"Wychowałam się na bluesie"
Carla Bruni pochodzi z bardzo muzykalnej rodziny - jej ojciec jest znanym kompozytorem a matka pianistką. Mimo to świat poznał ją najpierw jako modelkę. Dopiero wiosną 2003 roku ukazała się jej pierwsza płyta "Quelqu'un m'a dit", która odniosła wielki sukces, najpierw we Francji, a potem w innych państwach europejskich (sprzedano półtora miliona egzemplarzy). Od października album dostępny jest również w Polsce. W jego nagrywaniu wokalistce pomagał znany francuski piosenkarz Julien Clerc. Największy wpływ na ostateczne brzmienie zawartego tam materiału miał jednak producent Luis Bertignac. Carla Bruni opowiada o tym, dlaczego najpierw zdecydowała się zostać modelką a nie piosenkarką, skąd wziął się pomysł na akustyczny charakter jej płyty, jaką rolę w powstawaniu albumu odegrał Luis Bertignac oraz czym jest dla niej muzyka.
Pochodzisz z bardzo muzykalnej rodziny i bardzo wcześnie zajęłaś się muzykowaniem. Dlaczego w takim razie najpierw odniosłaś sukces jako modelka?
Rzeczywiście, moje dzieciństwo upływało w atmosferze przepełnionej muzyką i właściwie fakt, iż sama zaczęłam zajmować się graniem, jest dla mnie całkowicie normalny. W sumie kariera modelki była dla mnie "czymś obok", natomiast muzyka zawsze była i jest mi bardzo bliska i naturalna. Oczywiście granie i nagrywanie muzyki daje mi zupełnie inne doznania.
Ile miałaś lat, gdy zaczęłaś grać na instrumentach?
Grałam od wczesnego dzieciństwa, choć nigdy nie uczyłem się regularnie, czego mi zresztą teraz bardzo brakuje! Zawsze grałam na fortepianie i na gitarze, ale bardziej improwizowałam i cieszyłam się dźwiękami, niż naprawdę uczyłam się grać. Nigdy nie sądziłam, iż może coś innego z tego wyniknąć. Zmieniło to się dopiero, kiedy miałam 25-26 lat, kiedy zaczęłam pisać pierwsze własne piosenki.
Jak krótko scharakteryzowałabyś swoją płytę "Quelqu'un m'a dit"?
Nie mam absolutnie pojęcia, jak ludzie mogą odebrać ten album, co sobie o mnie pomyślą - jako o muzyku oraz jako o modelce-muzyku. Jedyną rzeczą, której jestem pewna, jest to, iż nie jest to album tuzinkowy. Tego jestem całkowicie pewna. Ponieważ to ja zrobiłam ten album.
Na twojej płycie dominują delikatne i akustyczne brzmienia. Nie lubisz nowoczesnych aranżacji?
Podejście "akustyczne" do muzyki jest dla mnie naturalne i całkowicie w moim stylu. Chcę przez to powiedzieć, iż nie próbowaliśmy zrealizować albumu akustycznego, po prostu piosenki były takie a nie inne, miały w sobie to coś "akustycznego". Zarówno Louis Bertignac, jak i ja, mieliśmy ochotę, by zaaranżować je jak najbardziej w tym charakterze. Nie używaliśmy żadnych syntetyzatorów, wszystko miało być bardzo naturalne i proste.
Jaką rolę w powstawaniu albumu odegrał Louis Bertignac?
Rolą Louisa Bertignaca było zajęcie się realizacją albumu, to znaczy mając melodię piosenek, miał stworzyć z nich coś, co nadawałoby się na płytę. Zrobił to wspaniale, bardzo muzykalnie i subtelnie. Potrafił dogłębnie wniknąć w charakter każdej z piosenek, podporządkować mu się, w najmniejszym stopniu nie próbując narzucać swojej wizji. Bardzo blisko współpracowaliśmy, ale tak naprawdę to on był producentem albumu od a do z, on zrobił wszystkie aranżacje i każdy dźwięk na tej płycie jest jego zasługą.
Czy masz jakiś wypróbowany sposób na napisanie dobrej piosenki?
Nie mam żadnej specjalnej metody i napisanie kolejnej piosenki jest zawsze kwestią przypadku. Kiedy mi się to udaje, jestem bardzo szczęśliwa. Nie mam też jednej techniki pracy - czasem słowa przychodzą jako pierwsze, kiedy indziej muzyka, ale jeśli ma powstać piosenka, zawsze bardzo szybko łączy się to w jedną całość. Tak też jest z piosenkami na tym albumie - słowa i muzyka bardzo szybko i naturalnie połączyły się ze sobą.
Jakiej muzyki słuchasz najchętniej?
Muzyka jest dla mnie bardzo różnorodną mieszanką wszystkiego, ponieważ od zawsze słuchałam wszystkiego, czego tylko mogłam. Tak więc dużo słuchałam bluesa, takiego prawdziwego wczesnego bluesa, śpiewanego przez Bassie Smith, którą lubiłam szczególnie, Billie Holiday, czy nawet Ellę Fitzgerald. Znam też dobrze muzykę country, tego "białego bluesa" w wykonaniu np. Emmylou Harris czy Dolly Parton. Generalnie bardzo dużo słuchałam śpiewających pań, aż do Rickie Lee Jones i Françoise Hardy.
Nie mogę jednak wskazać jakiegoś określonego kierunku, skąd czerpałam inspirację, gdyż - jak mówiłam - słuchałam tylu różnorodnych rzeczy. Uwielbiam także muzykę folk oraz małe piosenki oparte na 3-4 prostych akordach i wierzcie mi - wcale nie dlatego, iż brakuje mi regularnego wykształcenia muzycznego, po prostu to mi rzeczywiście odpowiada.
Dziękuję za rozmowę.