"Nie chcemy ludziom wciskać kitu"
Grupa T. Love to bez wątpienia jeden z najważniejszych wykonawców na polskim runku muzycznym. Ma za sobą blisko 20 lat działalności i 13 wydanych albumów. Ten ostatni zatytułowany został "Model 01" i trafił na sklepowe półki jesienią 2001 roku. Po raz kolejny T. Love zaprezentował na nim ironiczny i dowcipny komentarz do polskiej współczesności, również politycznej, a w warstwie muzycznej był to powrót do łagodniejszych klimatów. Na płycie znalazły się utwory utrzymane w różnych stylach - od folku, poprzez ska, postpunka i reggae, po bardzo stonowane, melodyjne utwory popowe. Wśród 15 nagrań umieszczono także cover kompozycji "Ty i tylko ty" z repertuaru Brygady Kryzys. Z okazji premiery płyty Konrad Sikora rozmawiał z Zygmuntem "Muńkiem" Staszczykiem, frontmanem i wokalistą T. Love, o pracy w Anglii, przeszłości i przyszłości zespołu, polskiej scenie hiphopowej, niezależności, ziemniaku i pieniądzach.
Zanim przejdziemy do "Modela 01", chciałbym zapytać cię o poprzedni album "Antyidol". Czy zgadzasz się ze stwierdzeniem, że był on wycieczką w kierunku brytyjskiej nowej fali?
Myślę, że jest to lekkie przekłamanie. Na pewno była to płyta gitarowa i nie tak piosenkowa, jak "Model 01". Mniej przykładaliśmy się do rzeczy typu produkcja, a po prostu chcieliśmy zagrać 10-11 kawałków. Może dlatego "Antyidola" zauważyli tak naprawdę tylko prawdziwi fani zespołu. Ludzie, którzy nimi nie są, potrzebują radiowych przebojów, a na tamtym albumie ich zabrakło. Cieszę się jednak, że się ukazał. Nie odniósł może wielkiego sukcesu, ale był ważnym przystankiem pomiędzy "Chłopaki nie płaczą" a "Modelem 01". Pojechaliśmy do Wielkiej Brytanii żeby zobaczyć, jak tam się to wszystko robi. Wszystko było fajnie, tylko mieliśmy zdecydowanie za niski budżet i dlatego nie wszystko wyszło tak jak trzeba. Osobiście jednak bardzo ten album lubię.
Nowa płyta jest już powrotem do, nazwijmy to, "stylu piosenkowego"...
Nie było naszym zadaniem napisanie 15 przebojów. Chcieliśmy po prostu nagrać fajne piosenki, które pochodzą z różnych muzycznych podwórek, mają fajne melodie i do tego powinny mieć jeszcze jakiś przekaz. Za przekaz jestem odpowiedzialny ja, więc teksty są moim dzisiejszym punktem widzenia na to, co się dzieje w tym kraju, na przełom tysiącleci i tak dalej. Wydaje mi się, że są one z jednej strony gorzkie, refleksyjne, a z drugiej ciepłe i pozytywne. Zależało nam na zróżnicowanej stylistyce. W zespole jest pięć osób, które komponują, więc ta różnorodność jest jak najbardziej naturalna. Myślę, że robimy nasze albumy tak trochę w kratkę. "Antyidol" nie był zbyt rozbudowany, tym razem postawiliśmy na mnogość brzmień i bogactwo instrumentów. Swą ideą "Model 01" najbardziej przypomina mi płytę "Al Capone", chociaż jest bardziej dojrzały.
W jaki sposób wasze brytyjskie doświadczenia zaowocowały przy nagrywaniu "Model 01"?
Zaowocowały przede wszystkim tym, że producentem znów był Neil Simmons. Tym razem jednak to on przyjechał do Polski, dzięki czemu mogliśmy materiał nagrywać znacznie dłużej, bo pozwalały nam na to fundusze, no i mogliśmy pracować we własnej kanciapie. Pracowaliśmy nad tą płytą prawie rok, a Neil był z nami ponad dwa miesiące. Wizyta w Wielkiej Brytanii i kilka innych, pozwoliły chłopakom nabyć trochę ciekawego sprzętu i dlatego większość rzeczy mogliśmy nagrać w naszym, nazwijmy to, studio. Jest to więc współprodukcja nasza i Anglika. Doświadczenia brytyjskie pozwoliły nam zrozumieć, że muzycznie wcale nie dzieli nas jakaś ogromna przepaść od krajów zachodnich - mówię tu przede wszystkim o wyposażeniu studiów, a różnica tak naprawdę tkwi w głowach. Oczywiście różnica istnieje, ale nie jesteśmy jakimś Afganistanem. U nas jeszcze zbyt małą wagę przykłada się do masteringu, czyli tej ostatniej części pracy nad płytą. Dlatego mastering "Modela 01" zrobiliśmy w Niemczech. Pobyt w Anglii na pewno wiele nas nauczył, przede wszystkim nabyliśmy szacunku dla każdej minuty spędzanej w studiu, chociaż na pewno inaczej się pracuje, kiedy masz własne. Tutaj nie musiałem śpiewać punktualnie o dziesiątej i kończyć o trzynastej. Poza tym jest to już nasza 13. płyta i w ciągu tych lat zdążyliśmy się sporo nauczyć.
No właśnie, jak czujesz się wiedząc, że minęło już niemal 20 lat istnienia T. Love. Nie zastanawiasz się jeszcze czasem: Co ja mogę jeszcze w tej muzyce nowego zrobić, czy jest sens jeszcze to ciągnąć?
Tak. Po nagraniu tego albumu zastanawialiśmy się nad tym. Ostatnio z Perkozem sami sobie zadaliśmy to pytanie. I to jest pytanie, które będzie nad nami wisieć przez następny rok. Niedługo stuknie nam 20 lat istnienia. Na pewno z tej okazji pojawią się jakieś wznowienia, może kaseta z teledyskami. A nowy album? Nie wiem, czy na razie mam na to ochotę. Musi upłynąć trochę czasu zanim poczuję, że to jest nam potrzebne. Nie chce mi się nagrywać płyty tylko po to, aby była promocja, trasa koncertowa i trochę więcej pieniędzy. To jest bez sensu. Mimo wszystko traktujemy T. Love artystycznie, mimo że jest to muzyka prosta. Zastanawiam się nad przyszłością. Mamy już 13 płyt, sam jako fan mam ogromną ilość albumów w domu i muzyka zaczęła już zjadać własny ogon. Jest to pytanie bardzo sensowne i na miejscu, ale odpowiedź na nie da przyszłość. Nie chcemy ludziom wciskać żadnego kitu.
Zrobienie czegoś oryginalnego w muzyce rzeczywiście będzie trudne, ale jeśli chodzi o teksty, to chyba takich obaw nie masz?
Rzeczywistość, w której żyjemy, jest tak paranoidalna, że z tym nie będzie problemów. Żyjemy w naprawdę pop****nych czasach, ale także w bardzo ciekawych. Za mojego życia zdarzyło się już tyle rzeczy - upadł komunizm, przeobraziła się Europa, a teraz mamy Osamę bin Ladena. Z tekstami więc raczej problemów nie będzie. Z tym, że to nie jest tak, że teksty piszę od ręki - nie wypluwam ich z siebie co pięć minut. Nie chcę ludziom sprzedawać trumiennej wizji świata, a z drugiej strony nie chcę też pokazywać sfałszowanej i pokolorowanej rzeczywistości, na siłę optymistycznej. Chcę być prawdziwy i nawet w tych najgorszych czasach staram się, aby w moich tekstach było coś pozytywnego. Dlatego o teksty się nie martwię, martwię się tylko o to, czy uda mi się z kolegami zbudować nowy, ciekawy całościowo album. Na pewno trochę potrwa, zanim to osiągniemy.
Czyli nie bez powodu "Model 01" rozpoczyna się utworem "Pank is ded"?
Chyba tak, chociaż w tym utworze nie chodzi tyle o muzykę, co raczej o zanik pewnej postawy - nonkonformizmu i niezależności. Scena punkowa w naszym kraju już dawno na dobrą sprawę przestała być ciekawa. Oczywiście zespoły nadal grają, ale teraz jest to już powielanie pewny wzorców. Bardziej chodziło mi o zatracenie pewnej szorstkości ideałów i o to, że show biznes, wspólnie z mediami, jest już tak daleko posunięty do jakiegoś chorego stanu, że potrafi każdemu zmiękczyć mózg. Ten tekst jest gorzki i cyniczny, ale "nadszedł taki czas, że już nic nie ekscytuje nas". Wszystko jest taką papką - istnieje mnogość płyt kanałów telewizyjnych i wszystkiego. Bardziej chodziło mi więc o samą postawę punk, niż o muzykę, z której jako T. Love wyszliśmy. Teraz to miejsce zajęła muzyka hiphopowa, chociaż hiphopowcy będą mieli na ten temat inne zdanie, bo oni nie ukrywają, że robią to, bo chcą zarobić kasę.
Czy w takim razie na naszym rynku dostrzegasz jakieś ciekawe debiuty, które są w stanie ruszyć to wszystko?
Kilka lat temu byłem ogromnie podjarany sceną hiphopową, ale teraz widzę, że jest tam ogromna ilość kalek. Ile razy można śpiewać o dragach, dealerach itp. Ta muzyka w Polsce jest za mało muzyczna, może poza Kalibrem, który wystaje z tego wszystkiego. Pierwsza płyta Molesty też była wydarzeniem, ale teraz chłopaki trochę za bardzo się powtarzają, chociaż na pewno są szczerzy w tym, co robią. Dlatego obserwuję nadal tę scenę z zainteresowaniem i czekam, czy coś się zmieni. Na Zachodzie dzieje się bardzo dużo. Tyle, że tam ludzie nie tylko potrafią układać podkłady i rymować. Są muzykami i to jest ich przewaga. Jeśli chodzi o zespoły gitarowe, to nie zauważyłem w ostatnim czasie nic ciekawego. Jest taka kapela Negatyw, która naśladuje nieco Myslovitz. Grają fajnie, ale nie powalą na kolana. Nie ma takich genialnych, powalających rzeczy. Te postacie, które rządzą tą sceną - jak ja, Kazik czy też Grabaż, to już dinozaury urodzeni w latach 60. To smutne, bo czas upływa, a ja ciągle czekam na jakieś nowe objawienie, na konkurencję ze strony młodych wykonawców.
Skoro mowa o Kaziku, to jak to się stało, że zagrał na płycie "Model 01"?
No, z Kazikiem to już się znamy lata. Nieraz występowaliśmy na jednej scenie i nieraz mijaliśmy się w różnych miejscach. Mam szacunek do tego, co robi. Nagraliśmy razem kawałek Brygady Kryzys - to kolejny zespół, który bardzo szanuję. Gdy go nagraliśmy, szukaliśmy jakiegoś saksofonu, który mógłby nadać tej piosence odpowiedni klimat. Przychodziło wielu saksofonistów, aż w końcu ktoś rzucił pomysł, aby zaprosić Kazika. Kiedy zadzwoniłem do niego, powiedział Aha, ci goście, co z wami grali, byli za dobrzy, co?. Powiedziałem mu, że jego styl najbardziej by nam odpowiadał. Kazik ma duży dystans do swojej gry na saksofonie, ale udało mi się go przekonać. Przyszedł, zagrał i nie wziął ani złotówki honorarium. Poszliśmy za to razem do pubu i spędziliśmy wspólnie wieczór, który okazał się bardzo upojny. Pogadaliśmy sobie i doszliśmy do wniosku, że fajnie stało się z tym nagraniem. Bardzo się cieszę z tego powodu. A przecież na tej płyty są jeszcze inni goście . Kayah to całkiem odmienny świat od Kazika. Jak więc widać znaleźli się na tym albumie ludzie ze sceny pop i ze sceny niezależnej. Sam T. Love wydaje mi się jest gdzieś po środku, pomiędzy sceną komercyjną i sceną niezależną...
Czy w takim razie T. Love jest jeszcze zespołem alternatywnym?
Dla jakiegoś ostrego blokresa, żyjącego w swoim osiedlowym, szarym świecie, na pewno jesteśmy komerchą, ale też nie do końca. Czasami otrzymuję wyrazy uznania ze strony środowisk, od których bym się w ogóle nie spodziewał. Szczerze mówiąc nie przeszkadza mi, gdy ktoś mi powie, że jestem komercyjny. Wydaje mi się, że w głowach zawsze będziemy niezależni, artystycznie na pewno jesteśmy alternatywni, natomiast muzycznie to każdy może nas postrzegać inaczej. Dla takiego gościa 'rzeźbiącego' na gitarze w garażu jesteśmy komercją, bo mamy kontrakt z dużą wytwórnią i można o nas poczytać w gazetach. Staram się tym jakoś balansować. Dlatego nigdy nie sprzedaliśmy piosenki do reklamy, co uważam za plus i czym się chwalę. Mieliśmy wiele propozycji, za ogromny szmal, wiele osób na pewno by się nad tym zastanowiło. Mieliśmy dużo pokus od Babilonu, ale nie chciałem być panem zupką lub czekoladką. Oczywiście, gdyby w moim życiu wydarzyła się jakaś tragedia i potrzebowałbym pieniędzy, wtedy nawet bym się nie zastanawiał, ale na razie na szczęście nie było takiej potrzeby. Wolę zarabiać na płytach i koncertach, niż na takich dodatkach.
Pieniądze są jednym z głównych tematów na płycie "Model 01".
Miałem w życiu różne okresy. Sam nie pochodziłem z jakiejś bogatej rodziny. Jestem zwykłym chłopakiem z bloków. Ja do kasy mam dystans, bo przez wiele lat jej nie miałem. Często musiałem pożyczać. Teraz żyję bezstresowo z muzyki, ale nie mam zamiaru się zabijać po to, aby mieć na koncie jedno zero więcej. Wystarczy mi to, co mam. Nie kombinuję, że teraz mam swój moment, więc się muszą nachapać i szybko skosić szmal, po czym zwinąć się i uciec. Krytykuję taki stan ducha, gdyż jest to mentalne wieśniactwo. Denerwuje mnie wpychanie się wszędzie tam, gdzie tylko może być trochę gotówki. To dotyczy wszystkich teleturniejów i głupich programów telewizyjnych, kreowania na gwiazdy ludzi, którzy nie mają żadnego talentu, tylko dlatego, że wystąpili w jakimś programie. Trzeba coś umieć, aby coś osiągnąć. Takie niedouczenie mnie wk***wia, takie buractwo, którego w Polsce jest teraz multum. Społeczeństwo jest ziemniaczane i mało wyedukowane. Myślałem, że jak zmieni się nasz ustrój polityczny, to będzie jakiś progres, ale żyjemy w kraju mułów. Oczywiście, to nie dotyczy wszystkich, ale jak się rozglądam wokół, to widzę, że przeważa wśród ludzi taka postawa życia bez kultury i ciągłego rozpychania się. Zero kultury i to niezależnie od tego, czy to miasto, czy wieś.
Dlatego na okładce albumu "Model 01" znalazł się właśnie ziemniak?
To tak w ogóle jest fajna roślina. Natomiast symbolicznie przecież mówi się, że ktoś jest burakiem albo ziemniakiem. Nasze społeczeństwo nic się nie uczy. Nadal jest ksenofobiczne i rasistowskie. Oczywiście, wiele osób przegina także w drugą stronę, nadmiernie generalizując. Kiedy obserwuję reakcje takich zwykłych ludzi, to myślę sobie, że gdyby u nas naprawdę były mniejszości kolorowe, byłoby bardzo ciężko. Nie podoba mi się to wszystko. Co nie oznacza, że mam zamiar stąd wyjeżdżać. Polska to piękny kraj, ale czasami mnie wk**wia. Może dlatego nie piszę bezpośrednio o polityce, ale o mentalu ludzi.
Spore zainteresowanie wywołała postać Agi Morawskiej, z którą śpiewasz w duecie utwór "Jazda". Jak to się stało, że została zaproszona do zaśpiewania w tym nagraniu?
Najpierw w tej piosence miała zaśpiewać Kasia Nosowska. Wpadliśmy na ten pomysł podczas wspólnego śpiewania na trasie Pidżamy Porno. Późnej jednak jej menedżer doszedł do wniosku, że powinna dać sobie spokój, bo była zaangażowana w tyle różnych projektów. Stwierdziliśmy, że OK, poszukamy kogoś innego. Znałem kapelę Happy Pills i stwierdziłem, że Aga nie jest żadnym popowym tworem, a ma ciekawą barwę głosu, więc postanowiłem spróbować. Zadzwoniłem, poznaliśmy się i wszystko fajnie wyszło. Myślę, że to plus i dla niej, i dla nas, bo może dzięki nam ludzie zaczną słuchać także jej zespołu.
Teledysk do "Jazdy" może sugerować twoją niechęć do komputerów i Internetu. To prawda?
Ten teledysk opowiada o samotności, a ja uważam, że Internet jest właśnie wynalazkiem po części także dla ludzi samotnych. Sam bardzo lubię z niego korzystać, ale głównie zajmuję się naszą stroną. Raczej nie serfuję po Sieci. Nie wiedziałem, że to jest tak żywe medium i że tak bardzo ułatwia kontakty i zmniejsza świat. Mój dystans, czy też niechęć do niego, bierze się z czegoś innego. Uważam, że to zabija pewne rzeczy, choćby takie formy, jak czytanie książek. Zauważam to u swojego dziecka. Nie jestem przeciwnikiem komputerów. One powinny ludziom pomagać, tylko trzeba umieć z nich korzystać. To tak jak teraz z tą wojną. Ludzie mają w ręku choćby bakterię wąglika i to od nich zależy, czy ją wykorzystają, aby zabijać innych. To ludzie wszystko niszczą. Komputery nie są zle. Trzeba tylko uważać, aby nie przegiąć. Żeby przekonać się, że nie jestem wrogiem Internetu, wystarczy wejść na naszą stronę www.t-love.pl.
Wspomniałeś o zbliżającej się 20. rocznicy istnienia zespołu. Czy możesz powiedzieć coś więcej na temat związanych z tym planów?
Przede wszystkim planujemy wznowienie dwóch pierwszych płyt, czyli "Wychowania" i "Miejscowi - live", których jeszcze nie było na kompakcie. Może będzie to wydawnictwo dwupłytowe, które dodatkowo będzie zawierać nasze ulubione piosenki, które nie trafiły na składankę "Best.Love"? Może dorzucimy jeszcze do tego wszystkiego dwa lub trzy zupełnie nowe numery, które na pewno w przyszłym roku nagramy? Chcemy też wydać zbiór naszych teledysków, może nawet na płycie DVD. Może zagramy jakiś specjalny urodzinowy koncert, na którym zagra oryginalny skład T. Love Alternative, bo to już się przecież zdarzyło? Raczej nie przewidujemy urodzinowej trasy koncertowej.
W dniu premiery płyty "Model 01" obchodziłeś 38. urodziny. Czego można ci z takiej okazji życzyć?
Wszystkiego, czego można życzyć facetowi w moim wieku. Zdrowia, szczęścia i udanej trasy. Dla mnie największym prezentem jest właśnie ten album. Zresztą w zespole jest jeszcze dwóch facetów z listopada, więc poświętujemy razem. Należy mi życzyć, żeby było przynajmniej tak jak jest.
Dziękuję za rozmowę.