Recenzja Charlie Puth "Nine Track Mind": Coś więcej niż słodki falset

Iśka Marchwica

Zupełnie nie dziwię się Ellen DeGeneres, że objęła Charliego Putha opieką i pomogła mu w promocji. Jego porażający głos w połączeniu z niewinną buzią to zabójcza mieszanka. Zwłaszcza, jeśli Charlie śpiewa piosenki w stylu retro.

Charlie Puth na okładce "Nine Track Mind"
Charlie Puth na okładce "Nine Track Mind" 

Nie okłamujmy się - Charlie Puth nie czekał długo na swoją szansę. Ledwo opuścił szkołę, już stał się ulubieńcem tu i ówdzie. A wydanie płyty i międzynarodowy sukces singla “Marvin Gaye", nie mówiąc o udziale w chyba najbardziej popularnym i uwielbianym talk show USA, "The Ellen DeGeneres Show", to sukcesy, którymi Charlie może się bez obaw chwalić przed kolegami. Trzeba tu też przyznać, że Puth ze swoim sztabem - który niewątpliwie stoi za jego imponującym sukcesem - wzięli nas pod włos. Utrzymane w stylu retro “Marvin Gaye" z chwytliwą melodią i słodkim wokalem Megan Trainor osadził Charliego w panteonie głosów nawiązujących do starego dobrego swingu i rock’n’rolla. Dzięki temu, Charlie mógł nam się mylić z Johnem Newmanem czy Samem Smithem. To na pewno dodało Charliemu punktów. Kolejne przyjdą same wraz z premierą "Nine Track Mind".

Charlie Puth zyskał sobie już fanów wśród miłośników retro popu. Jego łagodny falset trafił też do widzów kinowych - piosenka "See You Again", którą nagrał z Wizem Khalifą znalazła się na oficjalnej ścieżce dźwiękowej do filmu "Szybcy i wściekli 7". Teraz czekają na niego młodsi miłośnicy łagodnego popu. Bo właśnie w takim tonie utrzymana jest przeważająca część kompozycji na najnowszej płycie Charliego. Kolejne piosenki zdradzają obeznanie w świecie muzycznym, wykorzystujące zdobycze elektroniki, czy delikatnego soulu ("Left Right Left"). W towarzystwie Seleny Gomez (“We Don’t Talk Any More") Charlie robi się bardziej "kalifornijski", ale przeważnie dryfuje na bezpiecznych wodach boysbandowego popu w dobrym guście. I chociaż jest w jego muzyce coś, co nachalnie wręcz każe nam wyobrażać sobie romantyczne sceny z amerykańskich filmów o dorastaniu, to całość pozostawia po prostu dobre wrażenie. Muzyka Charliego Putha jest wyważona, słodko-gorzka, z domieszką eleganckiej czerni w stylu Jamesa Browna, co na pewno zachwyci i przykuje uwagę fanów takich szlagierów, jak "It's a Man's Man's Man's World".

Charlie Puth mnie zauroczył. Być może "Nine Track Mind" nie jest szczytem jego artystycznych możliwości, a delikatny tenor jeszcze się zmieni z biegiem lat i kolejnymi koncertami przed tłumem fanek, ale młody Puth jest zdecydowanie na dobrej drodze. Nie musi kreować się na "starego maleńkiego" zakładając marynarki w stylu lat 60. i czesząc się na pomadzie na boczek w rytmie "Marvin Gaye". Zupełnie dobrze poradzi sobie w jeansach i ma szansę rozwinąć w sobie spory talent. O ile uwierzy w pop, w siebie i swój niezwykły głos.

Charlie Puth "Nine Track Mind", Waner Music

6/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas