Reklama

T. Love: Rock'n'roll po czterdziestce

Muńkowi Staszczykowi, wokaliście obchodzącej jubileusz 20-lecia istnienia grupy T. Love, właśnie stuknęła czterdziestka. Artysta wcześniej nie potrafił sobie wyobrazić takiej sytuacji. "Myślenie o czterdziestce było równie abstrakcyjne, jak śpiewanie When I'm Sixty Four Beatlesów" - stwierdził Muniek.

"Na początku moim marzeniem było, żeby zagrać choć raz w Jarocinie, wydać płytę, zostawić jakiś ślad. Ale już w latach 80. mówiłem, że będę grał, dopóki starczy sił, bo to mój sposób na życie" - wspomina Staszczyk w wywiadzie udzielonym "Rzeczpospolitej".

I chociaż udało mu się dotrzymać tego postanowienia, to jednak z wiekiem trzeba było zrezygnować z rock'n'rollowego trybu życia. Nie było to jednak wielkim wyrzeczeniem.

"Picie alkoholu ograniczyłem, narkotyków nie używam w ogóle. Nawet kiedy paliłem marihuanę, nie dałem się namówić na udział w akcji popierającej legalizację dragów, nawet tych lekkich. Nie jestem też neofitą, który pogoniłby siekierą wszystkich palących trawkę" - tłumaczy Muniek.

Reklama

" Sam zapaliłem [marihuanę], kiedy miałem 19 lat. Jej smak kojarzył mi się z kontestacją. Niektóre teksty, płyty, jak Prymityw, powstawały pod wpływem dymka. Ale nie było wtedy żadnej dilerki, wychodzenia pod szkoły, całego tego morderstwa dokonywanego na dzieciach. To perfidny biznes, któremu mówię nie".

"Miałem trochę problemów z alkoholem, ale nigdy nie doszło do tego, żebym musiał się leczyć klinicznie. I dziś lubię sobie strzelić piwko lub wódeczkę. Cieszę się, że jestem daleko od dawnych zagrożeń i mogę pogadać o tych sprawach z synem mając czyste sumienie" - powiedział Staszczyk.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rock'n'roll | rock | Love | T. Love
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy