"Kult przedmiotów"
Zielonogórski zespół Artrosis to jeden z najbardziej aktywnych w ostatnich latach przedstawicieli szeroko pojmowanego rocka gotyckiego i jeden z niewielu polskich zespołów, którego płyty ukazują się i cieszą niemałym powodzeniem również poza granicami naszego kraju. Nowy album zespołu, zatytułowany „Fetish”, ukazuje odmienione oblicze grupy, z jednej strony głęboko zakorzenionej w rocku gotyckim lat 80., z drugiej nie bojącej się eksperymentów godnych XXI wieku. Na pytania Jarosława Szubrychta odpowiadali Medeah, wokalistka zespołu oraz Maciek, obsługujący instrumenty klawiszowe.
Wasz nowy album nosi tytuł „Fetish”, który kojarzy się jednoznacznie ze zmysłowością, fantazjami seksualnymi...
Medeah: Tobie akurat kojarzy się to z seksualnością, ale tak naprawdę pojęcie fetyszu ma wiele znaczeń. Fetyszyzm to przede wszystkim kult przedmiotów, nadawanie im boskich właściwości, których tak naprawdę nie posiadają. Chcemy wierzyć w figury, talizmany i tego typu rzeczy. Nie zastanawiałam się jednak nigdy nad tym, czy nasze płyty są zmysłowe, nie rozpatrywałam ich nigdy w kontekście erotycznym...
Maciek: Są, naprawdę są!
Medeah: Tak? A co tam jest erotycznego? Najwyżej tekst jednego utworu, czyli „Zanim wstanie świt”.
Maciek: Wiesz, ale nie chodzi nawet o teksty, tylko o całokształt, o erotyczną atmosferę, która unosi się wokół tej muzyki.
”Fetish” wyraźnie różni się od poprzednich albumów Artrosis właśnie za sprawą rzeczonej atmosfery, w kreowaniu której udział mają przede wszystkim instrumenty klawiszowe oraz ze względu na nowy sposób śpiewania.
Medeah: Pracując nad tą płytą odkryłam dla siebie nowe rodzaje interpretacji, odmienne od dotychczasowych sposoby wydobycia i artykulacji dźwięku. Wydaje mi się, że wyszło mi to na dobre i że wzbogaciło to naszą muzykę. Rozwój jest dla mnie bardzo ważny i uważam, że dzięki moim eksperymentom wokalnym i temu, co Maciek zrobił tym razem z automatem perkusyjnym, nasza muzyka stała się bogatsza. Doszliśmy do wniosku, że automat nie powinien wyłącznie udawać prawdziwej perkusji, że można poszerzyć asortyment wydobywanych z niego dźwięków, dodać przestery, loopy, brudy...
Maciek: W budowaniu rytmów nie uczestniczą wyłącznie tradycyjne instrumenty, takie jak stopa, werbel czy talerz, ale dochodzą do tego różne dziwne dźwięki z otoczenia, na przykład walenie o kaloryfer. Niektóre z tych szumów to zwykła ścieżka garów, ale nagrana w dość szczególny sposób – wszystkie gałki w prawo. Taki efekt można uzyskać właśnie przez maksymalne przesterowanie bębnów. Właśnie zdradziłem efekt swojej kuchni. (śmiech)
Nie boicie się, że fani klasycznego brzmienia Artrosis będą zawiedzeni „Fetishem”?
Medeah: Jak już powiedziałam, rozwój i samorealizacja są dla mnie najważniejsze. Każdą płytę nagrywam przede wszystkim dla siebie. Jeżeli to się spotyka z uznaniem ze strony fanów, to jest to dla mnie ogromny sukces, a jeżeli nie... no cóż, każdy ma prawo do swojej opinii. Myślę, że nasza najnowsza płyta jest bardzo podobna do mnie. Kiedy się mnie dobrze pozna, można mnie bardzo lubić, albo bardzo nie lubić.
Na poprzednich płytach partie gitar były bardzo wyeksponowane, tym razem wyraźnie je okroiliście. Nie baliście się, że gitarzysta się obrazi?
Medeah: Przeciwnie, to było jego zamierzenie. Namawiałam go nieraz do tego, żeby zagrał coś więcej, a on się opierał, właśnie w ten sposób czuł tę muzykę. Tuż przed wejściem do studia powiedział nam na próbie, że nie chce już grać prostych riffów, tak jak to robił na poprzednich płytach. Tym razem gitara zeszła na drugi plan, tworzy tło do instrumentów klawiszowych.
Nowy materiał nagrywaliście w lubelskim studiu Hendrix. Dlaczego właśnie tam?
Medeah: Bardzo chciałam i nalegałam, żeby zmienić klimat, żeby nagrywać płytę w nowym otoczeniu, tym bardziej, że miała ona zawierać nową dla nas muzykę. Hendrix to bardzo dobre studio z bardzo dobrym sprzętem i realizatorami dźwięków, ale największym jego plusem jest chyba to, że na miejscu jest nocleg. Nie trzeba nigdzie jeździć, wszystko mieści się w jednym budynku, dzięki czemu można się skupić wyłącznie na pracy. „Fetish” nagrywaliśmy cały marzec, natomiast stworzyliśmy ją w dwa tygodnie.
Wydaje mi się, że przy tego typu muzyce nie można po prostu wejść do studia i zagrać swoje? Wiele rzeczy musi dochodzić w trakcie nagrywania, prawda?
Medeah: Wiele pomysłów pojawia się w trakcie nagrywania, aczkolwiek Maciek bardzo sumiennie przygotował się do tej sesji nagraniowej i bardzo dużo czasu poświęcił na wymyślenie rytmów jeszcze w domu. W studiu po prostu zgraliśmy je na ślady i ewentualnie ustawialiśmy proporcje, co ma być głośniej, a co ciszej.
Oprócz własnego materiału, zarejestrowaliście utwór z repertuaru grupy Pornografia. Skąd ten wybór?
Medeah: Przede wszystkim chciałam zaznaczyć, że na wkładce płyty znalazł się poważny błąd. Tam napisane jest, że utwór Pornografii nosi tytuł „Zatruta”, tymczasem „Zatruta” to nasz kawałek, a coverem Pornografii jest „Mur”. Nigdy w życiu nie nagrywaliśmy coverów, ale właśnie „Mur” już kiedyś próbowaliśmy grać. Od lat darzymy Pornografię niesłabnącym sentymentem, chociażby dlatego, że kilka miłych chwil razem spędziliśmy. Moim zdaniem jest to zespół bardzo niedoceniony, a na pewno byli jednymi z prekursorów tego gatunku, który my również prezentujemy.
Czyli jakiego gatunku? Goci twierdzą, że Artrosis to nie jest czysty rock gotycki, z kolei metalowcy utrzymują, że gracie zbyt łagodnie jak na zespół metalowy.
Medeah: I ja się z tym zgadzam! Ja również nie potrafię naszej muzyki jednoznacznie sklasyfikować...
Nowa płyta to jedno, ale ostatnie miesiące to prawdziwy urodzaj wydawnictw opatrzonych logiem Artrosis. Zacznijmy może od „Koncertu w Trójce”...
Medeah: Bardzo ucieszyła nas propozycja zagrania tego koncertu i bardzo miło go wspominamy. Po raz pierwszy i ostatni wykonaliśmy na nim kilka utworów, które na normalnych koncertach raczej się nie sprawdzają. Poza tym studio im. Agnieszki Osieckiej jest bardzo specyficznym miejscem, w którym tak, a nie inaczej można się zachować i wpłynęło to na specyficzną atmosferę koncertu. Muszę też dodać, że po raz pierwszy w życiu tak dobrze słyszałam się na scenie. Szkoda tylko, że płyta z zapisem tego koncertu ukazała się z rocznym opóźnieniem.
Większość koncertów Artrosis to jednak mocne, elektryczne granie. Nie myśleliście o rejestracji jednego z nich?
Medeah: Powiem ci szczerze, że nie lubię płyt koncertowych i wiem, że wielu ludzi podziela ten pogląd.
A kasety wideo koncertowe lubisz? Macie na swoim koncie wydawnictwo „Live in Kraków”, prawda?
Medeah: Wolę, kiedy mam do czynienia również z wizją, nie tylko z fonią. Nie jestem jednak zadowolona z tego wydawnictwa, szczególnie z jego brzmienia. Kaseta jest za cicho nagrana, poza tym mieliśmy fatalne warunki odsłuchowe. Nie mieliśmy na to wpływu, czego bardzo żałuję.
Ukazały się właśnie reedycje pierwszych dwóch płyt Artrosis. Czym różnią się od oryginałów?
Medeah: Ta sama jest zawartość tekstowa i muzyczna, ale oba materiały nagraliśmy jeszcze raz, z innymi muzykami, w innym studiu i z innym realizatorem, więc brzmią o wiele lepiej. Jako ciekawostkę należy dodać, że na utworach bonusowych do tych reedycji, po raz pierwszy usłyszycie Artrosis grający z żywym perkusistą, którym jest w dodatku Inferno z zespołu Behemoth. Zagraliśmy z Behemoth kilka koncertów, przeżyliśmy razem kilka miłych wspólnych wieczorów i wtedy pojawił się taki pomysł. Utwierdziliśmy się jednak w przekonaniu, że nie pasuje do nas żywa perkusja. Nasze brzmienie straciło charakter, stało się potwornie nijakie... Nigdy więcej perkusji!
Wasz pierwszy album ukazał się na Zachodzie w wersji anglojęzycznej, jako „Hidden Dimension”. Co z pozostałymi?
Medeah: Jeszcze przed wakacjami ukaże się na Zachodzie angielska wersja drugiej płyty, czyli „W imię nocy”. Nosi jednak łaciński tytuł „In Nomine Noctis”, bo doszłam do wniosku, że „In The Name Of Night” źle brzmi. Nagraliśmy również anglojęzyczną wersję płyty „Fetish”, z tym, że nie wiadomo jeszcze, kiedy będzie miała miejsce jej premiera.
Oprócz Artrosis udzielasz się w zespole o nazwie Collapse. Możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?
Medeah: Po całym zamieszaniu dotyczącym promocji albumu „Fetish” mam zamiar zająć się Collapse na poważnie. Trudno mi powiedzieć, co to za muzyka, ale będą to rzeczy odmienne od tego, co robię w Artrosis, nagrane z innymi ludźmi. Są to okolice muzyki industrialnej i electro, ale wszystko jeszcze może się zdarzyć.
Kiedy schodzisz ze sceny, stajesz się nauczycielką biologii. Czy fani Artrosis mogą liczyć u ciebie na lepsze oceny?
Medeah: Nie, nie przewiduję żadnej taryfy ulgowej. Potrafię doskonale rozgraniczyć to, co robię muzycznie i to, co robię w pracy zawodowej. Aczkolwiek miło mi jest pogaworzyć sobie o muzyce z moimi uczniami. Ale tylko na przerwach! (śmiech) Nauczyciele, z którymi pracuję, dopiero teraz zaczynają odkrywać kim jestem muzycznie, ale ja o to wcale nie zabiegam. Wiem, że muzyka rockowa i muzycy rockowi nienajlepiej się kojarzą.
Dziękuję za wywiad.