Reklama

"Życie w sławie jest bardzo powierzchowne"


W latach 80. na koncerty Sala Solo i jego zespołu Classix Nouveaux w Polsce bilety rozchodziły się niczym świeże bułeczki. Grupa zapełniała do ostatniego miejsca każdą salę koncertową nad Wisłą, a jej piosenki okupowały szczyt Trójkowej listy przebojów.

Potem nagle wszystko się urwało. Na chwilę Sal Solo powrócił z własną piosenką "San Damiano", a później o zespole Classix Nouveaux i jego frontmanie zrobiło się cicho.

Okazało się, iż wokalista, zainspirowany widokiem skrajnej nędzy, którą zobaczył podczas podróży do Indii, jak i oszałamiającym sukcesem odniesionym w Polsce, postanowił poszukać dla siebie innego stylu życia. Nawrócił się na katolicyzm, ale nie zerwał z muzyką. Od ponad dziesięciu lat wydaje płyty z muzyką chrześcijańską, koncertuje na całym świecie na imprezach religijnych, organizuje pielgrzymki, spotyka się z młodzieżą. Zawsze chętnie przyjeżdża do Polski, z której zachował bardzo miłe wspomnienia.

Reklama

Na kilka godzin przed jego koncertem w ramach "Chrześcijańskich Dni Żaka" w Krakowie, z urodzonym w 1955 roku Salem Solo rozmawiał Lesław Dutkowski.


Przed laty, jeszcze w czasach Classix Nouveaux, napisałeś piosenkę "Poland", w której śpiewałeś "Polsko twój duch nigdy nie umrze". Jak postrzegasz ducha tego kraju teraz, po transformacji? Byłeś tu wiele razy i sądzę, że znasz tu wielu ludzi.

Sądzę, że w obecnej chwili Polska jest krajem pełnym nadziei. Taka jest moja obserwacja. Wcześniej, w czasach kiedy napisałem tę piosenkę, duch Polaków był pełen determinacji. Bez względu na to, co się stanie z komunizmem, z Rosją, wszyscy wierzyli, że Polska będzie istnieć, że któregoś dnia będzie wolna. Obecnie Polska rozkoszuje się wolnością już od przeszło 10 lat, ale rzecz jasna nie jest jeszcze na takim poziomie, jak kraje zachodnie. W perspektywie dołączenia do Unii Europejskiej i posiadania wspólnej waluty, należy postrzegać Polskę jako kraj pełen nadziei. Ten krok jest nieodzowny, aby Polska stała się krajem całkowicie wolnym i na takim poziomie rozwoju, jak inne liczące się kraje świata. Tu oczywiście wielką rolę odgrywa odpowiednio funkcjonująca gospodarka. Z tego co zaobserwowałem, ludzie tutaj są gotowi na to, by stać się naprawdę w pełni wolnymi. Przy okazji chcą zachować tożsamość swego kraju i być jednocześnie doceniani przez pozostałe kraje na świecie.

Napisałem piosenkę "Poland", bo kiedy wówczas przyjechałem do Polski, bardzo doceniałem to poczucie tożsamości w Polakach. Było ono zupełnie inne od tego, które spotyka się w innych krajach. Reszta świata jeszcze o tym nie wie. Ale może dowie się w przyszłości.

Wiem, że lubisz Polskę, odnosiłeś tutaj wielkie sukcesy. Jednak właśnie wtedy, gdy byłeś u nas u szczytu sławy, po podróży do Indii zacząłeś poszukiwać zmiany, poszukiwać Boga. Chciałem cię zapytać, co było złego w tamtym życiu? Czy chodziło na przykład o to, że nie dostrzegałeś wcześniej problemów, które dotykają innych ludzi?

Tak, między innymi o to także. Moim zdaniem to życie w sławie i sukcesie jest bardzo powierzchowne. Istnieje możliwość, że przejdziesz przez życie nie mając prawdziwego kontaktu z prawdziwymi ludźmi, ponieważ cały czas jesteś w podróży, śpisz w najlepszych hotelach, otacza cię masa ludzi i tak dalej. Czasami zdarza mi się obejrzeć filmy z czasów Classix Nouveaux, na których widzę, jak wysiadamy z autokaru, a żołnierze odciągają od nas na bok tysiące ludzi. Pamiętam też, że gdy odjeżdżaliśmy już po koncercie, ludzie biegli za autokarem albo starali się go dogonić własnymi samochodami. To szalony i nienaturalny sposób na życie. Kiedy pojechałem do Indii, po raz pierwszy zobaczyłem ludzi, którzy naprawdę mieszkali na ulicach. To zmieniło mój styl życia, rozsadziło go niczym mały bąbelek. Dało mi to do zrozumienia, że jest coś więcej niż bycie gwiazdą rocka. To był początek mojego procesu przemiany


Polska odegrała też w tym dużą rolę, bo wówczas byliśmy tutaj niesamowicie popularni. To był zupełnie inny biegun. Przypominało to coś na kształt beatlemanii. Z sytuacji, w której obserwowałem ludzi mieszkających na ulicach, przeszedłem do czegoś diametralnie innego i wtedy powiedziałem sam do siebie: "Musi być jeszcze coś innego". W ten sposób zaczęła się moja podróż z Bogiem.

Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że najważniejsze w muzyce chrześcijańskiej są dwie rzeczy - emocje i przekaz. A co w takim razie dotarciem tego przekazu do możliwie największej liczby odbiorców? Chodzi mi o to, czy myślałeś o tym, aby wykorzystać jakąś część maszyny biznesowej do promowania swojej muzyki?

To jest dość trudne. Ciężko jest dojść do możliwie najlepszej konkluzji odnośnie promowania wiary chrześcijańskiej dzięki biznesowi, czy chociażby dzięki Internetowi. Mam pewność co do tego, jak wygląda moja wiara, bo przedstawiłem ją jasno na mojej stronie internetowej. Zrobiłem to, ponieważ otrzymuję e-maile od fanów Classix Nouveaux, którzy nie podzielają mojej wiary i piszą coś w stylu: Nie wiem, jak po tym wszystkim mogłeś się zwrócić w stronę religii. Pragnę, abyś wrócił i tak dalej. Zdarza się, że ludzie są zainteresowani tym, jaki jestem teraz i okazują sympatię. Oczywiście, nie ma jednej drogi ewangelizacji. Moje własne podejście jest dość bezkompromisowe. Na przykład mogę tworzyć muzykę, której przekaz nie jest taki oczywisty, piszę piosenki o pokoju i miłości. Do tej pory jednak stosuję zasadę, że ludzie muszą mieć jasność tego, co chcę im powiedzieć. A oni powiedzą: "tak" lub "nie", dokonają własnego wyboru. Tak samo zrobił Jezus. Albo pójdziesz za nim, albo nie.

Sądzę, że nie będzie przesadą jeśli powiem, że cześć wielkich przebojów Classix Nouveaux miała bardzo pozytywne przesłanie. Interesuje mnie, czy grasz piosenki z tamtych czasów podczas swoich solowych koncertów?

Dla Polaków zawsze śpiewam "San Damiano". (śmiech) Jednak gdybym chciał grać przeboje Classix Nouveaux, nie mógłbym się skoncentrować na moim solowym materiale. Nie wydaje mi się, aby piosenki z przeszłości pasowały za bardzo do tego, co robię teraz. Chcę zawsze podążać naprzód, a nie cofać się.

Z tego co wiem, od kilku lat mieszkasz w Stanach Zjednoczonych. Dlaczego zdecydowałeś się opuścić Anglię? Czy tam nie ma zainteresowania muzyką chrześcijańską, czy były jakieś inne powody?

W Anglii zaledwie osiem procent populacji uczęszcza do kościoła, niezależnie od wyznania. Tak więc 92 procent w ogóle nie jest zainteresowana. Podobnie jest w innych krajach Europy Zachodniej, we Francji, Niemczech, Hiszpanii. Waha się to między pięcioma a dziesięcioma procentami. Inaczej mówiąc, jeżeli zainteresowanie wykazuje jedna osoba na dziesięć, nie jest możliwe, aby otrzymać jakiekolwiek wsparcie w krzewieniu wiary chrześcijańskiej. Włochy są pewnym wyjątkiem, bo na ich terenie znajduje się Watykan, ale w pozostałych krajach zainteresowani są w mniejszości. Nie można w takiej sytuacji marzyć o robieniu postępów. Próbowałem przez piętnaście lat i w końcu doszedłem do wniosku, że nie mam już innej drogi, którą mógłbym podążać. W Ameryce 40-50 procent ludzi chodzi do kościoła. Oni mają dużo pieniędzy i innych możliwości, którymi chcą się dzielić. Tak więc tam można to robić na większą skalę. Oczywiście robię to, co robiłem wcześniej. Cały czas przyjeżdżam do Europy, oprócz jeżdżenia po Ameryce odwiedzam też kraje Ameryki Łacińskiej. Moja działalność znacznie się więc rozszerzyła.

Przez kilka lat, od roku 1988 do 1991, nie nagrywałeś, ale za to robiłeś wiele innych rzeczy - pracowałeś w radiu, wygłaszałeś prelekcje w szkołach, organizowałeś pielgrzymki. Czy nadal zajmujesz się którąś z tych rzeczy kiedy nie nagrywasz?

Zanim opuściłem Londyn, działałem trochę w radiu. Założyłem kilka lat temu rozgłośnię chrześcijańską - Premiere Radio. Cały czas mam tam program i lubię to robić, oczywiście wówczas, kiedy mam na to czas. Teraz jest to dość trudne, bo w zasadzie cały czas jestem w podróży. Podobnie jest z innymi moimi zajęciami. Ciężko jest mi uczestniczyć w życiu jednego kościoła, gdyż zdarza się tak, że w niedzielę mnie tam nie ma, bo jestem zupełnie w innym miejscu na świecie. Kościół w Chicago, do którego uczęszczam, jest bardzo interesujący, bo należy do niego 90 procent Afro-Amerykanów. Od roku śpiewam w tamtejszym chórze gospel i jestem jednym z dwóch białych, którzy do niego należą. Bycie częścią niego nastraja mnie bardzo pozytywnie i daje mi dużo radości. Nawet kiedy nie mogę z nimi śpiewać z powodu moich zajęć, kontaktuję się z nimi. Na przykład dzisiaj odebrałem kilka e-maili od członków chóru. Dobrze jest być online. (śmiech)

Twoja ostatnia płyta nosi tytuł "I Worship". Jakbyś scharakteryzował ją pod względem stylistycznym? Przekaz jest oczywisty, ale wiem, że interesujesz się wieloma różnymi gatunkami muzyki, sam wspomniałeś przed chwilą gospel. Wiem też, że wykorzystujesz rap.

W pewien sposób zatoczyłem koło i wróciłem do tego, od czego kiedyś zaczynałem, jako że jest tutaj sporo rocka. Także pod względem brzmieniowym jest to płyta bardziej tradycyjna. Gdyby nie chrześcijański wydźwięk tekstów, z pewnością kilka z piosenek można sobie wyobrazić jako przeboje w stacjach radiowych. Pozwoliłem tym razem, aby muzyka mnie poprowadziła, zamiast rozważać, co bardziej by pasowało do chrześcijańskich odbiorców i co oni mogliby o tym pomyśleć. A to, że jest tutaj rap oraz ostra gitara, wiąże się z tym, że przede wszystkim pracuję z nastolatkami. Zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych.

Musisz używać języka, jakim oni posługują się na co dzień?

Dokładnie tak. Amerykanie uwielbiają rocka. Ja też, więc wszystko jest w porządku. (śmiech). Jeśli zaś chodzi o rap, być może nie do końca jest to to, co zazwyczaj kojarzy się z tym stylem. Ja po prostu mówię współczesnym dla nich językiem. Mimo tego, że treść, którą im przekazuję, ma dwa tysiące lat, to metoda, którą stosuję, aby się z nimi nią podzielić, jest całkowicie współczesna.

Używasz języka potocznego w kontaktach z młodzieżą i w piosenkach?

Tak, używam. Może nie tak bardzo w piosenkach, bo ich teksty są często wzięte z ksiąg. Ale kiedy rozmawiam z nimi, używam go. W Stanach musiałem nauczyć się zupełnie nowego języka, ponieważ oni nie mówią tymi samymi słowami co Anglicy.

Czy Sal Solo słucha jakiejś muzyki poza chrześcijańską? Jest jeszcze coś, co cię inspiruje?

Nie mam żadnego konkretnego stylu, którego słucham. Podoba mi się, powiedzmy ogólnie, muzyka afrykańska. Lubię głosy i chóry w tamtejszej muzyce. Czasami, kiedy oglądam jakiś film o Afryce, pokazują w nim chóry południowoafrykańskie, które śpiewają w zupełnie inny sposób, który mi się bardzo podoba. Lubię do pewnego stopnia muzykę klasyczną, tę bardziej melodyjną. Podoba mi się też muzyka klasyczna zmieszana z innymi gatunkami. Coś takiego można usłyszeć w filmie "Time Machine". Bardzo przyjemna muzyka. W zeszłym roku uczyłem się hiszpańskiego, bo nagrywałem w tym języku. Wtedy też jeździłem do Ameryki Łacińskiej i słuchałem wielu płyt z muzyką hiszpańską. Chciałem zapoznać się z brzmieniem tego języka. Słuchałem głównie artystów chrześcijańskich i muszę ci powiedzieć, że muzyka często była straszna i dopiero ich śpiew sprawiał, że odczuwałem przyjemność. (śmiech)

Sal, rok 1983 był dla ciebie szczególny, bo pojechałeś wtedy na pielgrzymkę do San Damiano, razem z Nickiem Beggsem z Kajagoogoo. Czy dalej się przyjaźnicie i czy wiesz, że on teraz gra w zespole Johna Paula Jonesa, byłego basisty Led Zeppelin?

Tak, przyjaźnimy się do dziś i wiem, co porabia. Dwa razy grali w Chicago. Nick zadzwonił do mnie i spotkaliśmy się. Jednego dnia łaziliśmy sobie po Chicago, zjedliśmy razem obiad. Nick powiedział mi, że dalej uważa się za chrześcijanina. Terl Bryant, perkusista zespołu Johna Paula Jonesa, grał kiedyś w chrześcijańskim zespole Iona. To bardzo interesujące, bo jest ich trzech, a dwóch to chrześcijanie i ten trzeci rzecz jasna z Led Zeppelin. (śmiech) Ciekawa kombinacja.

Kiedy spotkałem Johna Paula Jonesa, powiedziałem mu, że pierwszym koncertem, na jakim byłem w życiu, był występ Led Zeppelin w Londynie. Byłem wtedy małym dzieckiem. Opowiedziałem mu to, a John zapytał mnie: Czy to było wtedy, gdy przód sceny był zapełniony kwiatami?. Ja odpowiedziałem: Nie pamiętam, bo byłem wtedy małym dzieckiem. To było wystarczająco ekscytujące przeżycie bez względu na to, co tam się znajdowało. (śmiech)

W twojej solowej dyskografii nie ma albumu z kolędami. Dlaczego?

Kolędy grane są przez bardzo ograniczony czas. Ludzie słuchają tego w grudniu, a kiedy przyjdzie styczeń, już nie. (śmiech) Zazwyczaj nie robię rzeczy, których żywot jest bardzo krótki. Staram się, aby moje kompozycje przetrwały wieki. W umysłach wielu ludzi w Polsce wciąż obecna jest piosenka "San Damiano". To jest utwór, który będzie istniał zawsze, nie tylko w okresie świąt Bożego Narodzenia. Pierwszy album z muzyką chrześcijańską, jaki nagrałem "Look At Christ" jest od dawna nieosiągalny, a ludzie wciąż o niego pytają. Podobnie jest z płytami Classix Nouveaux. Ludzie piszą do mnie w listach, że udało im się coś znaleźć na eBay?u, przelicytować innych i mają nadzieję mieć je na wieczność. (śmiech)

Rozważałeś może ponowne wydanie swoich albumów? Mam na myśli zarówno twoje solowe produkcje, jak i płyty Classix Nouveaux?

O płytach Classix Nouveaux nie mogę się wypowiadać, bo prawa do nich ma wytwórnia EMI. Tak więc nie ma żadnego znaczenia co ja myślę, czy chcę je wznowić, czy nie. Jeżeli zaś chodzi o moje albumy chrześcijańskie, jest to kwestia przede wszystkim popytu i podaży. Mam ich już dość sporo na swoim koncie, ale nie wiem, czy istnieje jakiś szczególny powód, dla którego miałbym je wydawać ponownie. Czasami robimy składanki. Kilka lat temu na przykład wydaliśmy kompilację pod tytułem "Pilgrimage", która już prawie w całości się sprzedała. Teraz myślę już o następnej. Myślę, że to najlepszy sposób na zapoznanie ludzi z tym, co robiłem wcześniej.

Mik Sweeney, twój kolega z czasów Classix Nouveaux, też mieszka w Ameryce. Masz z nim jakiś kontakt? Czy on dalej zajmuje się muzyką?

Rok temu, kiedy byłem w Los Angeles, spotkałem się z nim. Miałem wtedy urodziny. Ma kilka gitar, które wiszą na ścianie, więc podejrzewam, że je produkuje, ale nie wiem, czy na nich gra. (śmiech)

Na zakończenie powiedz jeszcze, jakiej najwspanialszej rzeczy doświadczyłeś już po twojej przemianie, po tym, jak odnalazłeś Boga?

Minęło już wiele lat, więc trudno mi na to odpowiedzieć. Ciężko jest znaleźć jedną rzecz, bo dla mnie to wybór na całe życie. Sądzę, że świadomość tego, że jestem w kontakcie z Bogiem, wiedza o tym, że nie jestem sam oraz fakt, że bez względu na to, jak bardzo będę się martwił, jak wiele złego się zdarzy, nie będę musiał samodzielnie rozwiązywać problemów, są wspaniałe. Wierzę, że Bóg ma swój plan, w którym może zmienić złe rzeczy na dobre. To jest bardzo ważna dla mnie wiedza, którą zdobyłem, a której nie miałem wcześniej.

Dziękuję za rozmowę

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: bułeczki | bilety | Chicago | Led Zeppelin | procent | piosenki | sala | koncerty | sławy | życia | muzyka | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy