"Strumień świadomości"
Niełatwo jest przygotować sensowne pytania dla Ivara Bjornsona z norweskiego Enslaved. Oczywiście, można iść na łatwiznę i pytać o to, jak nagrywało się nowy album, albo o plany koncertowe, kiedy profil MySpace wymienia rozpiski wszystkich tras na najbliższe półrocze.
Co to, to nie. "Axioma Ethica Odini", jedenaste pełne dzieło Norwegów zapewnia zbyt wiele niepowtarzalnych wrażeń, by rżnąć głupa... Z gitarzystą Enslaved rozmawiał Cyprian Łakomy z magazynu "Hard Rocker".
Wasz wydany pod koniec 2008 roku "Vertebrae" okrzyknięty został przez magazyn "Terrorizer" albumem roku, a słuchając go ciężko było oprzeć się wrażeniu, że pojęcie granic w muzyce dla was nie istnieje. "Axioma Ethica Odini" zaskakuje natomiast niekiedy wręcz bardzo prostymi konstrukcjami kompozycyjnymi. Mam także wrażenie, że jest to wasz najbardziej metalowy album od lat. Co powodowało wami podczas pisania tego materiału?
- Myślę, że po tak wymagającym wydawnictwie, jakim było "Vertebrae", odczuliśmy potrzebę stworzenia czegoś równie wyzywającego, lecz nieco bardziej monolitycznego zarazem. Zgodzę się z twoim twierdzeniem, że to nasz najbardziej metalowy album na przestrzeni kilku ostatnich lat. Myślę, że nie bez powodu - pomimo iż przez każdego członka Enslaved przemawia życiowe doświadczenie, było w tworzeniu nowych utworów coś nieuchwytnego, co kazało mi czuć się zupełnie tak, jak w czasach, gdy wspólnie z Grutle [Kjellson, wokalista i basista Enslaved] stawialiśmy swe pierwsze kroki w ekstremalnym metalu. Zauważ, że pierwszy numer na płycie ma w sobie ducha starych nagrań Master's Hammer. To zdecydowanie jedna z najbardziej powtarzalnych rzeczy, jakie kiedykolwiek przyszło nam skomponować, lecz w mojej opinii fakt ten niczego cennego temu albumowi nie ujmuje. Wręcz przeciwnie.
"Ethica Odini", czyli pierwsza kompozycja, o której wspomniałeś, poniekąd nadaje ton reszcie albumu. Prosty, marszowy rytm czyni ten kawałek niezwykle majestatycznym. Nie sądzisz, że mógłby uchodzić za swoisty hymn Enslaved?
- Zdecydowanie. Nigdy wprawdzie nie praktykowaliśmy czegoś takiego, jak "hymn" zespołowy, jednak rozumiem, co masz na myśli, opisując swoje wrażenia w ten sposób. Cóż, wydaje się, że utwory takie jak "Ethica Odini" stworzone są do grania na żywo, a my bynajmniej nie zamierzamy takiego potencjału marnować. Wręcz przeciwnie - kawałek ten na pewno będzie otwierał nasze nadchodzące koncertowe sety.
Mimo iż "Vertebrae" i "Axioma Ethica Odini" to płyty bezpośrednio następujące po sobie w waszej dyskografii, ma się wrażenie, że powstawały w dwóch bardzo odległych od siebie momentach. Zastanawia mnie, jak z dzisiejszej perspektywy postrzegasz przedostatnie dzieło swojego zespołu?
- Wciąż oceniam je bardzo wysoko. Każdy album Enslaved dokumentuje ewolucję nas jako muzyków i ludzi, jednak "Vertebrae" zasługuje w mojej opinii na pewne szczególne miejsce w naszym dorobku. Piosenki, jakie się na nim znalazły bardziej, niż kiedykolwiek dotąd żyją własnym życiem. Idzie to również w parze ze stosownym podejściem do brzmienia. Postrzegam je jako niezwykle przestrzenne, a przy tym dość rdzenne. Nie będę krył, że kapitalną rolę odegrało tu zaangażowanie w proces miksowania Joe Barresiego. Facet podszedł do materiału cholernie nowatorsko, co tchnęło w kompozycje zupełnie nowego ducha. Zbędnie jest chyba przy tym dodawać, że współpracując z Joe spełniliśmy jedno z naszych marzeń.
Nic dziwnego, w końcu nie każdego dnia przychodzi ci działać w asyście kogoś, kto ma na koncie stworzenie brzmienia Kyuss, Melvins czy Isis. Jednak nowy krążek stanowi dość wyraźne odstępstwo od takiego sposobu myślenia o soundzie. Skąd decyzja, by miksowanie zlecić tym razem Jensowi Bogrenowi w Fascination Street?
- Taka kolej rzeczy to naturalna konsekwencja kierunku, w jakim poszliśmy podczas samego procesu twórczego. Materia tak dosadna w swym przekazie zasługuje na odpowiednio konkretne ramy brzmieniowe. Skoro postanowiliśmy tak wyraźnie wyeksponować metalowy aspekt Enslaved, to idąc tą drogą, powinniśmy zadbać o możliwie najlepszy miks, jakiego tak ukierunkowana muzyka potrzebuje.
Chyba nikt nie miał wątpliwości, że Jens jest obecnie jedną z najbardziej kompetentnych osób w tym temacie, a zlecenie tej roboty jemu będzie gwarancją mocnego i przejrzystego brzmienia. Zaangażowanie Jensa może być też interesujące w zestawieniu z tym, co powiedziałem w kontekście "Vertebrae" i Joe Barresiego. Obie produkcje stanowią dowód na to, jak różnie różni ludzie pojmują koncepcję przestrzenności w muzyce.
Przyjrzyjmy się przez chwilę z bliska temu, jak wygląda struktura albumu. Cztery pierwsze kawałki to kompozycje bardzo zwarte i bezpośrednie, natomiast w czterech ostatnich roi się od psychodelii i eksperymentowania z formą. Buforem pomiędzy jednymi a drugimi jest krótkie interludium pt. "Axioma". Jaka myśl stoi za tak charakterystycznym porządkiem?
- Nie pozostaje mi nic innego, jak pochwalić cię za zauważenie tej zależności. Istotnie, poszeregowaliśmy utwory w takiej kolejności, by przechodziły od tych bardzo klarownych do fragmentów, w których wprowadzamy pewien artystyczny zamęt. Taka sekwencja może wydawać się z lekka sztuczna, lecz nie uważam, by negatywnie wpływała na odbiór "Axioma Ethica Odini". Fakt takiego, a nie innego uporządkowania należy tłumaczyć w ten sposób, że zależało nam na tym, by kontakt z albumem stanowił doświadczenie porównywalne poniekąd ze słuchaniem winyli. Te dwie grupy kawałków można zatem uznać za pewnego rodzaju stronę A i B płyty analogowej, a łącznikiem między nimi jest "Axioma".
Tytuł "Axioma Ethica Odini" stanowi łaciński przekład nordyckiego poematu "Haavamaal", jednak stwierdzenie, że teksty utworów na płycie są cytatami zaczerpniętymi wprost z tego dzieła, byłoby dalekie od prawdy. To bardziej luźne interpretacje jego treści. Czego zatem dotyczy ich przekaz?
- Tematyka tekstów nie należy do spraw, o których mógłbym gawędzić godzinami w wywiadach, więc ograniczę się do stwierdzenia, że centralnym problemem, wokół którego zbudowaliśmy koncept liryczny jest konflikt pomiędzy tym, co tkwi wewnątrz człowieka a światem zewnętrznym. Zarówno jedna, jak i druga płaszczyzna rządzi się określonymi zasadami. Każda z nich posiada także swój własny chaos. Konflikt obu sfer jest czymś z reguły nieuniknionym. Motyw ten poniekąd obecny jest także w skandynawskich tradycjach, tyle, że przyjęte przez nas jego rozumienie ma wymiar znacznie bardziej personalny i symboliczny.
Scena blackmetalowa w Norwegii, za której część wciąż uważa się Enslaved, ulegała rozmaitym metamorfozom. Odczuwam pewną satysfakcję z tego, że pomimo iż w ostatnim okresie wiele zespołów z tego środowiska poszło w kierunku przesadnego upraszczania struktur i wtórnego prymitywizmu, wy wciąż pozostajecie poszukiwaczami i w głębokim poważaniu macie to, co dzisiaj uchodzi za modne. Z drugiej strony, nie sposób odmówić waszej muzyce jak najbardziej pierwotnego charakteru. Jak zapatrujesz się na drogi, jakimi obecnie podążyło wiele zespołów, np. Darkthrone i Satyricon?
- Zgadzam się z twoją uwagą odnośnie tkwiącego w tym, co robimy, pierwiastka pierwotnego. Myślę, że sprawa jest tu raczej prosta - dopóki to, co przekazujesz za pomocą muzyki wypływa z ciebie, to będzie ona pierwotna bez względu na stopień skomplikowania. Pragniemy odzwierciedlać cały szeroki wachlarz towarzyszących nam emocji, a nie ograniczać się tylko do jednego ich typu; to, co robimy jest prawdziwą emanacją, strumieniem świadomości.
- Przechodząc do drugiej części twojego pytania, muszę powiedzieć, że rozumiem intencje powołanych zespołów. Jeżeli jednak podejmuje się tak drastyczne kroki, należy pamiętać, iż nie zawsze możliwe jest osiągnięcie zamierzonego rezultatu za jednym zamachem. Zespoły takie, jak Turbonegro są tak bardzo zajebiste, bo szlifują swój styl latami i nie znalazły się na poziomie, na którym obecnie się znajdują, bez powodu. To efekt ogromnej ilości pracy i stopniowej ewolucji, nie rewolucji.
Więcej w magazynie "Hard Rocker".