Samotny Paweł Stasiak
W latach 80. prawie każda polska dziewczyna marzyła, by właśnie dla niej Paweł Stasiak, lider Papa Dance, pierwszego boysbandu znad Wisły, zaśpiewał "Mona Lizą byłaś mi...". Dziś, choć oficjalnie jest żonaty z piękną Ormianką, nie ma dziewczyny.
Nie mieszka w wielkiej willi, ale w przytulnym, dwupokojowym mieszkaniu na warszawskiej Woli. Przyznaje, że jest bardzo towarzyski i lubi "bywać", ale po koncertach najlepiej mu się odpoczywa właśnie tutaj.
Mieszkanko zdecydowanie odbiega od standardowych wyobrażeń o kwaterze samotnego mężczyzny: wszędzie jest czysto, wszystko jest poukładane.
"Źle się czuję, gdy rzeczy nie leżą na własnych miejscach" - tłumaczy nieco zawstydzony Paweł.
Piosenkarz zaprasza "Super Express" do kuchni.
"Uwielbiam gotować" - przyznaje.
Bardzo lubi gotować, co potwierdzają znajomi, którzy często go odwiedzają.
I choć preferuje zdrową kuchnię, w jego diecie nie ma miejsca na kiełki i płatki "fit". Częstuje ulubioną pomidorową z makaronem lub pożywnym, esencjonalnym rosołem. A na drugie serwuje schabowego - oczywiście z kapustą.
Co więc robi, aby nie przytyć na takiej diecie?
"Uwielbiam aktywny wypoczynek, ale nie katuję się na siłowni. Wybieram rower: dzięki niemu doskonale się czuję na koncertach" - tłumaczy Paweł.
Lubi też wyciągnąć się na kanapie, poczytać książki. I oczywiście posłuchać dobrej muzyki, bo ma sporą kolekcję płyt kompaktowych.
Ale poza kompaktami zbiera też poczciwe stare czarne płyty zwane też winylami. To głównie muzyka z lat 80.: Eurythmix, Kaja Goo Goo, Howard Jones. Ma oczywiście także wszystkie płyty Papa Dance sprzed 20 lat. Gdy mu czegoś brakuje, uzupełnia kolekcję na targach staroci.
"Uwielbiam muzykę z tamtych lat. Jest piękna" - mówi rozmarzony Paweł. To w końcu muzyka jego młodości.