"Czuję się oczyszczony"

Jerry Cantrell, były gitarzysta cenionej amerykańskiej formacji Alice In Chains, przeżył ciężki okres w swoim życiu. Najpierw długo szukał wydawcy swojego drugiego solowego albumu, którego nagranie sam sfinansował, później głęboko przeżył śmierć z przedawkowania narkotyków Layne'a Staley'a, wokalisty Alice In Chains. Mimo to w końcu udało mu się doprowadzić do wydania płyty "Degradation Trip", na którą jego fani tak bardzo czekali. Nic więc dziwnego, że po jej ukazaniu się chciał odpocząć psychicznie i upewnić się, że jego wysiłek nie poszedł na marne. Pamiętając o swoich dokonaniach z Alice In Chains, chce jednak mówić głównie o swoich dokonaniach solowych, o czym Konrad Sikora przekonał się w bezpośredniej rozmowie z nim.

article cover
INTERIA.PL

Kiedy nagrałeś płytę "Boggy Depot", powiedziałeś: "Pierwszy solowy album był początkiem drogi, na której teraz się znajduję, ale szczerze mówiąc, zupełnie nie wiem, dokąd ona prowadzi". Czy po nagraniu "Degradation Trip" już wiesz?

Wciąż ciężko jest mi odpowiedzieć na to pytanie, ale zanim na pewno będę wiedział, gdzie zmierzam i dokąd mnie to wszystko zaprowadzi, musi upłynąć jeszcze trochę czasu. Przypuszczam, że wszystko stanie się jasne przy wydaniu kolejnego albumu.

Na nową płytę przyszło nam czekać dość długo. Powiedz, jak czułeś się po zakończeniu prac nad tym albumem?

Byłem wykończony, cholernie wykończony. Ale z drugiej strony byłem ogromnie dumny, że udało mi się go nagrać.

Co cię tak zmęczyło?

Cały proces nagrywania tej płyty był dla mnie wielkim cierpieniem. Przeżywałem ciężkie chwile. Byłem na życiowym zakręcie, straciłem kontrakt i wydawało się, że wszystko już jest tak spier***e, iż pozostaje mi tylko dać sobie z tym spokój. Ale nie poddałem się i jakoś doprowadziłem całą sprawę do końca. Teraz wiem, że dobrze zrobiłem, warto było jeszcze raz spróbować. Dzięki temu albumowi czuję się w jakiś sposób oczyszczony.

Wiele mówiło się o tym, że będziesz współpracował z Davem Jordanem, który miał spore zasługi dla Alice In Chains. Ale nic z tego nie wyszło, dlaczego?

Czasami tak bywa. Od czasu, kiedy ostatni raz razem pracowaliśmy, minęło już kilka dobrych lat. Ten album chyba nie był najlepszą okazją do tego, abyśmy to powtórzyli. Tu nie chodzi o żadne osobiste rzeczy, bo nadal zamierzam z nim współpracować, ale po prostu przy tej płycie jakoś nam nie wyszło.

Czy te ciężkie doświadczenia związane z tą płytą spowodowały, że teksty piosenek są tak przytłaczające?

Nikt chyba nie spodziewał się po mnie, że będę pisał optymistyczne teksty. Na pewno nikogo one nie zaskoczyły, a na pewno nie mnie samego. Może to bierze się z tego, że przeżyłem wiele trudnych chwil i jakoś nie bardzo potrafię o nich normalnie opowiadać. Wolę o nich śpiewać.


A czy czasami nie wolałbyś mimo wszystko spojrzeć na tę jaśniejszą stronę życia?

Ależ przecież ja patrzę na jaśniejszą stronę życia! Gdybym tego nie robił, już dawno bym nie żył...

Czy teraz czujesz się już pewniej jako wokalista?

Chyba tak. Najbardziej bałem się tych porównań do Alice In Chains, ale one wciąż się będą pojawiać. Oczywiście, to wcale nie jest jakiś zarzut, ale bycie wokalistą swojego własnego zespołu to bardzo poważne zadanie. Na "Boggy Depot" rozgrzewałem się, teraz nie mam już żadnych oporów. Tak, mogę powiedzieć, że jako wokalista czuję się już całkiem pewnie.

Nagrałeś tę płytę razem z Mikem Borodinem i Robertem Trujillo. Dlaczego właśnie z nimi?

Bo są wspaniałymi muzykami. Graliśmy razem wiele koncertów, więc jakby naturalną kolejną rzeczy było to, że coś razem nagramy. Oni byli wspaniałymi partnerami. Nie pozwolili mi zepsuć tej płyty. Wiele razy było tak, że chciałem coś zmieniać w tych piosenkach. Ale oni mówili: "Stary zostaw to, nie ma tu potrzeby nic poprawiać. Naprawdę wszystko jest świetnie". Bardzo mocno mnie wspierali i jestem im za to ogromnie wdzięczny.

Mike Borodin mówi, że dobrą piosenkę poznaje po tym, iż grając ją niemal wykrwawia się przy swoim zestawie perkusyjnym... A ty po czym poznajesz dobre nagranie?

Nie wiem, ja to po prostu czuję. Albo mnie coś kręci, albo nie. To się czuje od razu.

W utworze "Anger Rising" na gitarze zagrał Chris DeGarmo z Queensryche. Jak do tego doszło?

Z Chrisem znam się już od dość dawna. W 1998 roku, kiedy koncertowaliśmy razem z Metalliką, urządzaliśmy sobie na próbach technicznych takie jam session. Parę rzeczy zostało mi w głowie. Kiedy zacząłem już nagrywać "Degradation Trip", zadzwoniłem do niego i zaprosiłem do studia. Był częścią tego utworu jeszcze przed tym, jak go skomponowałem.

Pracując nad albumem nagrałeś znacznie więcej piosenek. Podobno mają się ukazać w przyszłym roku?

Na pewno za jakiś czas się ukażą. Nie wiem jednak dokładnie kiedy. Myśląc o ich wydaniu brałem pod uwagę różne opcje - podwójny album, albo dwie osobne płyty. Zrobienie jednej długiej i wyrzucenie reszty do śmieci... Długo się nad tym zastanawiałem, ale kiedy udało mi się podpisać kontrakt z wytwórnią Roadrunner, stwierdziliśmy, że wydamy teraz część pierwszą, a za jakiś czas pójdzie reszta. Wydaje mi się, że to rozsądne rozwiązanie.


Niedawno nagrałeś jeden ze swoich koncertów. Materiał ten ma być wydany wyłącznie jako dodatki do singli w Europie... Dlaczego właśnie tak?

Powiem ci szczerze, że single to jedno wielkie gó**o. Europejczycy ciągle domagają się singli. W pozostałych krajach nikogo one nie obchodzą. Poza tym single to zwykłe okradanie artystów, bo oni praktycznie nic na nich nie zarabiają. Nie zarabiam na tym, że dam kilka swoich piosenek dodatkowo na singla. Poza tym wnerwia mnie to, że część fanów jest uprzywilejowana i może je sobie kupić, a reszta świata w tej sytuacji jest poszkodowana, bo nie usłyszy tych piosenek. To bez sensu, jeden z wielu bezsensów funkcjonujących w przemyśle muzycznym.

A co z twoimi koncertami? Mike i Robert towarzyszą obecnie Ozzy'emu Osbourne'owi.

Jakoś to wszystko poukładałem. Występuję z innym zespołem. Znam wielu dobrych muzyków, więc zebranie ich nie było dla mnie żadnym problemem.

Ostatnio jedna z twoich piosenek pojawiła się na ścieżce do filmu "Spider-Man". Lubisz tego rodzaju produkcje?

Tak, ale akurat ten film nie zrobił na mnie większego wrażenia. Sądziłem, że będzie o wiele lepszy. Niestety, jest jaki jest.

A co z twoją karierą filmową? Zagrałeś m.in. rolę w obrazie "Jerry Maguire". Masz zamiar jeszcze próbować swych sił jako aktor?

Jasne. Jak tylko uporam się z promocją płyty, rozejrzę się, co słychać w świecie filmu i może znów znajdę dla siebie jakąś mała rólkę. To bardzo fajne zajęcie.

Piosenkę "I've Seen All This World I Care To See" umieściłeś na płycie nagraną w hołdzie Williemu Nelsonowi. Co sądzisz na temat tego typu wydawnictw? Chętnie się w nie angażujesz?

To była płyta dla Williego Nelsona. Umieszczenie tego utworu na płycie w hołdzie dla niego było dla mnie ogromnym zaszczytem, bo bardzo cenię sobie jego twórczość. Co do płyt tego rodzaju, to podchodzę do nich z dużą rezerwą. Nie zawsze są to prawdziwe hołdy, ale najczęściej chęć zarobienia na czyjejś muzyce. Jeśli jednak otrzymam jakąś konkretną propozycję i będę do niej przekonany, na pewno wezmę udział w tego typu projekcie.


Kilka miesięcy temu świat muzyczny obiegły plotki, że masz zamiar stworzyć nową supergrupę, wspólnie z Dimebagiem Darrellem (Pantera), Chadem Kroegerem (Nickelback) i Dallasem Smithem (Default). To prawda?

Nie nie mam żadnych takich planów. To jakaś historia wymyślona przez dziennikarzy. To, że spotykam się z nimi raz na jakiś czas, nie oznacza, że będziemy razem nagrywać. Jedna plotka puszczona w Internecie może szybko urosnąć do miana oficjalnej informacji. Ale to nieprawda. Nic takiego nie planuję.

Skoro poruszyłeś temat Sieci, chciałbym cię zapytać, jak odnosisz się do problemu plików mp3. Twoi koledzy z Metalliki są w tej sprawie bardzo zdecydowani. Popierasz ich stanowisko?

Internet być może jest dobry do tego, aby ludzie dowiadywali się czegoś o swoich ulubionych artystach, ale na pewno nie służy muzykom. Osobiście jestem przeciwny ściąganiu plików mp3 z Sieci. Nie po to wypruwam sobie żyły i zastawiam dom, aby później ktoś sobie za darmo pobierał moje piosenki. Tu chodzi o zwykłą sprawiedliwość. Nie jestem zwolennikiem procesów sądowych, ale chcę, aby praca artystów była po prostu doceniona, tym bardziej, że muzyka, którą nagrywam, nie powstaje na komputerze i jednym syntezatorze - to naprawdę długi proces. Chcę wierzyć, że wszystko zostanie w przyszłości w jakiś sposób uregulowane.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas