Reklama

Timbaland był o krok od śmierci. Drake i Jay-Z wyciągnęli go z dna

Należy do grona najlepszych producentów muzycznych i to on stoi za największymi przebojami Justina Timberlake’a, Missy Elliott czy Nelly Furtado. Jednak w jego życiu przyszedł taki moment, w którym niewielu chciało z nim współpracować, bowiem uzależnienie od opioidów wpłynęło na jego zachowanie, muzyczne wyczucie, doprowadziło nawet do częściowej utraty słuchu. W niedawnym wywiadzie 51-letni Timbaland opowiedział o swojej walce z uzależnieniem, w której istotną rolę odegrali bliscy przyjaciele, Jay-Z i Drake.

Należy do grona najlepszych producentów muzycznych i to on stoi za największymi przebojami Justina Timberlake’a, Missy Elliott czy Nelly Furtado. Jednak w jego życiu przyszedł taki moment, w którym niewielu chciało z nim współpracować, bowiem uzależnienie od opioidów wpłynęło na jego zachowanie, muzyczne wyczucie, doprowadziło nawet do częściowej utraty słuchu. W niedawnym wywiadzie 51-letni Timbaland opowiedział o swojej walce z uzależnieniem, w której istotną rolę odegrali bliscy przyjaciele, Jay-Z i Drake.
Timbaland jest współautorem wielu przebojów - m.in. "Say It Right" z repertuaru Nelly Furtado / Johnny Nunez / Contributor /Getty Images

"Nie byłem pewny, kim tak naprawdę jestem. Dziś wiele osób mówi, że zmaga się z hejterami, ja walczyłem z hejterem, którego nosiłem w sobie, sam dla siebie byłem największym wrogiem" - stwierdził Timbaland w programie "Club Shay Shay" Shannona Sharpe, zapytany o to, co doprowadziło do uzależnienia od leków.

Timbaland po raz pierwszy zaczął brać leki przeciwbólowe w wieku 30 lat, po tym jak doświadczał problemów z nerwami spowodowanych raną postrzałową sprzed lat. Z czasem zaczął ich nadużywać. "Goniłem za rzeczami, które nie miały znaczenia, życie stało się agresywne, mroczne i wyssało ze mnie wszystko, co najlepsze. Zacząłem brać leki codziennie w dużych dawkach. To sprawiało, że czułem się jak Superman, mogłem o wszystkim zapomnieć" - dodał producent.

Reklama

Artysta wyznał, że uzależnienie zniszczyło wiele aspektów jego życia, małżeństwo również. "To zaprowadziło mnie na samo dno" - stwierdził. Z perspektywy czasu te doświadczenia traktuje jako lekcję. "Życie mnie wynagrodziło, otrzymałem talent, ale też złamało. Musiałem nauczyć się pokory, bo zbyt wiele rzeczy traktowałem jako pewne. Dziś cieszę się, że mogę się wyprostować, że uzależnienie nie zniszczyło moich narządów, że mój mózg dalej działa i mogę myśleć jasno" - stwierdził w wywiadzie producent. 

Dodał, że w najbardziej krytycznym momencie uzależnienie doprowadziło do częściowej utraty słuchu. "Bóg odebrał mi słuch" - przyznał. On jednak na to nie zważał, wciąż wydawało mu się, że jest najlepszym producentem na świecie i tworzy doskonałą muzykę. Dopiero, gdy niemal otarł się o śmierć, bo zażył zbyt dużą dawkę leków, zdołał się opamiętać.

"Jestem introwertykiem. Byłem przekonany, że taka osobowość nigdzie mnie nie zaprowadzi, szczególnie w tej branży, w której musisz umieć się sprzedać. Leki pomagały mi w tym. Ale ludzie też zaczęli dostrzegać, że zachowuję się dziwnie, że gadam głupoty. W pewnym momencie przyszedł do mnie Jay-Z i udzielił mi kilku rad, przede wszystkim zalecił, abym na jakiś czas wycofał się w cień, nie udzielał wywiadów i uporał z problemami. Drake także był przy mnie w tamtym czasie. To oni pomogli mi najmroczniejszym momencie mojego życia, za co jestem im dozgonnie wdzięczny" - wyznał Timbaland.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: timbaland | uzależnienie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama