"Trzeba zacząć od siebie"
Kariera szwedzkiego kwartetu Ace Of Base rozpoczęła się na początku lat 90. Jego debiutancki album "Happy Nation" (1993) osiągnął oszałamiający wynik 23 milionów sprzedanych egzemplarzy i do dziś figuruje w księdze Guinessa jako najlepiej sprzedający się debiut wszech czasów. Oczywiście trudno było pobić ten rekord, ale druga płyta zespołu, "The Bridge" (1995), sprzedała się również w niemałym nakładzie 5 milionów egzemplarzy. Kolejne albumy - "Flowers" (1998) i składanka "Singles Of The 90's" (1999), potwierdziły, że zespół ma swoje stałe miejsce w historii muzyki pop. Na kolejną płytę szwedzkiego zespołu trzeba było czekać niemal cztery lata. Powodem było między innymi to, że 11 piosenek, które ostatecznie pod koniec 2002 roku znalazły się na albumie "De Capo", zespół wybierał podobno spośród 150 kompozycji.
O początkach kariery Ace Of Base, pracy nad najnowszym albumem, przeróbce przeboju "Wonderful Life", życiu rodzinnym oraz rozszerzeniu Unii Europejskiej, z Jenny Berggren i Ulfem Ekbergem rozmawiał z zespołem Marcin Jędrych.
Pamiętacie jeszcze swój pierwszy występ?
Jenny Cecilia Berggren: O tak.
Ulf "Buddha" Gunnar Ekberg: Pamiętam nasz pierwszy występ jako Ace Of Base. Było to w Goeteborgu, 4 sierpnia 1990 r. Tego samego dnia w Goeteborgu grali Rolling Stonesi, więc w mieście było pełno ludzi. Graliśmy na głównej alei Goeteborga - mamy tylko jedną, mówi się na nią po prostu Aleja. Było mnóstwo ludzi, więc byliśmy bardzo zdenerwowani...
Jenny: Przez cały koncert przewijali się różni ludzie, był tam naprawdę wielki tłum.
Byliście supportem dla Rolling Stonesów?
Jenny: Nie, występowaliśmy na innej scenie.
Ulf: To była inna scena, ale w mieście było wówczas dużo ludzi.
Jenny: Oni byli supportem dla nas śmiech.
Ulf: Sfilmowaliśmy to wszystko, niestety taśma zaginęła, gdy pożyczyliśmy ją stacji telewizyjnej, która robiła o nas film dokumentalny. Ale pamiętam, jak wtedy wyglądaliśmy, tak jakby to było wczoraj. Mieliśmy fajne ubrania, wyglądaliśmy na tej scenie jak dwoje urzędników. Myślę, że od tamtego czasu wiele się nauczyliśmy.
Pamiętam też nasz pierwszy występ telewizyjny. To był właściwie pierwszy naturalny występ w telewizji - odbył się na antenie szwedzkiej wersji MTV. Pamiętam, że byliśmy wtedy bardzo zdenerwowani. To był okres, kiedy 2 Unlimited przebili się z piosenką "Twilight Song". Był 1 marca 1992 r. Kiedy tam przyjechaliśmy, spotkaliśmy członków 2 Unlimited - to był pierwszy słynny zespół, jaki poznaliśmy osobiście. Wychodziliśmy na scenę mocno podenerwowani. Kazali nam śpiewać w czymś, co przypominało szafkę na buty, ciężko tam było zmieścić nawet syntezator. Generalnie jedno stało drugiemu na głowie, próbując coś śpiewać. Nigdy tego nie zapomnę. Ale to było zabawne, chciałbym zobaczyć to jeszcze raz na taśmie.
Jenny: Ja bym w ogóle nie chciała zobaczyć tej taśmy.
Macie bardzo dobrą pamięć. Czy uważacie, że więzi rodzinne pomagają utrzymać razem zespół?
Ulf: Zdecydowanie tak.
K: Będziemy razem w wieku 87 lat. Mamy zamiar do tego czasu utrzymać więzi łączące zespół. Kiedy zdarzają się jakieś nieporozumienia, a zawsze mogą się zdarzyć, tak samo w rodzinie, jak i w zespole - jesteśmy przecież częścią wielkiego biznesu - wtedy musimy te problemy rozwiązywać. Musimy się spotkać, znaleźć wyjście z sytuacji, jeśli mamy różne opinie na jakiś temat, musimy uzgodnić wspólne stanowisko. Idzie nam to całkiem dobrze, jesteśmy ze sobą już dziesięć, a nawet więcej, dwanaście lat.
Ulf: Myślę, że rzeczą, która trzyma nas razem, jest wzajemny szacunek, jakim się darzymy.
Czy czujecie się jak członkowie rodziny Berggren?
Ulf: Zdecydowanie tak.
Czujesz się jak brat, czy może jak ojciec?
Ulf: Raczej jak brat. Czasem jak młodszy, jeśli mam ochotę, a kiedy indziej jak starszy - a czasami w ogóle nie jak brat. Mam ten komfort, że mogę korzystać z wszystkich dobrych stron bycia członkiem rodziny Berggren - pełnej ciepła i miłości. Są jednak dni, kiedy nie chcesz należeć do rodziny, przebywać razem z bratem czy siostrą. Ja na przykład nie byłbym w stanie przebywać ze swoją własną siostrą przez 24 godziny na dobę, chyba byśmy się pozabijali. Cały czas ze sobą walczymy, mimo że się bardzo kochamy.
W rodzinie zawsze jest duża presja. Ja mam tę przewagę, że mogę zjeść ciasto i nadal je mieć. W złych momentach wychodzę i zamykam za sobą drzwi, wracam dopiero wtedy, gdy burza już minęła. Korzystam tylko z dobrych stron. Bierze się to też stąd, że w rodzinie Berggren nie ma zazdrości, ani obgadywania - mówimy sobie wszystko wprost, a to pomaga przetrwać zespołowi. Jesteśmy wobec siebie uczciwi i słuchamy się nazwajem, staramy się ciągnąć innych w górę, a nie dołować ich.
Czy każdy w rodzinie spełnia odpowiednią rolę, ma określony zakres odpowiedzialności?
Ulf: Zdecydowanie tak. Każdy dokłada do tego budynku swoją własną cegiełkę. Ace Of Base, podobnie jak opakowanie płyty, ma cztery rogi - zespół działa na zasadzie kompromisu pomiędzy czterema bardzo silnymi osobowościami. Mamy cztery różne osobowości, ale słuchamy się nazwajem i staramy się dojść do kompromisu.
I zawsze znajdujecie rozwiązanie?
Ulf: Zawsze. Dlatego wciąż tutaj jesteśmy.
Podobno na nową płytę napisaliście około 150 piosenek, ale ostatecznie trafiło na nią tylko 12 - co się stało z resztą?
Ulf: Zawsze tak robiliśmy, na każdą płytę mieliśmy za dużo materiału i tak samo było w tym przypadku...
Dziesięć razy za dużo...
Jenny: No, może nie było tego aż tak dużo. Piosenki, które znalazły się na tej płycie, tworzą dobry album. Te, które się nie zmieściły, też nie są złe, ale nie pasują do tej płyty. Z kolei cześć piosenek z nowego albumu nie nadawała się na inne płyty. Razem tworzą one doskonałą całość, dlatego całość brzmi tak, jak brzmi.
Ulf: Tym razem zdecydowaliśmy, że wydamy optymalny album, najlepszy na jaki nas stać, co nie zdarzyło się nigdy wcześniej. Zawsze pracowaliśmy pod presją czasu i kończyło się to wielkim stresem, kiedy piosenki były nie do końca gotowe - nie wiedzieliśmy, czy są już wsytarczająco dobre, czy nie, ale musieliśmy je wydać. Nigdy nie mieliśmy czasu, aby poczuć, że stworzyliśmy spójny album. Tym razem zdecydowaliśmy, że nie wydamy tego, dopóki nie będzie całkiem gotowe. Napisaliśmy mnóstwo piosenek w różnych stylach i kiedy zdecydowaliśmy, w jakim stylu ma być utrzymana ta płyta, wiele z tych piosenek przepadło. Oczywiście, trzeba być też odrobinę krytycznym w stosunku do samego siebie - wiele z tych piosenek nie nadawałoby się na żaden album. Inne pasowałyby na inną płytę, albo dla jakiegoś innego artysty, ale nie nam. Jeszcze inne znajdą się na stronach B singli, umieścimy je w Internecie albo trafią na specjalne wydania naszych płyt.
Dlaczego sięgnęliście po utwór "Wonderful Life" z repertuaru Blacka?
Jenny: Ludzie, z którymi współpracujemy, wymyślili, że byłby z tego dobry cover. Brzmiało doskonale, kiedy to zaśpiewałam - byłam w studio znajdującym się obok lasu, był wtedy gorący letni dzień, okno było otwarte, więc do środka wpadało świeże powietrze. Czułam, że doskonale śpiewa mi się tę piosenkę, że bardzo mi ona pasuje, wyśpiewuję w niej to, co mi w duszy gra. Był wyjątkowo piękny letni dzień, kiedy to śpiewałam, myślę, że da się to usłyszeć.
Ulf: Ta piosenka chodziła za nami przez wiele lat. Po raz pierwszy ten pomysł pojawił się pod koniec 1993 roku - wówczas wpadł na niego człowiek, z którym blisko współpracowaliśmy, który pomógł nam podpisać pierwszy kontrakt płytowy, a nazywał się Morten Dott. Nie sądziliśmy wówczas, że ta piosenka mogłaby pasować do naszego zespołu, że mogłaby się zmieścić na którejś z naszych płyt, bo zawsze mieliśmy wystarczająco dużo piosenek. Ale on bardzo nalegał i ten temat cały czas się przewijał. Teraz jest moda na lata 80., a ta kompozycja zawsze należała do moich ulubionych, więc kiedy nagrywaliśmy ten album, w końcu doszliśmy do wniosku, że utwór Blacka pasuje do reszty piosenek, które już powstały. Wreszcie się więc zdecydowaliśmy, a pomysł nagrania tego covera zdołał dojrzeć przez te wszystkie lata.
Mieszkacie teraz w Hiszpanii. Czy w Szwecji było za zimno?
Ulf: Tak naprawdę, to już się wyprowadziłem z Hiszpanii. Przeniosłem się tam w 1993 roku. Wyprowadziłem się ze Szwecji z wielu powodów, m.in. nie podobało mi się to, jak traktuje się tam kogoś, kto odniósł sukces. Poza tym tamtejsza pogoda też nie jest w moim guście, szczególnie w zimie - kiedy nadarzyła się okazja, aby się przenieść w miejsce o cieplejszym klimacie, zrobiłem to. W Hiszpanii mieszkałem przez prawie osiem lat, ale kiedy zaczęliśmy mieć trochę więcej czasu, zdecydowałem, że zaangażuję się w jeszcze jeden projekt.
Hiszpania to fantastyczne miejsce do spędzenia wakacji, ale mieszkając tam nie jest się zbyt kreatywnym. Stajesz się leniwym, bo dookoła jest tyle różnych rzeczy... Szczególnie dla nas, Szwedów - zresztą myślę, że z Polakami jest podobnie. My jesteśmy przyzwyczajeni do złej pogody, do tego, że pada deszcz, śnieg i jest zimno - więc gdy tylko pokazuje się słońce, wybiegamy zaraz z domu, aby z tego korzystać. Kiedy przyjeżdżasz ze Szwecji do Hiszpanii i nagle zamiast dwudziestu masz trzysta dwadzieścia ładnych dni w roku, bardzo trudno usiedzieć w domu i pracować kreatywnie.
Poza tym odwiedzają mnie fani - oni przyjeżdżają tam na wakacje i nie chcą patrzeć na mnie, gdy pracuję. Koniec końców praca tam była niemożliwa, więc dwa i pół roku temu podjąłem decyzję o przeprowadzce do Londynu. To była bardzo dobra decyzja, nareszcie mogę pracować nad wieloma różnymi projektami równocześnie.
Ale pogoda jest tam podobna, jak w Szwecji...
Ulf: Jest dużo lepsza niż w Szwecji. W zimie jest jakieś pięć, dziesięć stopni, nigdy nie pada śnieg. Jest przyjemnie, parę dni temu było około 15-16 stopni, świeciło piękne słońce, można było chodzić w lekkim ubraniu. W tym samym czasie w Szwecji było minus dziesięć, tak więc jest duża różnica w porównaniu z Londynem. Londyn ma bardzo złą reputację, jeśli chodzi o pogodę - moim zdaniem jest ona niezasłużona. Oczywiście nie jest tam tak pięknie jak w Hiszpanii, ale trzeba znaleźć jakiś kompromis. Dla mnie takim właśnie kompromisem jest mieszkanie w Londynie i możliwość podróżowania do krajów o cieplejszym klimacie.
Podobno gdy mieszkałeś w Hiszpanii, jednym z twoich sąsiadów był Sean Connery?
Ulf: Tak.
Spotkałeś go kiedyś?
Ulf: Tak, wiele razy. Niestety, wyprowadził się stamtąd parę lat temu, ale od czasu do czasu ciągle tam wraca. W Marbella mieszka dużo bardzo znanych osób, to wspaniałe miejsce.
Co sądzicie na temat rozszerzenia Unii Europejskiej?
Jenny: W Szwecji mieliśmy wielką dyskusję o tym, czy wstępować do wspólnoty czy nie. W końcu wszyscy zgodziliśmy się, że trzeba łapać ten pociąg, który właśnie odjeżdża. Oczywiście wciąż toczy się dyskusja na temat tego, ile powinno nas to kosztować, nadal jest wiele pytań. Osobiście zachęcałabym każdego, aby starał się zdobyć tyle informacji, ile tylko się da. Trzeba dyskutować ze wszystkimi - nawet ci, którzy są przeciwko przystąpieniu do wspólnoty, mogą mieć do powiedzenia coś, co okaże się dla ciebie bardzo ważne. Trzeba wysłuchać obu stron, za i przeciw - to właśnie chcę powiedzieć. Należy o tym dyskutować i dokształcać się. Na tym właśnie polega demokracja - ludzie mają decydować, ale mają się też kształcić w taki czy inny sposób. Masz wolny wybór, ale powinieneś się dokształcać i szukać właściwych dla siebie odpowiedzi.
Ulf: Oczywiście na Unię Europejską można patrzeć z różnych stron. Jeśli chodzi o względy ekonomiczne, musimy stworzyć wielką, zjednoczoną Europę. Przede wszystkim, aby zachować stabilność świata, szczególnie w dziedzinie handlu - czają się już przecież nowe zagrożenia. Za dziesięć, najdalej piętnaście lat, Chiny będą największą potęgą i skończy się to gospodarczą katastrofą dla Europy, jeśli nie potrafimy się zjednoczyć i umocnić. Polska i inne wschodnie kraje również muszą dołączyć. Myślę, że to przyniesie pożytek gospodarce. Pojedynczy ludzie, na przykład rolnicy, mogą mieć z początku mniej do powiedzenia, ale na dłuższą metę dla całego kraju jest to jedyna droga.
Cieszycie się teraz z wejścia Szwecji do Unii?
Ulf: Ja zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mamy wyboru. Choćby ze względu na gospodarkę musieliśmy złapać ten pociąg, bo inaczej z kim mielibyśmy hadlować? Z Japonią? To dość daleko. My nie mamy ropy, tak jak Norwegia. Obok nas są kraje, które nie muszą się przejmować tym pociągiem. Nie wiem dokładnie, jak to wygląda w Polsce. Zdobyłam wystarczająco dużo wiedzy, aby podejmować świadome decyzje, ale nie podejmuję się dyskutować o sytuacji w Polsce. Namawiam tylko ludzi, aby poznawali argumenty za i przeciw, aby rzetelnie je sprawdzali, a nie wierzyli w to, co mówią wszyscy dookoła. Każdy musi wyrobić sobie własne zdanie. Wiem, że macie wielu rolników, prowadzących rodzinne gospodarstwa - oni również muszą się uczyć, mogą zrobić z tego wspaniały użytek. Edukujcie się, a znajdziecie właściwe odpowiedzi.
Jenny: Zresztą nawet jeśli ktoś jest poza Unią Europejską i tak musi spełniać jej wymagania, bo to ona tutaj rządzi. Tak czy inaczej trzeba z nią handlować. Tyle, że gdy pozostajesz na zewnątrz, nie masz prawa głosu, nie masz żadnej możliwości wływania na Unię, nie masz nic do powiedzenia. Jeśli jesteś wewnątrz, masz przynajmniej coś do powiedzenia, możesz coś zmienić, możesz powiedzieć "nie", zaproponować coś od siebie, dyskutować - masz przynajmniej jakąś władzę, której nie miałbyś pozostać na zewnątrz, choć i wtedy musiałbyś się podporządkować wymaganiom.
Jenny, słyszałem, że jedną z twoich ulubionych książek jest "Proces" Franza Kafki?
Jenny: Ta książka chodzi za mną od czasu, kiedy ją przeczytałam. Chodziłam wtedy jeszcze do szkoły - to wszystko było dla mnie zupełnie nowe, ta książka otworzyła mi wiele drzwi. W tym samym czasie przeczytałam też książkę Goethego, nie znam jej angielskiego tytułu, ale jej bohaterem jest Werter ["Cierpienia młodego Wertera" - przyp. red]. Jest tam mowa o bólu i miłości, jej akcja rozgrywała się w czasach romantyzmu. Obie te książki wywarły na mnie ogromne wrażenie, bo nigdy wcześniej czegoś podobnego nie czytałam. Możesz uznać, że jestem głupia, ale wtedy zrozumiałam, że ja sama mogę pisać to, na co mam ochotę, bo nie istnieje żadne prawo nakazujące, aby robić to w ten, czy inny sposób. Mogę pisać, co chcę, na przykład o tym, jaka powinna być miłość i jak kierować się wzniosłymi uczuciami. Drzwi do tego otworzył mi właśnie Franz Kafka, choć sama książka nie była zabawna, nie powodowała wybuchów śmiechu, była raczej przygnębiająca. To bardzo poważna książka.
Ulf: Nie sądzę, aby w ogóle można było się śmiać, czytając książkę. Mnie się to jeszcze nie zdarzyło...
Jenny: Tak, jemu to się nie zdarzyło. Biedny facet...
Ulf: Ja się śmieję tylko z tego, jak wiele razy zasnąłem, próbując czytać jakąś książkę.
A jak twoje doświadczenia z gotowaniem?
Jenny: Niestety, nie mam ostatnio czasu na gotowanie - może cztery, pięć razy w roku znajduję czas, aby coś ugotować. Sprawia mi to przyjemność, ale nie nabieram zbytnio doświadczenia.
Żałujesz tego, że się nie rozwijasz?
Ulf: Życie jest długie - kiedy będę miał trochę mniej pracy w Ace Of Base, być może poświęcę się gotowaniu. Ale muszę mieć do tego dobrą kuchnię. W moim hiszpańskim domu była fantastyczna kuchnia, bardzo często w niej gotowałem. Znam wielu kucharzy, którzy są znacznie lepsi ode mnie, więc zwykle tylko przyglądam się mistrzom, kiedy oni gotują. To fantastyczne uczucie być razem z nimi w kuchni i patrzeć, jak pracują.
Czego byście sobie życzyli z okazji rozpoczęcia 2003 roku?
Jenny: To był bardzo trudny rok. Myślę, że ludzie zaczynają się przekonywać, tak jak to śpiewał Michael Jackson w piosence "Man In The Mirror", że trzeba zacząć od siebie, starać się najlepiej, jak się da i w końcu cały świat powróci do normalności. W Ace Of Base zawsze powtarzamy: "Skoncentruj się na pozytywnych rzeczach, bo te złe są i tak oczywiste". Chciałabym, aby ludzie uwierzyli w siebie. Jeżeli masz marzenia, aby zawojować świat, zacznij od samego siebie, a w końcu je zrealizujesz.
Ulf: Uważam, że żyjemy teraz w wyjątkowo niebezpiecznych czasach, wiele rzeczy może się dramatycznie zmienić w krótkim czasie. Musimy być bardzo ostrożni w naszych posunięciach, szczególnie w gruncie polityki. Chciałbym, aby politycy zaczęli więcej słuchać, niż mówić - po to mamy dwoje uszu i jedne usta, abyśmy słuchali dwa razy więcej, niż mówimy. Niestety, obecnie tego nie robią. W tej chwili tkwimy w błędnym kole, przemoc rodzi jeszcze więcej przemocy. Musimy się w końcu zatrzymać.
Sri Lanka jest dobrym przykładem miejsca, gdzie udało się odnieść sukces. Zobaczymy, jak długo to wytrzyma, ale mam nadzieję, że to będzie model, który uda się zastosować nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale i wielu innych miejscach, gdzie potrzebne są rozmowy. Mamy obecnie bardzo trudną sytuację, szczerze mówiąc bardzo mnie to martwi. Tak więc mam nadzieję i życzyłbym sobie, aby politycy zaczęli słuchać więcej, niż mówić.
Dziękuję za rozmowę.