizja może pokazać reklamy tylko w połowie spotkania (śmiech). A w pozostałych dyscyplinach jest mnóstwo przerw, podczas których można puścić spota. Dlatego, by oglądać Mundial, trzeba mieć telewizję satelitarną. Trochę to denerwujące i powoduje, że ta dyscyplina nie ma aż takiego wsparcia fanów.

Ale, może za kilkanaście lat, będziemy najlepsi. Bo obecnie o wiele więcej dzieciaków gra w piłkę, niż uprawia inne dyscypliny. Teraz nie za bardzo wiem, co powiedzieć o naszej drużynie...

Dziękuję za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas