To była wina Dody!
Informowaliśmy już o pierwszej kolizji samochodowej Dody, do której doszło we wtorek, 26 czerwca, dzień po odebraniu przez nią prawa jazdy. Wokalistka twierdziła, że stłuczka była efektem działań dziennikarzy "Faktu", polujących za "gorącym newsem". Tymczasem policjanci z drogówki uznali, że winę ponosi Doda i ukarali ją mandatem.
"Super Express" relacjonuje jak doszło do stłuczki - wokalistka jechała wielkim czarnym pick-upem do jednej z kancelarii prawniczych w centrum Warszawy. Wiozła swojego męża Radka Majdana (35 l.), bo jak twierdzi, mieli załatwiać sprawy związane z rozwodem.
Okazało się, że pomyliła drogę i łamiąc przepisy, postanowiła zawrócić na podwójnej ciągłej. Podczas tego manewru lekko uderzyła w przód śledzącego ją samochodu, tłukąc w nim reflektor oraz uszkadzając zderzak. Jednak nawet o tym nie wiedziała - odjechała i zaparkowała kilkaset metrów dalej.
"Nawet nic nie poczułam. O tym, że coś się stało, dowiedziałam się, gdy jakiś facet podbiegł do mnie i bluzgając, zaczął mi robić zdjęcia. Potem uciekł" - opowiada "Super Expressowi" wyraźnie zdenerwowana Doda.
Zobacz galerię zdjęć ze stłuczki Dody.
Kierowca uszkodzonego samochodu wkrótce wrócił i podjął bezskuteczne próby "dogadania się". Doda w końcu wezwała policję. A drogówka nie miała wątpliwości: winna jest wokalistka. Dlatego ukarali ją mandatem i sześcioma punktami karnymi.
"K...! Cały dzień za mną jeździli, a potem się jeszcze podstawili, żeby dostać gorący temat ze mną w roli głównej!" - mówiła wściekła gwiazda.
Relacja opublikowana na oficjalnej stronie Dody jest nieco odmienna - wokalistka uważa, że przepisy złamali śledzący ją dziennikarze "Faktu", którzy mieli jakoby uderzyć w tył jej samochodu.
"Zastanawiam się teraz gdzie są granice prześladowania i stresowania młodego kierowcy. Przecież naraża to nie tylko moje zdrowie i życie, ale także innych ludzi!" - napisała oburzona Doda.
Zobacz teledyski Dody i Virgin na stronach INTERIA.PL.
