Metallica na Antarktydzie: Bez wzmacniaczy i pingwinów
"Najbardziej unikatowy koncert, jaki kiedykolwiek dała Metallica" - tak muzycy tej formacji opisują specjalny występ na Antarktydzie.
W niedzielę (8 grudnia) Metallica dała koncert pod hasłem "Freeze Em All" w Carlini Argentine Base na Antarktydzie.
"Zespół, uczestnicy konkursów, naukowcy z bazy (z Rosji, Korei Południowej, Chin, Polski, Chile, Brazylii i Niemiec) i załoga statku, wszyscy wepchnięci pod tą małą kopułą na lotnisku dla helikopterów w Carlini Station na Antarktydzie! Energia była niesamowita! Słowa nie są w stanie opisać, jak bardzo wszyscy byli szczęśliwi" - czytamy w oświadczeniu zespołu.
"Nic nie wiadomo, czy w koncercie brały udział jakieś pingwiny" - dodają muzycy.
Grupa zaprezentowała 10 klasycznych utworów ze swojego repertuaru: "Creeping Death", "For Whom the Bell Tolls", "Sad But True", "Welcome Home (Sanitarium)", "Master of Puppets", "One", "Blackened", "Nothing Else Matters", "Enter Sandman" i "Seek & Destroy".
Uczestnicy koncertu słuchali muzyki za pośrednictwem słuchawek. Warunki panujące na miejscu sprawiły, że instrumenty nie były podłączone do wzmacniaczy.
W 1995 roku Metallica grała na biegunie północnym - w Tuktoyaktuk. "Tam nie było tak zimno, jak wcześniej słyszeliśmy. Ale mam przeczucie, że Antarktyda jest znacznie zimniejsza niż biegun północny. To będzie interesujące doświadczenie" - mówił jeszcze przed występem gitarzysta Kirk Hammett.