Reklama

"Niebezpieczeństwa nadmiernego spożycia"

Kalendarzowo rzecz ujmując, proces destylacji "Bourbon River Bank" trwał aż pięć lat. Tyle właśnie minęło od chwili wydania płyty "Virgin's Milk", która światło dzienne ujrzała w 2005 roku. Być może właśnie dlatego szósty album sandomiersko-warszawskich stonermetalowców smakuje tak dobrze.

Tuż po zakończeniu trasy po Polsce basista Piotr "Anioł" Wącisz znalazł kilka chwil, by odpowiedzieć na pytania Bartosza Donarskiego.

Po pierwsze, jak wrażenia i nastroje po "Bourbon River Re-Creation Tour 2010", która przetoczyła się przez Polskę w marcu? Duch w narodzie nie zginął?

- Witaj! Nastroje bardzo pozytywne. Zagraliśmy 12 koncertów w największych miastach naszego kraju. Frekwencja była bardzo zadowalająca, sprzedaliśmy bardzo dużo egzemplarzy nowych i starszych płyt i oraz t-shirtów, specjalnie zrobionych na ten przelot. Zainteresowanie muzyką Corruption było bardzo duże. W warszawskim Hard Rock Cafe ponad 400 osób, to robi wrażenie, oby tak dalej.

Reklama

Wysokoprocentowa zawartość "Bourbon River Bank" jest doprawdy uzależniająca. Wydaje mi się, że udało wam się stworzyć muzykę, która powinna być obowiązkowym elementem każdej imprezy, co się zowie. Osobiście wpisałem ją na swoją oficjalną listę obowiązkowych pozycji imprezowych, tuż obok Entombed, Danko Jonesa i Mustasch. Pasuje wam to towarzystwo?

- Cieszy mnie taka opinia o płycie, towarzystwo kapel, których nazwy wymieniłeś dla mnie osobiście jest rewelacyjne, zostaję na takiej imprezie do środy (śmiech). Muzykę na "Bourbon River Bank" tworzyliśmy po to, żeby oderwać się od codziennej rzeczywistości, piliśmy przy tym napoje alkoholowe, paliliśmy lolki i zażywaliśmy tabaczki. To pewnie dlatego czuć na albumie specyficzny dla Corruption rock'n'rollowy klimat.

Choć na nowej płycie nie odchodzicie z dawno obranej ścieżki - na wasze szczęście! - płyta atakuje chyba jeszcze większym dynamizmem i energią niż poprzednio. A trzeba zauważyć, że od wydania wcześniejszego albumu minęło... chwilę... pięć lat. Pięć lat?! Może właśnie dzięki temu długiemu procesowi destylacji, wasz nowy muzyczny trunek tak mocno uderza do głowy? Nie sądzisz, że "pragnienie" związane z "Bourbon River Bank" na i pod sceną, że się tak wyrażę, było tym razem bardzo duże? Trochę nas przetrzymaliście...

- To wszystko straszliwie się rozciągnęło, ponieważ mamy logistyczne problemy z próbami. Melon, nasz perkusista, mieszka w Sandomierzu i rzadko możemy się spotykać, Eryk - gitarzysta - w Starachowicach. Wszyscy pracujemy zawodowo, mamy rodziny, jakieś zobowiązania. Ciężko znaleźć wolny weekend, żeby się spotkać. Poza tym od jakiegoś czasu gram w Virgin Snatch. Virgin gra dużo koncertów, a w momencie, w którym dołączyłem do zespołu to już w ogóle był szczytowy okres częstotliwości koncertowania.

- Graliśmy też sporo koncertów m.in. trasa z Behemoth, udział w Metal Battle Wacken Poland, a później w finale tej imprezy na Wacken Open Air, gościnnie z Volbeat i później krótki przelot w ramach Burbon Warm Up Tour, cały czas coś się działo, co "przeszkadzało" w zamknięciu materiału na nowy album. Myślę, że wszystko to dobrze wpłynęło na dojrzewanie Burbona, co potwierdzają recenzje płyty.

Słuchając tego albumu, a przecież nie tylko tego, widać wyraźnie waszą fascynację amerykańskim graniem spod znaku stoner rocka. Przy całym szacunku dla waszej znakomitej twórczości, nie uważasz, że jest to mimo wszystko swego rodzaju egzotyka dla słowiańskiej duszy? Z waszego grania bije jednak szczera pasja, przez co to "konfederackie brzmienie" jest bardzo naturalne, nie to co black metal w wykonaniu Chińczyków, co też się, niestety, zdarza... Mimo wszystko nie znajduje tu nic "naszego", "nadwiślańskiego". No ale, czy to może być zarzut?

- Znaczy, co mamy zaprosić górali żeby było swojsko? (śmiech). Nie obchodzi mnie to, czy jest to egzotyka, czy nie. Gramy i tworzymy muzykę, która nam się podoba i oto w tym wszystkim chodzi. Niech każdy robi to, co umie najlepiej! A Chińczycy niech grają black metal i otwierają się na nowe...

Mimo rockandrollowego charakteru, muzyka Corruption pozostaje metalowa, co potwierdza choćby jej ciężar. Gdyby Entombed zbratał się z Cathedral, może właśnie tak by to brzmiało: jak zderzenie Motörhead z Black Sabbath. If you are not a metalhead you may as well be dead! - podpisujecie się po tym hasłem?

- Corruption narodził się z fascynacji muzyka metalową i cały czas w niej pozostaje. Nic tego nie zmieni! Ja się podpisuję pod tym hasłem obiema rękami!

Poza muzyką, tym co stanowi o atrakcyjności Corruption są też bez wątpienia teksty. Rufus znów stanął na wysokości zadania. To samo wokalnie. Nawet sam Beelzeboss nie dał mu rady. Swoją drogą Tenacious D to chyba coś w sam raz dla was...

- Dzięki w imieniu Rufusa za pochwałę wokali i liryków. Z tego co mi powiedział, cytuję: "Dobra, piszę po prostu piosenki, tak żeby fajnie wyszło". Jest na płycie tzw. "Tryptyk Pijacki" w skład którego wchodzą: "Beelzeboss", "Morning Star Whiskey Bar" oraz numer tytułowy "Bourbon River Bank". Opowiada on o wszelkich niebezpieczeństwach nadmiernego spożycia. Szczególnie "Morning Star"..., który opowiada o miłości do złotowłosej, pięknej kusicielki zaklętej w szklanej butelce i o tym, jak taka miłość może się skończyć. Są także teksty, w których porusza poważniejsze tematy jak "Worlds Collide" czy opowieść o drodze do przedszkola jego syna Artura z poduszką w ręku...

- Wokalnie zrobił bardzo duże postępy i pozbył się tzw. hetfieldowskiej maniery, która mi osobiście bardzo przeszkadzała. Hail Rufus!

Mówiąc o tekstach nie sposób nie wspomnieć też o "One Point Loosers". Ulżyło wam?

- Czy nam ulżyło? Nie takie było zamierzenie. To autoironiczna historia naszego wyjazdu i występu w konkursie Metal Battle na festiwalu Wacken w 2007 roku. Przegraliśmy jednym punktem konkurs z brazylijską kapelą thrashową, bo francuskiemu jurorowi nie spodobały się występujące z nami na scenie roznegliżowane Diablice...

Album ponownie wyprodukował "Perła". Inna opcja chyba nie wchodziła w grę, zwłaszcza po dobrych doświadczeniach przy poprzednim materiale. Album brzmi bardzo tłusto, zwłaszcza bas i perkusja, i chyba o to chodziło?

- Olbrzymia w tym zasługa Przemka Wejmanna, czyli Perły. Nagrywaliśmy w jego studiu "Perlazza" w Opalenicy, po raz kolejny już zresztą. Na próbach dużo pracowaliśmy nad tym, jakie powinno być brzmienie tego krążka, jak i "soundomierz" Corruption. Dopracowywaliśmy to brzmienie kilka lat, kupiliśmy sporo nowego, naprawdę dobrego sprzętu, kolumn, wzmacniaczy, gitar. Doszliśmy do takiego momentu, w którym wiemy, jak brzmi Corruption i jak to oddać w studio. Weszliśmy do studia z ustawieniami, które były na próbach, a Perła przełożył to wszystko na - nazwijmy to - język rejestracji. Wiedział, jak to zrobić. "Miszcz"!

"Bourbon River Bank" ukazał się w barwach nowego wydawcy, Mystic Production. Jak oceniacie tę współpracę? Po długoletnim związku z poprzednią firmą, to swego rodzaju nowy rozdział w waszej karierze.

- Do samego końca walczyły o nas trzy firmy, wszystkie trzy z Polski. Ostatecznie bardzo szybko, jakoś w ciągu jednego dnia, wybraliśmy Mystic Production. Wysłałem do Michała Wardzały fragment jednego z utworów, bardzo szybko odpisał, że mu się podoba. Wysłałem więc kilka piosenek i dogadaliśmy się. Nowy rozdział, ale firma i ludzie w niej pracujący są nam znani, wiemy czego można się po nich spodziewać, przede wszystkim profesjonalizmu w podejściu do tematu. Na ocenianie przyjdzie czas później.

Na teledysku "Addicts, Lovers And Bullshitters" Rufus paraduje w koszulce Emperor, ciebie z kolei można zobaczyć w bluzie Bolt Thrower. Dla przeciętnego fana stonera nazwy te to, jak sądzę, mniej lub bardziej dosłownie, czarna magia. Zatem, czego wy tak naprawdę słuchacie?

- Słuchamy bardzo różnorodnej muzyki. Rufus od jakiegoś czasu odkrył szeroko rozumiany black metal, a twórczość Emperora szczególnie i stąd taki, a nie inny t-shirt. Ja jestem wychowany na tzw. old school death metalu. Twórczość, zwłaszcza ta wczesna Bolt Thrower, Obituary, Unleashed, Immolation itp. itd., to "miód" na moje uszy. Poza tym słucham dużo stonera (Clutch, Dozer), rock'n'rolla (Turbonegro, Hellacopters), trochę bluesa (Eric Sardinas, Joe Bonamassa), muzyki spod znaku southern rocka (The Stepwater Band) Mógłbym jeszcze dużo wymieniać, ale tyle chyba wystarczy.

Jest płyta, była trasa, teledysk... To co, do usłyszenia za pięć lat?

- Nie ma takiej możliwości, że dopiero za pięć lat następny album, to mogę obiecać! Jak na razie przed nami jeszcze bardzo dużo pracy przy promocji "Bourbon River Bank". 17 maja europejska premiera najnowszego albumu i nie ukrywam, że wiążemy z tym duże nadzieje. Liczymy na to, że i poza granicami naszego kraju płyta co najmniej spodoba się. Jesteśmy bardzo ciekawi recenzji.

- "Bourbon River Bank" chcemy jeszcze promować, co najmniej dwoma obrazkami do utworów "Devileiro" i "Engines", nie będziemy narzekać na zbyt dużo wolnego czasu. Poza tym jeszcze przed nami kolejne koncerty promujące "Bourbona". Najbliższe już 23 i 24 kwietnia, kolejno w Sanoku i Lublinie. Chcemy także pojawić się na kilku letnich festiwalach. Wszelkie szczegóły znajdziecie na naszych stronach internetowych.

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: niebezpieczeństwo | bank | światło dzienne | rock | virgin | metal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy