Recenzja Michał Łanuszka "Nieoczekiwanie": Nieoczekiwane rozpieszczenie
Iśka Marchwica
Pieści głosem, otula dźwiękami i łagodnymi melodiami gitary, bawi do łez, doprowadza żołądek do drżenia i w końcu - wciska się w myśli na długo. Michał Łanuszka swoją najnowszą płytą zaczarował ten najbardziej paskudny moment roku - między jesienią i zimą, kiedy jest wilgotno, zimno i nijako. "Nieoczekiwanie" wynosi twórczość artysty na nowy poziom. Tak mięsistego w brzmieniu Łanuszki jeszcze nie słyszeliście.
"Nieoczekiwanie" jest płytą inną niż pozostałe wydawnictwa wielickiego artysty. Michał Łanuszka, którego muzykę oczywiście można podciągnąć pod nurt krakowskiej Piwnicy Pod Baranami, od lat otwiera przed nami swoje serce. I prawdziwą przyjemnością jest obserwowanie, jak to serce się zmienia. Od "Bieskiego Idioty", chłopaka, który ledwo co dorósł do mikrofonu i solowej twórczości, przez rozmarzone i przez to bardzo introwertyczne "A miało być tak pięknie" po świetne aranżacje z tłumaczeniami na język polski piosenek Leonarda Cohena, Michał Łanuszka w 33. roku swojego życia dochodzi do sedna samego siebie.
"Nieoczekiwanie" zachwyca bogactwem aranżacji, ambitnymi gitarowymi solówkami, pewnym i nierzadko uciekającym się do aktorskich sztuczek głosem. Sukces płyta zawdzięcza także genialnym tekstom Michała Kuźmińskiego. Duet Michałów po raz drugi nie zawiódł, tym razem jednak Kuźmiński pokusił się o przedstawienie swojego spojrzenia na świat, co wyszło bardzo smakowicie.
Najnowsza płyta Łanuszki mieni się barwami i nastrojami, jak grudzień - miesiąc, w którym doczekała się swojej premiery wydawniczej i koncertowej. Łanuszka, mężczyzna w nad wyraz już dorosłym wieku, z ugruntowanym zdaniem na wiele życiowych spraw, kpi i szydzi, śmieje się i patrzy na siebie z przymrużeniem oka, ale też nie wstydzi się romantycznych porywów serca, pewnej ckliwej melancholii. Taki właśnie jest prześliczny duet z Joanną Kołaczkowską, która - jak się okazuje - śpiewa wybitnie nie tylko przezabawne piosenki kabaretowe, ale także potrafi wcielić się w rolę delikatnej partnerki, dorównując najpiękniejszym głosom żeńskim z Kabaretu Starszych Panów.
Wzrusza też duet z Izą Królak, bardziej podniosły w charakterze, a jednak wciąż szczery, którego romantyzm i szerokie brzmienie podkreśla aranżacja kwintetu smyczkowego. Łanuszka potrafi wzruszyć nie tylko w duecie z pięknymi żeńskimi wokalami. Jednym z najbardziej poruszających utworów są intymne "Drobinki", z kolei "Wzlot" swoim przejmującym tekstem (autorstwa Przemka Wróblewskiego) i bardzo skupionym wykonaniem zwraca uwagę na problemy codzienne - te niewidoczne, chowane gdzieś głęboko.
Łanuszka śpiewa tu tak dosadnie, że nasuwa się pytanie, na ile trudne kwestie zaznaczone w tekście, są jego osobistymi problemami... Do głębi porusza też zamykające album "Ślady na skórze", przywodzące na myśl najlepsze kompozycje Jacka Kaczmarskiego - wnikliwy tekst, niezwykle metaforyczny i mroczny, opisany został jedynie prostym akompaniamentem kontrabasu. Efekt jest porażający.
"Nieoczekiwanie" to także coś dla krakowskich żartownisiów. "Ballada o Jadwidze..." to przewrotna nowa wersja opowieści o krakowskiej królowej, typowo łanuszkowe gdybanie i chęć ułożenia nowej opowiastki o gloryfikowanej dziewczynie. W ucho jednak najbardziej wpadają dwie rytmiczne i pełne podwójnych znaczeń kompozycje. "Made in PRL" mogliśmy poznać już prawie rok temu, jednak wersja, która pojawiła się na YouTube z aranżacją orkiestrową nie umywa się do tej ostatecznej, zadziornej, energicznej, ze świetnie poprowadzoną partią gitary i doskonale wprowadzonym chórem w refrenie. Jest dystans do siebie i jest świetna melodia. Jest w końcu tekst, który zapada w pamięć i chce się go podśpiewywać nieustająco.
"The End!" to druga wielce udana kompozycja z idealnie wprowadzonym zespołem dętych blaszanych, które w końcowej fazie rozwoju piosenki wprowadzają niemalże bałkański klimat. I oczywiście znowu tekst - wydaje się, że Paweł Stefanowicz z Łanuszką siedzą przed telewizorem, obserwują wszystkie nieszczęścia, którymi karmią nas wiadomości, a w końcu... wybuchają śmiechem. Bo przecież przy takiej ilości horrorów, pozostało nam już tylko zbyć je żartem.
"Nieoczekiwanie" nie jest płytą zaskakującą - nie, jeśli zna się Michała Łanuszkę. Artysta od lat zbiera muzyczne smaczki z całego świata, szuka, uczy się, koncertuje, poznaje. Nic więc dziwnego, że jego najnowsza, trzecia w kolejności w pełni autorska płyta, jest dziełem tak kompletnym i dobrym. Słychać tu doświadczenie, obycie z różnorodnym instrumentarium, wirtuozerię zarówno na gitarze, jak i w śpiewie. Słychać też sympatię i przyjaźń.
"Nieoczekiwania" nie byłoby, gdyby Michał Łanuszka nie umiał zjednać sobie ludzi, a tę nieukrywaną radość ze wspólnego muzykowania, na "Nieoczekiwaniu" po prostu słychać. Jest i melancholijnie, i wzruszająco, i trochę fatalistycznie i w końcu - wesoło, sarkastycznie i ironicznie, po prostu z przymrużeniem oka. "Nieoczekiwanie" to grudzień w dźwiękach.
Michał Łanuszka "Nieoczekiwanie", Dalmafon
9/10