Reklama

"Jesteśmy metalowym zespołem"

Szwedzką grupę Evergrey mieliśmy okazję oglądać w Polsce w 2001 roku, podczas wspólnych koncertów z zespołem Therion. Wówczas Szwedzi promowali u nas album "In Search Of Truth". Wiosną 2003 roku pojawiła się czwarta w dyskografii Evergrey płyta, zatytułowana "Recreation Day". Album wyprodukowali gitarzyści zespołu, Tom S. Englund i Henrik Danhage z pomocą słynnego Fredrika Nordströma. Z tej okazji Henrik Danhage opowiedział Lesławowi Dutkowskiemu o nowym dziele Evergrey, a także o gitarach, na których gra.

Sesja nagraniowa albumu "Recreation Day" była momentami bardzo wyczerpująca. Czasami podobno nie spaliście przez 36 godzin. Zależało wam na tym, aby wszystko maksymalnie dopieścić?

W sumie wszystko zajęło nam jakieś dziewięć tygodni, z czego trzy przypadły na przedprodukcję, a reszta na same nagrania w studiu. Miks zajął jakieś pięć dni. Zależało nam przede wszystkim na tym, aby brzmienie było naprawdę dobre, więc pracowaliśmy jak prawdziwi maniacy, perfekcjoniści.

Wiesz, przez jakiś czas podchodziliśmy do pracy dość swobodnie. Zresztą nagrywanie płyty to nie jest praca od dziewiątej do piątej. (śmiech) Po jakimś czasie uświadomiliśmy sobie jednak, że jak tak dalej pójdzie, to nie zrobimy wszystkiego na czas. Tak więc ostatnie dwa, trzy tygodnie pracowaliśmy na trzy zmiany i w dwóch różnych miejscach. Tom nagrywał u siebie w domu i kontaktowaliśmy się z nim telefonicznie. Ja i reszta chłopaków przebywaliśmy w innymi miejscu. Na szczęście wszystko udało nam się zrobić na czas.

Reklama

Czy po tej wyczerpującej pracy jesteś zadowolony z rezultatu?

O tak. Mogę tak z całą pewnością powiedzieć. Minęło już od nagrań kilka miesięcy i teraz słucham materiału nieco inaczej. Nie jest już tak, jak dwa dni po wyjściu ze studia, kiedy miałem tego wszystkiego po dziurki w nosie. (śmiech)

Waszą poprzednią płytę "In Search Of Truth" produkował Tom do spółki z Andym LaRoque'iem. Tym razem za brzmienie odpowiadałeś ty, Tom i Fredrik Nordström. Co właściwie robił Fredrik?

Fredrik był zaangażowany wyłącznie w miksowanie płyty. Tak więc za całość brzmienia odpowiadam ja i Tom. Andy też bardzo często przebywał w studiu i jak uż przyszedł, przesiadywał tam niemal cały dzień. Korzystaliśmy z jego wiedzy technicznej. Także nasz nowy klawiszowiec przyczynił się walnie do brzmienia trzech kawałków.

Mieliśmy w planach pracowanie z Neilem Kernonem, ale z powodu jego problemów wizowych nie pojawił się. Nie miał odpowiednich papierów, a czas uciekał. Musieliśmy podjąć decyzję. A skoro ja i Tom wzięliśmy na siebie cały proces przedprodukcji, to potem zdecydowaliśmy, że możemy także wyprodukować cały album.

Neil Kernon to spore nazwisko w świecie producentów. Jest szansa, że będziecie z nim jeszcze kiedyś pracować? Czy w ogóle tego chcecie?

Bardzo chcieliśmy z nim pracować. Okazało się jednak, że sami też potrafimy dobrze wyprodukować płytę. Nasze relacje z Neilem są bardzo otwarte. Rozmawiamy co jakiś czas. Wydaje mi się, że jest szansa na to, że kiedyś w przyszłości zdarzy nam się z nim pracować.

Okładka "Recreation Day" jest bardzo sugestywna i bez większych problemów można z niej wywnioskować, że poruszacie delikatny problem molestowania dzieci przez księży. Na obrazku widać księży z dziećmi na jakiejś wycieczce, jest też krzyczące dziecko, a także figurki aniołów. Czy to oznacza, że "Recreation Day" jest koncept-albumem, którego teksty nawiązują do tej delikatnej materii?

Nieźle to wykombinowałeś. (śmiech) Przyznaję, że jest tak w pewnym stopniu. Ogólny temat płyty to strata, śmierć. Odejście kogoś bliskiego. Każda piosenka jest raczej odrębną całością, ale ogólnie wszystkie dotyczą śmierci. Poprzez samobójstwo na przykład.

A któraś z piosenek zajmuje się molestowaniem dzieci przez księży?

Ja i Tom jesteśmy ojcami, a ten temat strasznie mnie wnerwia. Nie da się przejść obok tego obojętnie. W zasadzie Kościół stara się chronić takich księży. Każdego z nich powinno się pokazać w wiadomościach i napiętnować, jako kogoś, kto znęca się seksualnie nad dziećmi.

Czy to jest poważny problem w Szwecji?

Nie tak bardzo. Oczywiście zawsze jest to wielki problem dla tych, którzy czegoś takiego doświadczyli. Ale w skali kraju nie jest to poważny problem. W minionych dziesięciu latach zdarzyły się może trzy lub cztery wielkie sprawy o molestowanie dzieci przez księży. Nie ma jednak porównania z liczbą takich spraw na przykład w Stanach czy w Niemczech.

Jeden z kawałków na "Recreation Day" to przeróbka. Chodzi o "I'm Sorry" z repertuaru szwedzkiej piosenkarki Dilby. Powiem szczerze, że nic na jej temat nie wiem. Możesz mi coś na jej temat powiedzieć?

To piękna piosenka w oryginale i myślę, że nasza wersja się broni, z tym, że jest nieco spokojniejsza. Kawałek ten ukazał się mniej więcej siedem lat temu i zwrócił wielką uwagę publiczności. Ja i Tom bardzo lubiliśmy tę piosenkę. Siedzieliśmy w studiu i zastanawialiśmy się, czy nie byłby dobrym pomysłem nagranie coveru. Jakiś czas temu nagraliśmy przeróbkę "Rising Force" Yngwiego Malmsteena.

Doszliśmy do wniosku, że "I'm Sorry" będzie doskonale pasować do koncepcji płyty. To smutna i bardzo piękna piosenka. Jestem bardzo szczęśliwy, że zdecydowaliśmy się na nagranie jej.

Wiem, że jedna z piosenek znalazła się na japońskiej wersji "In Search Of Truth".

Tak, "Trilogy Of The Damned".

Dlaczego umieściliście ją na "Recreation Day"? Fani na to nalegali?

Raz, że fani na to nalegali, a dwa, że ona znalazła się tylko na limitowanej edycji naszej nowej płyty. Na wersji podstawowej jej nie znajdziesz. Limitowanej wersji wyprodukowano 15 tys. kopii. Płyta jest w ładnej książeczce, w której są dodatkowe informacje, zdjęcia brodatych członków zespołu, bo nie goliliśmy się podczas pracy w studiu przez mniej więcej dziewięć tygodni. (śmiech) Plus jeszcze kilka zabawnych rzeczy dla fanów.

Jak wygląda proces powstawania utworów w Evergrey? Czy to ty lub Tom jesteście odpowiedzialni za pisanie piosenek, czy może jest bardziej demokratycznie i każdy z muzyków dokłada coś od siebie?

Na trzech poprzednich płytach Tom pełnił rolę głównego kompozytora i był kimś w rodzaju kierownika muzycznego. Ja pojawiłem się na płycie "In Search Of Truth" i troszkę przyczyniłem się do jej powstania. Jednak i tak zdecydowanie najwięcej miał do powiedzenia Tom, bo to w końcu jego zespół. Z czasem, jak zaczęliśmy się lepiej poznawać jako muzycy, okazało się, że Tom jest ze mnie zadowolony i z kompozycji, które piszę. Teraz jest mu znacznie wygodniej komponować.

Przy okazji "Recreation Day" było tak, że ja i Tom wymyślaliśmy jakiś riff i potem spędzaliśmy resztę dnia rozwijając go. W końcu nagrywaliśmy to na komputer. Następnego dnia na przykład Tom miał pomysł na riff i w ten sposób po kilkunastu dniach mieliśmy zapisane na dysku masę riffów, z których wybieraliśmy to, co nam pasuje. Sklejaliśmy riffy w piosenkę. To bardzo wygodna metoda pracy, bo możesz sobie dowolnie zmieniać na komputerze tempo i tonację. Inna sprawa, że my nigdy przed wejściem do studia nie odbywamy prób jako cały zespół. Ma to swoje minusy, bo na komputerze możemy sobie posklejać riffy jak nam się żywnie podoba i przyspieszyć kawałek, ale potem trzeba to zagrać w studiu, a nie zawsze okazuje się to możliwe. (śmiech)

Sama metoda jest jednak wspaniała. Nawet jeśli były problemy to staraliśmy się je potem rozwiązać w studiu i udawało nam się. Zrobiliśmy wszystko tak, jak chcieliśmy.

Oboje z Tomem jesteście dobrymi gitarzystami. Kto z gitarzystów inspirował cię?

Moim pierwszym wielkim idolem, jeszcze z czasów, kiedy byłem dzieciakiem, był oczywiście Ace Frehley z Kiss. Później, powiedzmy przez jakieś piętnaście lat, Paul Gilbert, George Lynch, John Sykes i Steve Vai. I w ogóle wszyscy ci goście nagrywający dla Shrapnel Records.

Więc Richie Kotzen również.

Kocham Richiego Kotzena. Słucham od jakiegoś czasu jego dwóch ostatnich płyt - "What Is?" i "Slow" i muszę stwierdzić, że jest on również znakomitym wokalistą. Bardzo podoba mi się to jak gra legato. Do tej listy dodałbym również Grega Howe'a.

Henrik, grasz na gitarach Capariso. Szczerze mówiąc nie słyszałem o nich wcześniej. Czy one są robione w Szwecji?

Nie. To japońskie gitary. Śmieszna sprawa, bo to popularna marka w Japonii, a wspiera ją cała masa szwedzkich gitarzystów. Gramy na nich my, Chris Amott z Arch Enemy. Nie wiem czy znasz Freak Kitchen?

Nie, nie znam.

No to powinieneś poznać. Stary, umrzesz jak ich usłyszysz. Coś niesamowitego. Wydaje ich Favored Nations, wytwórnia Steve'a Vai'a. Facet, który tam gra nazywa się Matthias Eklundh.

Znam Matthiasa Eklundha. Mam jego solową płytę "Freak Guitar".

Freak Guitar to zespół, w którym gra. Warto zapoznać się z tym, co wydali. On ma oczywiście specjalny model gitar Capariso.

Co jest takiego dobrego w gitarach Capariso? Brzmienie?

One są w całości robione na zamówienie. Moja ma 27 progów. Mam ten komfort, że mogę w niej mieć wszystko, czego zapragnę. Jestem z nich bardzo zadowolony. Niebawem na naszej stronie pojawią się zdjęcia tych gitar, bo nasi fani takimi rzeczami się interesują.

Kilka razy na "Recreation Day" słychać piękny kobiecy głos. Czy to ponownie Carina Kjellberg?

Tak. To znowu ona.

Chyba zostanie niebawem członkiem Evergrey.

Nie chcemy kłótni na trasie. (śmiech) Carina pojawia się na każdej płycie Evergrey. Jest bardzo utalentowana i jej głos pasuje po prostu do naszej muzyki.

Widziałem was na koncercie w Polsce blisko dwa lata temu, kiedy supportowaliście Therion. Po "Recreation Day" mogę powiedzieć, że bardziej pasowalibyście do otwierania koncertów Dream Theater. Zgodziłbyś się ze mną?

Jedyny powód, dla którego zgodziłbym się, aby Evergrey otwierał koncerty Dream Theater jest taki, że oni są znacznie większym zespołem niż Therion. Moim zdaniem Evergrey może grać niemal przed każdym metalowym zespołem, ponieważ my staramy się oddalać od tego całego progresywnego klimatu. Evergrey to przede wszystkim zespół heavymetalowy.

Ale zdajesz sobie sprawę, że wytwórnia Inside Out kojarzy się bardziej z muzyką progresywną niż metalową. Pierwszym krokiem powinna być chyba zmiana wydawcy na bardziej metalowego?

(śmiech) No tak. Oni są jednak wspaniali i robią dla nas dobrą robotę. Nam zależy przede wszystkim na tym, aby nie postrzegano nas jako zespołu progresywnego, facetów, którzy sobie siedzą po koncercie i piją herbatkę. My jesteśmy metalowym zespołem.

Kiedy gracie trasę promującą "Recreation Day"?

Na razie nie ma niczego takiego zaplanowanego. Pojawimy się na kilku festiwalach. Od początku maja zagramy może z dziesięć koncertów w Niemczech, Belgii, Francji i Holandii. Później zagramy w Cleveland razem z Nevermore i Candlemass, także na festiwalu ProgPower 4. Pojawimy się też na festiwalach w Szwecji.

Jest możliwe, że zarejestrujecie jakieś koncerty z myślą o albumie koncertowym bądź DVD?

Rozmawiamy właśnie na ten temat. Następna płyta będzie już piątą, więc nie byłoby głupim pomysłem wydanie na przykład DVD. Mamy kilka fajnych pomysłów. Wszystko jednak sprowadza się do pieniędzy.

Czy z Inside Out też na ten temat rozmawialiście?

Nie, z nimi jeszcze nie. Ich to mało obchodzi. Zależy im na tym, żeby dostarczyć im płytę na czas. (śmiech) Jednak "Recreation Day" radzi sobie całkiem nieźle. Ta limitowana wersja do 15 tysięcy kopii już się praktycznie rozeszła. Wspaniałe jest to tym bardziej, że od premiery upłynęło 10 dni. W samej Szwecji rozeszło się pięć tysięcy. To jest chore. (śmiech)

Tym razem także przygotowaliście japońską edycję?

Nie, bo nie mamy tam wytwórni. Dotychczasowa uznała, że "Recreation Day" się nie sprzeda i zerwała z nami umowę. Prowadzimy jednak negocjacje z kilkoma firmami, a jak już coś podpiszemy, to wtedy zobaczymy.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: Tom | piosenka | Księży | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy