Reklama

"Jestem zbyt dużym indywidualistą"

Jacek Kuderski z zespołu Myslovitz w rozmowie z INTERIA.PL opowiada o powodach wydania drugiego solowego albumu "Kolonia Fabryczna". - Solowy album to chęć udowodnienia sobie czegoś i spełnienia ambicji - tłumaczy artysta, który jest m.in. kompozytorem najpopularniejszej piosenki Myslovitz - "Długość dźwięku samotności". Z Jackiem Kuderskim rozmawiał Artur Wróblewski.

Czy masz swój ulubiony solowy album muzyka uznanego zespołu?

Jacek Kuderski: - Tak. To album Johna Frusiciante "The Will to Death". Śledzę poczynania Johna Frusciante od dłuższego czasu, mam kilka jego płyt. Nie wszystkie są fajne, ale "The Will to Death" jest najbardziej piosenkowa. Kojarzy mi się z The Beatles. Zresztą jestem fanem Beatlesów. A na tej płycie są fajne piosenki i fajne melodie. To mnie ujęło. Poza tym John Frusciante to człowiek, który jest świetnym muzykiem. To, co zrobił poza Red Hot Chili Peppers jest bardzo interesujące. Wreszcie, jest moim rówieśnikiem, co też wpłynęło na to, że rozmawiamy właśnie o nim.

Reklama

Dlaczego muzycy grający na co dzień w zespołach wydają solowe płytę? Spełnienie marzeń, ambicja, chęć pokazania muzyki, która nie przebiła się w macierzystej grupie, w twoim przypadku w Myslovitz?

- To jest przede wszystkim jakaś ambicja, udowodnienie sobie czegoś, że potrafię to zrobić. To również kwestia tego, że nie wszystkie moje piosenki umieszczane są na płytach Myslovitz. W zespole komponujemy wszyscy, dlatego tych kompozycji jest bardzo dużo, trochę muzyki i pomysłów zostaje. Potem przychodzi moment, że człowiek sobie myśli o wydaniu solowej płyty.

"Kolonia fabryczna", tak jak "Xperyment 2004-2007", powstawała w specyficznych okolicznościach. Priorytetem jest Myslovitz... Nikt cię nie pospieszał, nie narzucał terminów, nie żądał radiowego przeboju. Nie robisz również tego z tak prozaicznych powodów, jak pieniądze. Gdzie znajdywałeś mobilizację do pracy?

- Poziom techniki jest teraz tak wysoki, że większość muzyki można nagrać i zmiksować w domu. przy okazji "Xperymentu 2004-2007" miałem sporo wolnego czasu, bo Myslovitz miał przerwę. Tamten album wyszedł spontanicznie, to był zbiór pomysłów z przeszłości, do których wróciłem. Przy okazji "Kolonii Fabrycznej" było inaczej, wszystkie utwory zostały przygotowane w ciągu ostatniego roku. Tak jak powiedziałeś, nikt mnie nie pospieszał i nie poganiał, a ja nie zakładałem odgórnie sukcesu komercyjnego. Aczkolwiek o takich rzeczach się myśli. Solowe płyty muzyków, którzy nie są wokalistami w zespole, są odbierane trochę inaczej. To zupełnie odmienna sytuacja, gdy album wydaje na przykład Kasia Nosowska. Ja zakładam i biorę pod uwagę, że przy okazji premiery moje płyty może się aż tyle nie wydarzyć. To jest ryzyko. Tak jak powiedziałem wcześniej, solowy album to chęć udowodnienia sobie czegoś i spełnienia ambicji.

Twoi obecni koledzy z Myslovitz wydają płyty pod szyldami innych zespołów: Penny Lane czy No!No!No!. Nie korciło cię, by założyć własny zespół?

- Ja chyba jestem zbyt dużym indywidualistą, aczkolwiek myślałem o tym. To nie jest jednak takie proste. Nie wiem, jak jest na chwilę obecną, ale w przypadku Penny Lane to był kumpelski układ. Ja takich sytuacji nie miałem. Z No!No!No! było podobnie, bo to trójka trzech bliskich kolegów. Niestety, takie rzeczy nie zawsze da się zrealizować. Jeżeli będę miał na to czas, to następną płytę nagram właśnie w taki sposób - z zespołem. Nie wiem jeszcze, czy to będzie zespół, który będzie później ze mną koncertował. Z takimi przedsięwzięciami mogą wydarzyć się różne rzeczy. Mam taki zespół, z którym zresztą ogrywałem pierwszy album [Kid A - przyp. AW]. Zresztą oni są chętni, żeby to nagrać.

- Ale tak jak powiedziałem - nie zawsze jest na to czas, wiele zależy od finansów i innych spraw. Ja pracuję sam i staram się gdzieś te koszty ograniczać. Oczywiście, nie wszystko kręci się wokół pieniędzy, aczkolwiek zawsze można wejść do fajnego studia, zaprosić uznanego producenta czy wokalistów. Znanych lub nieznanych, ale świetnie śpiewających. Nagrać w takich warunkach album, który klasyfikuje się jako album solowy, ale tak naprawdę to nie jest płyta solowa. Ja wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś wydaje płytę pod swoim nazwiskiem, to powinien w większości nagrać i zaśpiewać ją sam. Czasem w projektach podpisanych jako płyta solowa nie wiadomo, kto odegrał jaką rolę. Jest dużo takich sytuacji. Jest wiele projektów solowych, kiedy nie wiadomo jaki jest wkład tego, kto podpisuje płytę własnym nazwiskiem lub pseudonimem. Często się zastanawiam, czy sam skomponował swoje piosenki, czy może zostały dla niego napisane. Ja mam inne podejście i inne założenia. Inaczej postrzegam płyty solowe.

Zobacz klip Jacka Kuderskiego do piosenki "Kolonia fabryczna":

Plus pracy nad solowym albumem jest oczywisty - nie musisz się spierać z nikim o kształt utworów. A jakie są minusy?

- Minusów jest wiele. Trzeba rozważyć, czy więcej jest plusów, czy minusów. Główny minus jest taki, że podczas pracy w zespole jest więcej pomysłów, chemii, różnorodności. Kiedy album nagrywa się samemu, często człowiekowi wydaje się, że jest różnorodność. Zwłaszcza, gdy nie dopuszcza nikogo do muzyki. A w rzeczywistości bywa różnie. A plusy są takie, jak powiedziałeś. Nikt - brzydko mówiąc - się nie wpieprza w piosenki. Nikt nie mówi, jak ma być, nie sugeruje niczego, nie komplikuje. Sugestie często komplikują pewne rzeczy, a na pewno wydłużają czas pracy nad muzyką. Trzeba to sobie wszystko wyważyć i odpowiedzieć sobie na samym początku, czego się tak naprawdę chce. Czy nagrywamy hit czy album, który daje satysfakcję autorowi. Przyznaję, że początkowo zakładałem nagranie tej płyty ze śpiewającymi gośćmi. Miałem kilka pomysłów, ale niestety nie wyszły z różnych powodów: logistycznych czy stylistycznych, nie każdy dobrze się czuje w takiej muzyce. Nie wszyscy też mają ochotę śpiewać po polsku. To się wiąże z ciężką i nie zawsze wdzięczną pracą.

A jak się współpracowało z żoną?

- To wyszło trochę przypadkowo. Żona wysłała mi mailem kilka tekstów, a bardziej wierszy. Zawsze najtrudniej pisze się teksty.W Myslovitz też to zawsze bardzo długo trwa. Z muzyką, na moich solowych płytach czy w Myslovitz, nigdy nie było problemów. Natomiast problemy zawsze są z tekstami. Przy okazji "Kolonii fabrycznej" było podobnie. Nie miałem wszystkich tekstów, a chciałem zrobić przynajmniej szesnaście piosenek. Przynajmniej tyle miałem zrobionych. Na płycie ostatecznie jest trzynaście. Wiersze mojej żony ujęły mnie one na tyle, że postanowiłem je przerobić na potrzeby piosenek. Automatycznie żona stała się autorem kilku tekstów. To nie było odgórnie zamierzone. W procesie twórczym dzieje się wiele rzeczy i rodzi się sporo pomysłów bardzo spontanicznie.

W notce prasowej wspomniano o "śląskim klimacie" "Kolonii fabrycznej". Co jest takiego wyjątkowego w Śląsku?

- Śląsk jest bardzo piękny i wyjątkowy. Ale płyta nie dotyczy Śląska, a jedynie piosenka "Kolonia Fabryczna". Zresztą płyta miała początkowo inny tytuł. Miała nazywać się "Fusion", co miało odzwierciedlać różnorodność utworów na płycie. Chciałem właśnie takim bezpiecznym tytułem oznaczyć połączenie różnych stylów i gustów muzycznych. Później, wybierając wspólnie z Polskim Radiem [wydawca albumu - przyp. AW] singel "Kolonia Fabryczna", ten tytuł wydał mi się bardzo plastyczny. Dzięki temu można było zaprojektować fajną okładkę i nakręciłem też pierwszy solowy klip, który tak naprawdę nie miał do końca scenariusza. "Kolonia Fabryczna" to bardzo stary utwór, z końca lat 80. czy początku lat 90. ja przynajmniej pamiętam go z początku lat 90., kiedy grywał go Marek Jałowiecki z zespołem Generał Stilwell. Ten utwór zawsze mi się podobał, zresztą tak jak zawsze podobał mi się zespół Generał Stilwell, który wciąż koncertuje po reaktywacji. A tekst piosenki wydał mi się na tyle aktualny, że pomimo upływu tylu lat, tutaj się nic nie zmieniło.

- Tekst "Kolonii Fabrycznej" został zmieniony na potrzeby płyty, bo w wersji pierwotnej był dosyć mocny i nikt pewnie by go nie zagrał. Tam był wers: "Cieszmy się trawą", a z racji aktywności Ruchu Poparcia Palikota ktoś mógłby skojarzyć "trawę" z piosenki z inną "trawą" (śmiech). W pierwotnym tekście piosenki chodziło o normalną trawę, której kiedyś na Śląsku było bardzo mało z racji tego, że funkcjonowały huty i kopalnie. Pomimo zmiany tekstu, piosenka ma w sobie wciąż śląskość. Stety albo niestety, bo słowa "kolonia fabryczna" zawsze będzie kojarzyć się ze Śląskiem. W klipie do singla przewijają się m.in. Nikiszowiec, który był kiedyś taką właśnie kolonią.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jacek Kuderski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama