Reklama

Warszawski klan bezczelnych

Parias "Parias", Respekt Records / Fonografika

Samozwańcza "elita wyklętych" wyjęła pistolety. Wystrzeliła "szesnaście wersów prosto w skroń" establishmentu. Rapowa amunicja była ostra, szkoda tylko, że nie wszystkie naboje wypaliły, a cel był podziurawiony już wcześniej.

Parias zapowiadał się obiecująco, bo na gruncie hip hopu zderzyły się barwne osobowości. "Wu", "Pe" i "E" - Włodi, Pelson i Eldo jak na spiskowców przystało z lubością używają konspiracyjnych skrótów - to już nie chłopcy, a mężczyźni po przejściach odnajdujący się na nowo w rodzinie, religii, literaturze, muzyce. Faceci zdolni nie tylko przewartościować swoje życie, ale też o tym opowiedzieć. Mądre, przemyślane, wyrzucane z bólem i pasją wersy to bodajże największa zaleta "Pariasu". Zebrane razem nie tworzą jeszcze koncept albumu, ale już budują krążek z wyraźnym przesłaniem.

Reklama

Proszę się nie bać opartego na dętej apostrofie "Dobosza", gdyż znajdziemy numery o klasę lepsze. Jednak nawet wstrząsające ekshibicjonizmem "Drzazgi", zarapowani z ogniem "Bezczelni", podparta morderczym bitem, błyskotliwa analogia w "Kontraście" czy inteligentnie ironiczny "Wzorowy" nie są w stanie przykryć faktu, że główny komunikat jest za słaby. Raperzy mówią odbiorcy - słuchaj, z jednej strony jest ta obrzydliwa popkultura, celebrycki świat pustki duchowej i intelektualnej, żywiący się swoimi tanimi, sztucznie kreowanymi sensacjami. Z drugiej strony jesteśmy my - nędznicy, wyrzuceni poza nawias na własne życzenie, nie przynależni żadnym kastom. I pięknie, ale ten temat to banał, wypłukany przez całą trójkę z resztek złota już jakiś czas temu.

Wrażenie oryginalności postanowiono uzyskać poprzez uderzanie w ton ostatnich sprawiedliwych. Nie decydowałbym się na niego. Wielu słuchaczy pamięta, że Molesta debiutowała w dużym wydawnictwie, Vienio i Pele z radością współpracowali z artystami głównego nurtu (oczywiście Novika nie jest Dodą, a Smolik to nie Bregović), zaś Eldo nie tylko zakontraktował się w oficynie Roberta M i Gosi Andrzejewicz, ale też pisał teksty zwyciężczyni "Idola", o ważnej roli w filmie Sylwestra Latkowskiego czy występie w Opolu nie wspominając.

Być może nie szukałbym dziury w całym, gdyby porwała mnie forma. To, że raperzy, typowi tekściarze, dobrali sobie niezłe bity, nie znaczy że umieli dobrać je pod swoje style. Jest za zimno, za ciężko, za syntetycznie. Na tle werbli uderzających jak młoty - mocno, miarowo, niespiesznie - zbyt często dociera do słuchacza, że obcuje z uliczną poezją deklamowaną. Prestiżowo mieć na płycie Sid Roams, współpracujących m.in. z Evidencem, ale nie rozkręcą Eldo tak jak udało się to Returners, czy nie zatuszują niedostatków Pelsona niczym funkowe petardy Seba Skalskiego. Do tego wspomniany Eldoka, warsztatowo ewidentnie najlepszy, jest na "Pariasie" jakby z doskoku. Całe szczęście, że swoją rolą przejął się Włodi. Bezkompromisowy, szczery, obrazowy, coraz sprawniej przeplatający rymy "dezerter z walki o materię" sprawia, że nie ziewamy, wierząc, ludzie z jego ekipy są naprawdę "gotowi zginąć za muzykę jak Radio Rahim".

7/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Parias | warszawski | Klan | Eldo | Molesta Ewenement | recenzja | hip-hop
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy