"Nie ma żadnych ograniczeń"
Po sukcesie płyty "Czas Ludzi Cienia" (2002), grupa Sweet Noise, kierowana przez charyzmatycznego Glacę, postanowiła odświeżyć spojrzenie na muzykę i do nagrania kolejnego projektu zaprosiła wielu znanych gości, którzy reprezentują różne kultury muzyczne - hip hop, death metal, klasykę, pop, electro i trans. Tak powstał wydany jesienią 2003 roku album "Revolta", na którym pojawiają się tacy artyści, jak: Edyta Górniak, Peja/SLU, Nergal/ Behemoth, Anna Maria Jopek, Docent/ Vader, O.S.T.R. czy Agressiva 69. Niektórzy uważają, że był to milowy krok w zasypywaniu przepaści dzielących poszczególne gatunki muzyczne i ich fanów, dla innych jest to wyrachowane posunięcie komercyjne, mające na celu obłaskawienie publiczności hiphopowej i popowej. Z okazji wydania "Revolty", z Glacą, wokalistą i liderem Sweet Noise, rozmawiał Krzysztof Czaja.
Lubisz się spotykać z fanami na czacie?
Lubię, aczkolwiek są elementy, które czynią ten środek komunikowania się niedoskonałym. Chodzi głównie o to, że nie da się odpowiedzieć na wszystkie pytania. Jest duża loteria w tym, kto zostanie dopuszczony przez moderatora, czyje pytanie się pojawi. Na pewno sporo osób odchodzi z kwitkiem i jest niezadowolonych. Ale ogólnie takie spotkania są w porządku. Chcemy odpowiadać na jak najwięcej pytań, ale siłą rzeczy na wszystkie nie da rady.
A są takie pytania, na które z zasady nie odpowiadasz?
Chyba takie, które nic nie wnoszą, które były zadawane już setki razy, albo będące zwykłą prowokacją i to nie najwyższych lotów. Na wszystkie inne - niewygodne, mniej wygodne czy wręcz obraźliwe - odpowiadam. Nie ma takich historii, że coś cenzurujemy, bo np. nastrój nie ten.
Mam wrażenie, że zespół Sweet Noise ma wyjątkowo dobry kontakt z fanami. Czy to wynika wyłącznie z szacunku do nich, czy częściowo też z kalkulacji - oni są wam potrzebni, abyście mogli istnieć, sprzedawać płyty i grać koncerty?
To wszystko się ze sobą łączy, ale jest to zbudowane przede wszystkim na szacunku. Od wielu lat spotykamy się po koncertach z ludźmi, objechaliśmy pół Polski, byliśmy u nich w domach, zapraszamy ich na różnego rodzaju akcje, oni zbudowali z nami potęgę forum na www.sweetnoise.org i Noiserclub, który liczy ponad 8 tysięcy członków. Niektórzy wykonawcy chcieliby sprzedawać tyle płyt, ilu ludzi jest w naszym klubie internetowym. Jest to potężny sukces.
Jednocześnie staramy się dbać o tych fanów, bo dla mnie sztuka polega na pokazywaniu tego, co w nas najlepsze, naszej energii ludziom, którzy nas słuchają, którzy przychodzą na nasze koncerty - jesteśmy im to winni. Prawda jest taka, że zespół istnieje tylko wtedy, gdy ma odbiorców i są oni zadowoleni, ta muzyka do nich trafia. Aczkolwiek istnieją zespoły, które nie mają dużego poparcia, a mimo to robią swoją muzykę, wysyłają ją w świat - jeśli ktoś ją kupi, to dobrze. W naszym przypadku chodzi w największym stopniu o szacunek i budowanie razem jakiejś społeczności.
Myślę, że w tej chwili można mówić już nie tyle o fanach określonego gatunku, co o fanach Sweet Noise - zmiennego i bardzo różnego. Szanuję ich za to, że potrafią nadążyć za tymi zmianami i za naszą ewolucją.
Sweet Noise to coś więcej, niż zwykły zespół, który nagrywa piosenki i wydaje kolejne płyty. Wyglądacie na takich, którzy mają do spełnienia jakąś misję. Zgadzasz się z tym? Jeżeli tak, to jaka to misja?
Nie wiem, czy to jest misja. Tym słowem określamy sytuację, gdy ktoś robi rzecz, w którą wierzy. Dla nas od początku ważna była godność, szacunek dla ludzi, bez względu na to, kim są, w co wierzą, jak wyglądają, czy są słabi czy silni. To są te prawdy, które przez cały czas wysyłamy w eter. Jeżeli nazwalibyśmy to misją, to polegałaby ona na godzeniu ludzi i zwracaniu uwagi na tych, którzy są w cieniu, są pomijani, żyją w nędzy, pozostają gdzieś na marginesie. Chcielibyśmy pokazać światu, że oni istnieją. W Polsce żyją nie tylko dzieciaki z okładek kolorowych pism czy sitcomów - są również takie, którym się nie udaje, mieszkają w małych miasteczkach i raz do roku można je zobaczyć na Przystanku Woodstock, a poza tym w ogóle ich nie widać.
Nasze najnowsze wydawnictwo "Revolta" poszło krok dalej - chodzi o godzenie pewnych subkultur, o zbliżanie artystów, którzy tak naprawdę często są od siebie bardzo daleko. Myślę, że w dużej mierze nam się to udało, zwróciliśmy uwagę publiczności hiphopowej na rocka i odwrotnie. Zbliżają się do siebie tak odległe światy, jak świat fanów Edyty Górniak i świat fanów Sweet Noise. Ja wierzę w to, że ludzie są w gruncie rzeczy tacy sami - bardzo wartościowi, tyle że nie każdy ma szczęście przeżyć życie w dostatku. My staramy się trafiać do wszystkich ludzi.
Wśród gości na płycie "Revolta" są m.in. Peja, O.S.T.R., Edyta Górniak i Anna Maria Jopek. Czym kierowaliście się przy doborze gości?
Było wiele punktów spojrzenia na tę sprawę. Po pierwsze, chcieliśmy zaprosić naprawdę wyjątkowych gości pod względem artystycznym, osobowościowym. Chcieliśmy, żeby byli oni wiarygodni, żeby były to osoby, które w swoich stylach muzycznych osiągnęły pewne maksimum, zrealizowały się w pełni, posiadają własną publiczność, własny głos, własne ja i nie są czyjąś kalką. Robią swoje, są rozpoznawalni, a przy tym kontrowersyjni, mają swoje zdanie na różne tematy - niekoniecznie musi być ono zbieżne ze zdaniem Sweet Noise. Taka jest Edyta, taki jest Peja, Ostry, Docent z Vadera i Nergal z zespołu Behemoth.
Ludzie zaangażowani w "Revoltę" są bardzo różni, ale każdemu na świecie mógłbym powiedzieć: "Z wielką dumą prezentuję ci Sweet Noise z polskimi artystami". Druga sprawa jest taka, że każdy z tych ludzi w pełni zaangażował się w "Revoltę", chciał brać w tym udział ze względu na to, że robi to Sweet Noise. Mamy ich poparcie przy promocji tego wydawnictwa i przy wszystkich innych posunięciach. Działamy naprawdę razem i jest to według mnie największym sukcesem tego projektu.
A czy ktoś wam odmówił, czy Sweet Noise daje wyłącznie propozycje nie do odrzucenia?
Nigdy nie ma pewności, że dana osoba się zgodzi. Akurat w przypadku projektu "Revolta" nikt nam nie odmówił. Pewien producent hiphopowy nie miał czasu, bo był zaangażowany w inną produkcję - mam na myśli człowieka o ksywie Noon. Zresztą on chyba nie do końca czuł ten klimat, więc do tej współpracy nie doszło. Co do reszty zaplanowanych gości, to akurat tak się złożyło, że mieli czas i na dodatek okazało się, że lubią to, co robimy, szanują to. Nie zawsze musi tak być, więc dla mnie odmowa nie byłaby czymś złym, co by mnie w jakiś sposób załamało. Każdy ma własne zdanie, może powiedzieć: "Nie lubię tego, co robicie" i wciąż prywatnie możemy być kolegami, nawet przyjaciółmi, ale nie każdy musi lubić Sweet Noise.
Na "Revolcie" jest kilka nowych wersji piosenki "Dzisiaj mnie kochasz, jutro nienawidzisz", z waszej poprzedniej płyty, "Czas ludzi cienia". Chcecie z tego zrobić motyw przewodni kolejnych płyt Sweet Noise, czy na tym już koniec?
Nie, to na pewno koniec. Tu są tak naprawdę dwa remiksy - jeden nasz, zrobiony dla Nigela Kennedy'ego. Nota bene jest duża szansa, że dogra on partię skrzypiec do tego kawałka, być może ukaże się to na singlu. On już słyszał ten remiks i w pełni go zaakceptował. Spotkaliśmy się przy okazji jego koncertu i powiedział mi, że według niego jest to genialny sound - to jego określenie. Zakręcił się tą mieszanką elektro-beatów i gitar, którą stworzyliśmy. Kto wie, co się może stać z tym utworem - Nigel Kennedy to jest postać światowego formatu. Mam przygotowany również angielski tekst do tego utworu, jeśli nagramy go razem, to kto wie... Nie chcę sobie zbyt dużo obiecywać, ale może być naprawdę różnie.
Kolejna płyta to będzie zupełnie nowy materiał, nowy Sweet Noise. Musimy poświęcić dużo czasu i energii, żeby to powstało i by nas zadowalało, aby było pójściem w jakiś nowy wymiar i wskoczeniem na nowy poziom. Zajmie to na pewno dużo czasu, ale z pewnością nie będziemy robić z "Dzisiaj mnie kochasz..." motywu przewodniego naszej twórczości, bo to byłoby zbyt proste, banalne i niepotrzebne. To już jest zamknięty rozdział.
W tekście jednej z piosenek z "Revolty" pojawia się nazwisko Popiełuszko, obok nazwisk Johna Lennona i Malcolma X. Czy ksiądz Popiełuszko to dla ciebie aż tak wielka postać?
Dla mnie jest to absolutnie wielka postać. Szanuję osoby, które mają na tyle odwagi i wewnętrznej mocy, że przeciwstawiają się reżimom na całym świecie. Popiełuszko przeciwstawił się komunie, słał swój przekaz do ludzi, których było coraz więcej i więcej. To było dla tych ludzi ważne. Był to jeden człowiek, tak naprawdę kruchy i słaby, który przeciwstawił się tej bestii, rzucił jej w twarz wyzwanie, niósł ludziom natchnienie, wolność i nadzieję - i został za to zamordowany. Jest to na pewno polski bohater i bardzo ważna dla mnie osoba - indywidualista, który wie, że idzie na stracenie, a jednocześnie ma misję głoszenia pewnej prawdy, bez względu na to, jaką cenę za to zapłaci. Taką samą osobą był Malcolm X, który dostał za to kulkę i - oczywiście w zupełnie innym wymiarze - John Lennon. Każda z tych osób jest inna, ale wszyscy oni są mi bardzo bliscy.
Podczas spotkania na czacie powiedziałeś, że kierunki rozwoju Sweet Noise mogą być bardzo różne. Czy to oznacza, że nie stawiacie sobie żadnych ograniczeń, możecie nagrać np. płytę akustyczną albo coś zupełnie innego?
Nie ma żadnych ograniczeń. Oczywiście niektórzy będą niezadowoleni, część ludzi odejdzie, ktoś nie kupi "Revolty", ktoś nie wejdzie w ten temat - to jego prawo. Ale udało nam się nagrać utwór z największą w Polsce gwiazdą pop i stworzyć dla niej nowoczesny beat. Peja, kiedy to usłyszał, zapytał: "Kto wam to zrobił? To brzmi nieziemsko!". To my robimy takie rzeczy. W Stanach robieniem popu zajmują się ludzie, którzy mają za sobą bogatą przeszłość, nie tylko muzyczną. Często są to twardzi faceci, którzy dostali twardą szkołę życia, często pochodzą z nizin społecznych, niejedno widzieli i tworzony przez nich pop jest w jakiś sposób agresywny. Podkłady robione przez Dr Dre czy muzyka, którą tworzył Quincy Jones, czy w końcu muzyka Tiny Turner, to wszystko ma w sobie taki brud życia. Nasze podkłady też to mają. Zrobili je hardcore'owcy, czyli ja i Magik, i dlatego są one inne.
Jeśli pytasz o granice, to odpowiadam, że nie ma takich granic. Jeżeli udało nam się przekonać ludzi do tego, że można łączyć tak różne rzeczy, myślę że wszystkie bariery zostały złamane. Oczekiwaliśmy sporego linczu na nas za to, co jest na tej płycie. Okazało się, że dużo ludzi jest bardzo otwartych. Była pewna fala krytyki i nadal jest ona obecna, ale przy tego typu zjawiskach nie da się tego uniknąć. Bałem się trochę o Edytę, bo ona jest osobą, którą atakowało i szkalowało wielu ludzi w Polsce, również z branży. Zrobili z niej wroga publicznego numer jeden, więc nie chciałem, żeby znów polało się na nią może żółci. Na szczęście tak się nie stało, fani Sweet Noise uznali ten utwór za jeden z najlepszych na płycie. Czuję ulgę - nie bałem się o siebie, ale bałem się o nią, bo jest wrażliwą kobietą.
W takim razie ciekawy jestem, jak będzie brzmiała kolejna płyta Sweet Noise. Dziękuję ci za rozmowę.
Fot. Darek Kawka i Wojtek Drzyżdrzyk.