Reklama

"Pozytywny przekaz"

Niemiecka powermetalowa grupa Helloween to praktycznie monument i podstawa tego gatunku - zespół, który zainspirował już nie tyle pojedyncze zespoły, co praktycznie wykreował nowe trendy.

Grupa obchodziła niedawno 25. urodziny i z tej okazji wydała - najbardziej nietypowy w swojej długiej karierze - krążek "Unarmed - Best Of - 25th Anniversary".

Krążek, przez który osłupiało chyba wielu fanów tej znakomitej grupy. No bo jak to - klasyki zespołu, zaaranżowane na skład swingowy, na saksofon, akordeon, pianino...?! Można!? Pewnie, że można! I okazało się, że płyta wyszła znakomicie, ciekawie wpasowując się w dyskografię.

Na pytania Barta Gabriela z magazynu "Hard Rocker" dotyczące nowej płyty oraz kilku ciekawych faktów biograficznych odpowiadał Michael Weikath - współzałożyciel i gitarzysta Helloween.

Reklama

Michael, na początek powiedz mi, jak doszło do realizacji tak nietypowego pomysłu jakim jest płyta "Unarmed"? Muszę ci powiedzieć, że miałem pewne obawy przed tym jak wyjdzie taki album, ale kiedy go wreszcie dopadłem, to długo nie mogłem wyjąć go z odtwarzacza...!

- Nie chcieliśmy robić typowej składanki, ani tak po prostu nagrać na nowo starych utworów. Wiesz, mieliśmy już płytę "Treasure Chest", mieliśmy "The Best The Test The Rare", no i inne składanki, w tym płyty karaoke wydane w Japonii. Ostatnie lata są dla nas bardzo, bardzo intensywne, wiesz, co chwilę nowa płyta, intensywne trasy koncertowe, praktycznie przez 10 lat nie mieliśmy żadnej przerwy.

- Po płycie "Gambling With The Devil" postanowiliśmy złapać trochę oddechu, a w tym czasie nasz menedżment wpadł na pomysł uczczenia 25-lecia zespołu. Nasz menedżer rzucił hasło, żeby zrobić te klasyczne utwory, najbardziej znane i lubiane, w jakichś nowych wersjach, na przykład jakieś nietypowe aranże akustyczne. Ale nam ten pomysł się nie spodobał, bo teraz co chwilę ktoś robi płytę unplugged, to już nudne. Z orkiestrą też by to nie wyszło, no bo co w tym oryginalnego - zrobili to Rage, Metallica, Scorpions, nie chcieliśmy tego samego. Dodatkowo i ja i Andi byliśmy zaangażowani w inne projekty, więc myśleliśmy jak to zrobić, żeby nie angażować nas w tym momencie w tą płytę aż tak bardzo. Więc wynajęliśmy aranżera, który zrobił większość roboty za nas. Ja prawie nawet nie dotknąłem gitary aranżując ten album (śmiech).

No to nie jest akurat powód do dumy (śmiech). Nie baliście się, że możecie przegiąć? Utwory takie jak "Dr. Stein" czy "Eagle Fly Free" to absolutne klasyki gatunku, fani je kochają w pierwotnej formie... A na płycie są jednak dość poważnie przewrócone do góry nogami...

- Tak, mieliśmy tego świadomość, zresztą nasz menadżer powiedział mniej więcej to samo - że połowa fanów pokocha ten album, a połowa go znienawidzi. To było jasne. Wiesz, my pracujemy już nad nowym krążkiem, typowo heavymetalowym, który kontynuuje to jak zabrzmieliśmy na "Gambling With The Devil". Ta płyta miała być niespodzianką, czymś nietypowym i interesującym. Zresztą można to porównać trochę do tego co zrobiliśmy na albumie "Chameleon". Nie tak do końca, bo tam były nowe utwory a tutaj nie, ale jest to jednak jakiś podobny system pracy, podobne podejście do tematu.

Płyta urodzinowa, a jednak zabrakło gości. Nie mieliście ochoty zaprosić byłych członków zespołu, jak Kai Hansen, Michael Kiske albo Roland Grapow?

- Nie, ale z zupełnie innego powodu. Strasznie goniły nas terminy, mieliśmy bardzo ciasny plan, a wiedzieliśmy że oni mają swoje projekty, swoje zespoły. Więc nie było mowy, żeby na kogoś czekać. Z drugiej strony nie wiem jakby mogło być, wiesz, znamy się, widujemy, ale nie wiem co by mogło wyjść gdybyśmy mieli znów razem pracować. To by mogło być trudne. Więc nie, nie myśleliśmy o tym.

Niedawno graliście trasę z Gamma Ray, czyli świetnie radzącym sobie zespołem waszego byłego członka. Dotarły do ciebie jakieś głosy, bądź też porównania tego co robi Gamma Ray i tego co robi Helloween?

- Wiesz co, chyba nie. Przynajmniej do mnie nic takiego nie dotarło. Rankingi sprzedaży płyt są w porządku, nie ma niczego, czego powinniśmy wstydzić, lub powodu dla którego mielibyśmy się głupio czuć. Prawda jest taka, że świetnie się razem bawiliśmy, to było jak spotkanie z dawno nie widzianą rodziną. Wiesz jak jest, czasem masz w rodzinie złych ludzi, czasem dobrych, czasem śmiesznych, czasem smutnych. Ale to rodzina. Nie ma między nami żadnych napięć czy nieporozumień, znamy się od bardzo dawna ze wszystkimi członkami Gamma Ray. Z tego co pamiętam, w autobusie czy to przed koncertem, czy jadąc na lotnisko, prawie zawsze siadałem z Kaiem [Hansenem - liderem Gamma Ray, byłym członkiem Helloween - przyp. BG], mieliśmy dużo tematów do rozmów.

Jak wspomniałem, utwory takie jak "Dr. Stein", "I Want Out", "Future World" i tak dalej, to obecnie klasyki które w dodatku w żaden sposób nie straciły nic ze swojej mocy na przestrzeni lat. Jak myślisz, co jest tak specjalnego w tych utworach, że są aktualne przez 25 lat?

- Wydaje mi się, że to połączenie odpowiedniego nastroju, kompozycji, no i czasu. Przykładowo, kiedy utwór "Guardians" szalał na liście przebojów w Polsce, to było coś specjalnego. Ruch Solidarności, nasz utwór, to pasowało do siebie - pamiętam, że mieliśmy wtedy dużą świadomość tego, dużo o tym myśleliśmy i rozmawialiśmy. Przecież utwór "Guardians" był o DDR, o Stasi [Ministerstwo Bezpieczeństwa Narodowego byłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej - przyp. BG]. Wiesz, "Turn the key, controlling you and me" - to o tym było. Więc nasze stare utwory to nie tylko jakieś tam piosenki, każda miała w sobie jakieś ukryte znaczenie. "I Want Out", "Eagle Fly Free", chcieliśmy dawać jakąś nadzieję, jakiś pozytywny przekaz, wiedzieliśmy, że tworzymy w przełomowych czasach. Nie byliśmy jak zwykły zespół hard rockowy czy metalowy, zawsze chcieliśmy robić coś oryginalnego, podejmować ryzyko.

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: Niemcy | Helloween | zespoły | pozytywne | utwory
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy