Aaron Carter wraca na trasę i chce żyć przyszłością
16 lutego ukaże się zapowiadany już przez nas nowy album "LOVE" Aarona Cartera. 30-letni wokalista jesienią ub. r. trafił do kliniki odwykowej.
Ostatni rok nie był łatwy dla Aarona Cartera - od połowy 2017 r. niemal regularnie trafiał na łamy głównie plotkarskich mediów. Upadły gwiazdor lat 90. (to wtedy sprzedał 10 mln płyt) trafił do aresztu za prowadzenie auta pod wpływem używek. Potem rozstał się z dziewczyną, ujawniając, że jest biseksualny. W końcu spowodował wypadek samochodowy, w którym złamał sobie nos.
Media głośno poruszały tematy związane z gwałtowną utratą wagi Aarona (spekulowano, że mógł on powrócić do narkotyków). Sam Carter bronił się, tłumacząc, że nagłe zgubienie kilogramów związane było ze zdiagnozowaną u niego w przeszłości przepukliną rozworu przełykowego.
Choroba, spowodowana przemieszczaniem się części żołądka do klatki piersiowej, objawia się bólami w nadbrzuszu, zgagą, cofaniem się treści żołądkowej, a w skrajnych przypadkach nawet dusznościami i kołataniem serca.
Wreszcie sam zgłosił się do kliniki odwykowej. W grudniu 2017 r. opublikował nowy singel "Don't Say Goodbye", który opisuje jego ostatnie kłopoty.
"Jeśli jest jedna lekcja, której się nauczyłem w ostatnim roku, to nie skupiać się na przeszłości, lecz żyć przyszłością" - tłumaczy Aaron Carter.
"Jestem wdzięczny moim fanom i nie mogę się doczekać, by podzielić się z nimi tą osobistą muzyką, która wypływa z głębi mojego serca i duszy" - zapowiada młodszy brat Nicka Cartera z Backstreet Boys.
W ramach promocji płyty "LOVE" wokalista 22 lutego powróci na trasę.
W lutym 2017 r. wypuścił cyfrową EP-kę "LøVë", która zawierała pięć premierowych piosenek. Ostatni regularny album to "Another Earthquake" z 2002 r.