W swoim nowym zespole Litza zebrał i wymieszał dotychczasowe doświadczenia, podsypując mocno zapiaszczonym brzmieniem. Na szczęście nie jest to sypanie piasku w tryby Luxtorpedy.
O Luxtorpedzie mówi się jak o solowym projekcie Litzy, ale obok gitarzysty równie ważni są jego muzyczni przyjaciele. Słowo projekt też nie jest na miejscu, skoro okazało się, że Luxtorpeda stała się priorytetem wobec zespołów o takiej renomie jak Armia (basista Kmieta i perkusista Krzyżyk) oraz Turbo (ten drugi z muzyków). Po sporej burzy w rodzinie stanęło ostatecznie na tym, że ta dwójka w swoim CV przy Armii i Turbo dopisała słówko "eks".
Uważacie, że pięć lat przerwy od czasu czadowej płyty "888" 2TM2,3 (w którym z Litzą grają przecież także drugi gitarzysta Drężmak i Kmieta) to za długo? Luxtorpeda jest właśnie dla was.
Weźmy hardcore'ową wściekłość Flapjacka, kwaśne odloty Acid Drinkers, surową moc 2TM2,3 (ale bez biblijnych tekstów) czy ciężar Kazika Na Żywo (oczywiście jeśli jesteście w stanie sobie wyobrazić ten zespół bez Kazika), do tego dołóżmy brudne, niemal garażowe brzmienie i skandowane teksty wyrzucane na zmianę przez Litzę i Hansa z hiphopowego składu Pięć Dwa Dębiec, a otrzymamy obraz debiutu Luxtorpedy. Nie bez przyczyny na koszulce Krzyżyka na zdjęciu we wkładce znajdziemy The Who - bębny brzmią surowo, łomocąc i dudniąc niczym kolejka na wyszczerbionych torach.
Dająca równo po uszach całość trafia idealnie w cel, zostawiając słuchacza z uczuciem podobnym do przejścia tornada. "Trafiony zatopiony" - głosi tytuł jednego z utworów, który świetnie pasuje do całej płyty. Teksty to kolejny mocny punkt "Luxtorpedy", choć mnie bliżej do zwięzłych wersów autorstwa Litzy (w książeczce zaznaczonych na czerwono), niż do nawijek Hansa, czasami idącego w publicystykę. "Być nie znaczy dla nas już nic / Tylko mieć żeby żreć chcieć i pić tyć i gnić / Dziś białe kołnierze racicami grzebią w chlewie / Business lunch key account jak stairway to heaven".
Luxtorpeda rozpędza się powoli (w tym przypadku całkiem instrumentalne "Intro" to pełnoprawny utwór, a nie wciśnięty na siłę zapychacz), ale na wysokie obroty wrzuca już od drugiego w kolejności "Niezalogowanego". Wolniejsze kawałki, jak choćby finałowy "Za wolność", dają oddech, ale ciężar gatunkowy pozostaje ten sam.
8/10
Warto posłuchać: "Od zera", "Autystyczny", "W ciemności", "Za wolność"
PS. Wszystkie numery (poza "Intro") w instrumentalnych, nieco zmienionych wersjach (do solówek gitarowych przyłączył się Jahnz, znany z Flapjacka) tworzą drugą część płyty. Dzięki temu "Luxtorpeda" ciekawie się zapętla, a i samemu można pozdzierać gardło do podkładów.