Reklama

Diana Ross przed sądem

W sądzie w Arizonie rozpoczął się proces Diany Ross, związany z przyłapaniem jej na jeździe po pijanemu w grudniu 2002 roku. Gwiazda twierdzi, że jest niewinna, a policjanci zmuszali ją do "dmuchania w balonik".

Funkcjonariusze drogówki zatrzymali piosenkarkę, gdy jechała pod prąd jednokierunkową ulicą w mieście Tuscon. Przedstawione sądowi przez policję wyniki testów wskazują, że miała ona wówczas w wydychanym powietrzu 2 promile alkoholu (w stanie Arizona prowadzenie samochodu jest zabronione, gdy stężenie to przekroczy 0,8 promila).

Prawnicy Ross chcą jednak unieważnienia tych dowodów, twierdząc, że była ona zmuszana do poddania się testowi przez policjanta Scotta Sulivana. "Czułam się zastraszona tonem jego głosu. Brzmiało to jak rozkaz" - twierdzi 58-letnia wokalistka.

Reklama

Dodatkowym dowodem przeciwko niej jest jednak raport policyjny, w którym napisano, że po opuszczeniu samochodu piosenkarka nie była w stanie przejść prosto kilku kroków i upadła, usiłując stanąć na jednej nodze i policzyć do dziesięciu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sady | Twierdzi | Ross | Diana Ross
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy