Reklama

"Barbarzyńcy ze wsi Warszawa"

O Kapeli Ze Wsi Warszawa szersza publiczność mogła usłyszeć w 2003 roku, kiedy zespół otrzymał m.in. Grand Prix w konkursie na najlepsze nagranie muzyki folk przyznawane przez Europejską Unię Radiową i nominację do Paszportu "Polityki". W marcu 2004 roku grupa, grająca tradycyjną muzykę z regionu Mazowsza, odniosła kolejny sukces, otrzymując nagrodę Radia BBC3 dla wykonawcy z kręgu world music, w kategorii "Newcomer", czyli nowy wykonawca. W styczniu 2005 roku ukazała się trzecia płyta sekstetu, zatytułowana "Wykorzenienie". Z tej okazji na pytania Michała Boronia odpowiedział Wojtek Krzak, w Kapeli Ze Wsi Warszawa odpowiedzialny za skrzypce i lirę korbową.

W Polsce jesteście znani raczej nielicznym, ale za to na świecie jesteście bardzo popularni pod nazwą Warsaw Village Band. Czy to oznacza, że ludzie z Polski są mniej zainteresowani naszą kulturą ludową, tradycją i korzeniami?

Co do tej popularności, to może nie tak bardzo (śmiech). Po prostu gdzieś tam nas jakoś ludzie kojarzą. A jeśli chodzi o to drugie pytanie, to jest kilka spraw.

Po pierwsze, ludzie w Polsce nie mają zbyt dużego prawa wyboru. Na co dzień atakuje ich medialna papka, która jest muzyką bardzo schematyczną i najczęściej popłuczyną po muzyce zachodniej. Ktoś, kto chciałby nawet dotrzeć do innego rodzaju muzyki, za bardzo nawet nie ma jak. A jeszcze, nie daj Boże, nie mieszka w Warszawie, czy Krakowie, bądź jakimś większym mieście, to w tym momencie jego możliwości są bardzo ograniczone.

Reklama

I tak jest chyba w przypadku Kapeli. Trudno przecież powiedzieć, żeby w Polsce nie było zainteresowania muzyką opartą o jakieś tam wpływy tradycyjne. Mieliśmy przecież sukces takich formacji, jak choćby Golec uOrkiestra czy Brathanki. Możemy dyskutować, czy to były dobre wpływy, czy nie, ale jakiś tam sukces one odniosły. Dlatego właśnie wydaje mi się, że główny problem polega w dotarciu. Jeśli będzie więcej tych szans, to może i w Polsce będziemy jakoś tam rozpoznawalni.

Za granicą, pod nazwą Warsaw Village Band, istniejemy od trzech lat i musimy powiedzieć, że niezależnie od tego, czy to jest Europa, czy Stany, to jesteśmy rozpoznawalni na tej scenie world music.

Wspomniałeś Golców i Brathanki. Na waszej stronie przeczytałem, że Kapela Ze Wsi Warszawa jest "wolna od cepeliowskiego blichtru". Czy to nie jest jakieś odniesienie do tych zespołów, do tego nurtu?

(śmiech). Dyplomatycznie powiem, że nie mamy nic przeciwko jakiejkolwiek działalności muzycznej, bo uważamy, że lepiej jest grać muzykę, niż napadać staruszki w parku. Jeśli ktoś gra muzykę, która go kręci, która mu daje pozytywne przeżycia, to jest najważniejsze. Nie mnie oceniać, czy to jest dobre, czy nie.

Po prostu znajdujemy się w trochę innej rzeczywistości muzycznej i inspirujemy się trochę innymi rzeczami. I być może nasz cel jest trochę inny, ale nie chciałbym oceniać tych dwóch zespołów. Jeżeli ci ludzie czują się w tym dobrze i się realizują, to chyba najważniejsze.

Mówicie, że jesteście trochę z innej bajki, ale umieszcza się was w takiej bardzo szerokiej przegródce, jaką jest world music, czy folk. Z jaką częścią tej przegródki wy się identyfikujecie?

Według mnie najbardziej adekwatnym określeniem dla tej muzyki jest właśnie world music. Dlatego, że jest to właśnie, jak mówiłeś, bardzo szeroka przegródka, w której możemy znaleźć wpływy jazzu, rocka i bardzo etnicznej, plemiennej muzyki. Jest tu i Jan Garbarek, ale i też tradycyjne zespoły śpiewacze z Grenlandii. Czyli jest to bardzo szeroki kręg i my właśnie w nim znajdujemy się najlepiej.

Właśnie w tej przegródce umiejscawia się nas za granicą. Z kolei w Polsce używanie nas do world music w zasadzie nie ma sensu, bo poza Buena Vistą Social Club i może jeszcze Cesarią Evorą, nie kojarzy się nic z tego kręgu muzycznego. Natomiast za granicą to, że akurat korzystamy z polskich źródeł, jest naszym znakiem rozpoznawczym, jako część spuścizny naszej ludzkiej cywilizacji, jako część muzyki świata.

To, że wykonujemy muzyką opartą o tradycję z konkretnego miejsca na świecie, nie oznacza, że jesteśmy jakoś strasznie ortodoksyjnie nastawieni do muzyki polskiej.

Przejdźmy zatem do waszej nowej, trzeciej płyty. Nosi ona tytuł "Wykorzenienie". Czego on dotyczy? Coś chcecie wykorzenić lub się przed tym bronicie? Jak go rozumieć?

Wydaje mi się, że to my jesteśmy wykorzenieni. Tytuł jest określeniem pewnego stanu umysłu i świadomości nas wszystkich. Ja osobiście mam często okazję rozmawiać chociażby z ludźmi z Afryki. I widzę, jak wiele straciliśmy poprzez różne okoliczności. Poczucia swojej tożsamości, swojego miejsca, poczucia - nieelegancko może mówiąc - korzenia. Ta płyta, mimo że sięga do tradycji, jest umiejscowiona gdzieś w tej world music.

Mamy świadomość, że patrzymy na tę muzykę już z perspektywy ludzi wykorzenionych, dla których nie jest ona do końca rzeczą naturalną, ale pewnym powrotem do źródeł. Wskazujemy w tym tytule, że muzyka, którą za chwilę otrzyma słuchacz, będzie muzyką współczesną, opartą na motywach tradycyjnych, ponieważ to wykorzenienie objęło również nas.

Ja nie oceniam tego pejoratywnie. Po prostu jest to proces, który ma miejsce cały czas i wpływa na stan naszej świadomości.

Na płycie można znaleźć dwa nurty. Ten tradycyjny, czyli jak sami piszecie we wkładce - z "przedstawicielami old schoolu", jak choćby chór śpiewaczek Lipsk, na płycie opisany jako diabelskie głosy dzikich kobiet z północy. Z kolei te najbardziej nowoczesne brzmienia reprezentują Activator Mario Dziurex (Joint Venture Sound System) i DJ Feel-X (m.in. Kaliber 44, Wzgórze Ya-Pa-3), którym zawdzięczacie skrecze i duby. Skąd pomysł akurat takiego zestawienia?

Staramy się patrzeć na tę naszą muzykę polską z różnej perspektywy, z racji tego, że jak wspomniałem, jesteśmy wykorzenieni. Zaprosiliśmy do współpracy awangardzistów wśród roots style, bo za takich uważamy zarówno pana Kazimierza Zdrzalika, Kapelę Mariana Pełki i chór Lipsk. Za awangardzistów uważamy także Feel-X'a i Maria. W tym momencie poprzez połączenie awangardy skrajnej - tej tradycyjnej i tej współczesnej, poprzez takie eksperymenty - możemy stworzyć nową jakość tej naszej muzyki.

My na co dzień słuchamy bardzo różnej muzyki, nie jesteśmy związani z muzyką folk, ale z muzyką świata. Tam szukam inspiracji. To pozwala każdemu z nas spojrzeć na polską muzykę z dystansu i na późniejsze swobodne eksperymenty. Nie boimy się traktować jej jako jednego z rodzajów tradycyjnej muzyki etnicznej, która występuje na całym świecie. A to, że urodziliśmy się właśnie tutaj, w tym miejscu i teraz, to pozwala nam zrozumieć tę muzykę najpełniej. Bo nie będziemy nigdy dobrze grać muzyki celtyckiej, ani andyjskiej.

Grając tę naszą polską muzykę, po prostu staramy się z nią podłączyć w ten nurt awangardy. Mam nadzieję, że i my, podobnie jak w przypadku naszych gości, tych tradycyjnych i współczesnych, zasłużyliśmy na miano awangardzistów.

Wśród waszych gości są jeszcze inni starsi awangardziści, którzy występują w króciutkich fragmentach, pod wspólnym tytułem "Korzenie" - Józef Lipiński, Janina Zdrzalik, Kazimierz Zdrzalik i Kapela Mariana Pełki.

To są tradycyjni muzycy, którzy pojawili się na naszej drodze przez te wszystkie lata, którzy brali również udział w zbieraniu materiałów na nasze płyty. To są ludzie z Mazowsza, z ziemi radomskiej, natomiast chór Lipsk to suwalskie. Mimo że ten świat powoli odchodzi do przeszłości, możemy jeszcze znaleźć kilku tradycyjnych muzykantów, i oni utkwili nam w pamięci jako ci właśnie prawdziwi awangardziści. Dlatego postanowiliśmy wykorzystać ich jako swego rodzaju impresje na tej płycie.

Jedynym waszym autorskim utworem na płycie jest "A jak pojechał Jaś na wojenkę", do którego napisałeś słowa i muzykę. Mógłbyś coś o nim więcej opowiedzieć?

Ten utwór jest jakąś tam próbą, udolną lub nieudolną, nawiązania do tradycji. Ale z drugiej strony, także zajęcia stanowiska, w stosunku do tego, co się wokół nas dzieje. I akurat ten utwór nieco odbiega stylistycznie od pozostałych. Część ludzi mówi, że brzmi on jak nowojorski trip hop. To jest taka w miarę aktualna tematyka, stylizowana na sposób tradycyjny. Ponieważ dopóki to jeszcze nie wykonujemy tekstów zupełnie współczesnych i takiej muzyki, w zupełnie w odcięciu od tej tradycji.

Ten utwór ma być swego rodzaju neotradycyjnym protestem wobec tego, co się wokół nas dzieje. Taka była geneza jego powstania. Nie mamy się co oszukiwać - w tradycyjnej kulturze ludowej ciężko znaleźć teksty, które by się odnosiły w sposób bezpośredni do współczesności. To jest podstawowy problem przy szukaniu materiałów. Jak coś takiego znajdziemy, od razu wykorzystujemy. Natomiast czasami musimy się podeprzeć taką formą.

Czy można "A jak pojechał Jaś na wojenkę" odczytać jako wasz komentarz na temat udziału naszych wojsk w Iraku?

Wiesz, co - również. Dlatego, że jak mówi mój przyjaciel z Twinkli Norman Grant [jamajska grupa The Twinkle Brothers, znana w Polsce z wspólnych nagrań z góralską kapelą Trebunie Tutki, producentem ich wspólnych nagrań jest Włodzimierz Kleszcz, ojciec Mai z Kapeli Ze Wsi Warszawa - przyp. red.] "War Is Not The Answer". I to jest prawda - wojna nie jest odpowiedzią na jakiekolwiek problemy. Spójrz na to, co się dzieje w Iraku - nie tu tylko chodzi o nasz udział, ale kogokolwiek, czy wcześniej w Sudanie, wszędzie, gdzie padają strzały?

To rodzaj zabrania głosu i stanowiska wobec tego, co się dookoła dzieje. Ja popełniłem ten tekst i tą melodię, więc wydaje mi się, że to jest ważne, żeby móc się wypowiedzieć. Wpisuję ten utwór w tradycję, może nie do końca hipisowskich protest songów, ale jeśli miałbym to do czegoś porównać, to jest to głos dyskretnego sprzeciwu neotradycyjnego (śmiech).

Pokazania zaangażowania.

Również. Że mam świadomość tego, co się wokół mnie dzieje. To może być taki trop, że my nie jesteśmy ludźmi, których można określić mianem chłopomanów. Nie podchodzimy do kultury tradycyjnej z przesadnym namaszczeniem. Ja akurat jestem z wykształcenia antropologiem i etnologiem, więc mam do tego stosunek również ukształtowany przez naukę. Dlatego jestem daleki od padania na kolana przed kulturą tradycyjną.

Wiem, że kultura cały czas się zmienia, ewoluuje, że pewne elementy odchodzą w przeszłość i to jest naturalne. To że akurat nie ma muzykantów i utworów tradycyjnych, to są akurat rzeczy, które się dzieją naszych oczach, ale są one nieuniknione. Staramy się tym tekstem pokazać, że jesteśmy bardzo aktualni. Mimo, że sięgamy do tradycji, to patrzymy ku przyszłości.

Skoro jesteście Kapelą Ze Wsi Warszawa i sięgacie przede wszystkim do tradycji Mazowsza, czy to oznacza, że w przyszłości nie zamierzacie odkrywać zapomnianych melodii z innych polskich wsi, z innych regionów?

W przypadku Mazowsza to jest bardzo specyficzna muzyka. Już nie wnikajmy w uwarunkowania historyczno-geograficzne, ale ta muzyka jest bardzo brutalna. Kiedy gramy za granicą, to często mówi się o nas barbarians, czyli barbarzyńcy. W sensie pozytywnym, bo ta muzyka miała bardzo transowy charakter. Taki nieokrzesany, brutalny właśnie. Mnie przypomina świątki wycięte siekierą w drewnie i tak trochę wygląda ta nasza muzyka - siekierą wycięta (śmiech).

Być może w przyszłości przeniesiemy się w jakieś dalsze rejony, ale na dobrą sprawę nie możemy wykluczyć, że się nie przeniesiemy w inne wymiary muzyczne. Dlatego, że idziemy cały czas do przodu z tą naszą muzyką, coraz więcej nas inspiruje. Na pewno będzie to muzyka umiejscowiona w jakiejś naszej tradycji, ale na płycie "Wykorzenienie" mamy polkę sieradzką i ten numer, który przypomina trip hop, więc nie wiemy, w którym kierunku pójdziemy.

Codziennie coś nas inspiruje, coś nas dotyka i to wpływa na to, co robimy.

W marcu 2004 roku odnieśliście chyba największy sukces - w Edynburgu odebraliście nagrodę BBC3 Awards For World Music w kategorii "Newcomer", czyli nowy wykonawca. Spodziewaliście się czegoś takiego?

Ja o tej nagrodzie słyszałem wcześniej, bo interesuje się world music i staram się być na bieżąco. Wiedziałem, że jest to bardzo prestiżowa nagroda i miałem świadomość, że na przykład wcześniej do niej nominowani byli Manu Chao, czy w tym roku nawet Björk.

Na początku otrzymaliśmy nominację, przeszliśmy przez sito 80 zespołów w kategorii "Newcomer" i dostaliśmy się do finałowej czwórki. Już samo to było ogromnym sukcesem, ale i zaskoczeniem. W ten sposób nas zauważono, czego się nie spodziewaliśmy nigdy. Musimy mieć na uwadze to, że ludzie w BBC to są Angole, którzy często mają ambicje do bycia ojcami całej muzyki rozrywkowej jako takiej. Dlatego jest to szczególnie ciekawe, że to środowisko muzyczne przyznało nam tę nagrodę.

No cóż, to było wielkie zaskoczenie, sukces i przyjemność, co się przełożyło później na jakąś popularyzację zespołu za granicą. Mam nadzieję, że jakoś pójdziemy za ciosem, że nie dostaliśmy tej nagrody trochę na wyrost. Ale widzę po recenzjach "Uprooting" [pod takim tytułem za granicą ukazała się płyta "Wykorzenienie" - przyp. red.] w prasie brytyjskiej, że nie poszło to na marne.

Ktoś kiedyś powiedział, że ta nagroda to jest jeden z największych sukcesów polskiej muzyki jako takiej, nie tylko tradycyjnej. Jest to nagroda dla nas bardzo prestiżowa, zaskoczenie było ogromne. Nie będę ukrywał, że nigdy nie śniliśmy o tej nagrodzie. To wszystko było niesamowite! Ogromne przeżycie i nobilitacja naszych wysiłków.

Byliście wszyscy na odbiorze nagrody?

Nie, akurat tak się złożyło, że w Edynburgu mogłem być tylko ja. Też było bardzo fajnie, w dodatku ten pobyt zaowocował tym, że poznałem tam zespół Daara J ? bardzo dobry hip hop z Senegalu. Oni zostali laureatami nagrody w kategorii "Afryka" w tym samym roku. A w tym roku odbyliśmy trasę po Polsce, "Jeden mały świat" - to były jedne z nielicznych naszych występów u nas.

To kolejny dowód na to, że muzyka może łączyć, bo na jednej scenie, akurat w Polsce, stawały zespoły będące laureatami nagrody BBC. Rzadko kiedy na świecie zdarzają się takie koncerty. W dodatku były to tak diametralnie różne zespoły. Daara J sięgają do pierwocin hip hopu, do tego starego afrykańskiego stylu mówienia i robią to bardzo smacznie, a z drugiej strony jesteśmy my z tą mazowiecką muzyką. Wydaje mi się, że to właśnie przepis na to, jak podchodzić do tej muzyki.

A czy nie myśleliście o takim połączeniu również na płycie?

Może zdradzę tu pewną tajemnicę i INTERIA.PL będzie miała jakiś tam smaczek. Mamy w planach nagranie czegoś razem z zespołem Daara J na ich nową płytę, ale na to musimy jeszcze trochę poczekać, bo jest jeszcze za wcześnie. Ale jesteśmy przyjaciółmi i jak tylko mam jakąś okazję, to staramy się utrzymywać kontakt. Mam nadzieję, że ta przyjaźń zaowocuje jeszcze wieloma spotkaniami, być może również w Polsce, bo warto byłoby popularyzować taką muzykę.

Na te koncerty, które graliśmy w Polsce (zorganizowane przez Mirka "Makena" Dzięciołowskiego z Joint Venture Sound System), przychodzili ludzie z bardzo różnych kultur - ci, co słuchają world music, ale też reggae, hip hopu, bo akurat grał z nami Feel-X. Liczę na to, że uda się to w przyszłości powtórzyć, może nawet na większą skalę.

Jakie macie plany związane z promocją "Wykorzenienia"? Koncertujecie głównie po całym świecie.

Nie ma co ukrywać, że czasu na tę naszą Polskę nie starcza zbyt dużo. W tej chwili szykujemy się na trasę promującą płytę w Anglii i Skandynawii. Metal Mind [polski wydawca "Wykorzenienia" - przyp. red.] mocno działa, by płyta zaistniała także w Polsce. To oczywiście cieszy, bo fajnie, że jest taka możliwość, że ta muzyka dotrze do polskiego słuchacza.

Wydaje mi się, mówiąc górnolotnie, że polscy słuchacze zasługują na to, by mieć choć prawo wyboru. Ta muzyka może się nie podobać, ale niech mogą świadomie powiedzieć: "Nie, to mi się nie podoba". Niech mają szansę, by to w ogóle usłyszeć.

A poza tym skupiamy się na koncertach. Trasy były bardzo różne i dziwne. W zeszłym roku graliśmy na trzech kontynentach, teraz też tak będzie. Plany są dość napięte i zostaje bardzo mało czasu na to, by cokolwiek innego robić.

To chyba ciekawy zbieg okoliczności, że w Polsce wydaje was Metal Mind, który kojarzony jest przede wszystkim z ciężką, metalową muzyką?

A to akurat świetnie (śmiech). To jest genialnie, bo właśnie to jest ten kierunek, w którym my idziemy - przełamywanie barier. Że jeśli coś jest oparte na muzyce tradycyjnej, to musi zostać wydane przez firmę, która wydaje np. zespół Mazowsze. A właśnie, że nie!

Muzyka łączy nas wszystkich. Oni na co dzień wydają mocne, ciężkie granie, a tu nagle muzyka zupełnie inna. Ja się bardzo cieszę, że akurat Metal Mind podjął się wyzwania, jakim jest promocja tego typu muzyki Kapeli Ze Wsi Warszawa. Mam nadzieję, że to będzie owocowało w przyszłości.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kapela Ze Wsi Warszawa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy