Recenzja Bonsoul "Lepiej nie wnikać": Dużo chamstwa dla państwa
Tak, to znowu oni. Nie mają niczego nowego. Nie muszą mieć. Bonson i Soulpete w polskim rapie sa jak AC/DC albo Motorhead.
Pieścicie muzyką uszy? Delektujecie się krystalicznym dźwiękiem? Lubicie jak jest ładnie, wzruszająco, z refrenem do zaśpiewania? Albo jak sączy się w tle, nie przeszkadza? No to idźcie stąd. Do widzenia. Bonsoul nie jest dla was, to zapis osiedlowej patologii, referowanej tak, jakby Bons złapał miasto za gardło i to wyspowiadało mu się ze wszystkiego. To płyta butów zarzyganych wódką przepijaną piwem, walających się po podłodze bletek, robionych w konia lamusów i niewiernych partnerek; imprez, które zapisują nie twarzach na całe życie.
Raperowi nie jest głupio ani przykro, choć bywa niedojrzały jak pomarańcze w dyskoncie i irytująco zaczepny. Nie jest zawstydzony, nie użala się nad sobą, rymuje z dużą energią i pewnościa siebie, jakby właśnie ubił smoka i szedł po księżniczkę i pół królestwa. A do tego jakby szybko chciał skończyć i zająć się czymś konstruktywniejszym. Bo "po co się starać się jak gnoje flotę skoszą za nas?".
Soulpete zaczyna płytę agresywnie. Otwierające, singlowe "Tyfy tyfy" jest gęste, ciężkie, pod strzęp gitarowego riffu, jakby wprost z poprzedniego projektu Almost Famous. Podobny poziom testosteronu (choć osiągany w inny sposób) znajdziemy w "Najciemniej pod latarnią", gdzie na bębnach rodem z fabrycznej hali panoszy się ziomek z AF, Laikike1. W innych przypadkach głośniki przejmują człapiące bity z długimi, soulowymi samplami, które mają w sobie tyle melodii, żeby wpadały w ucho i są cięte pewną ręką tak, żeby nie było przypału. Tak produkował kiedyś Urb z Dinali, z głębokim zrozumieniem czarnej muzyki i imperatywu każącego jej przede wszystkim płynąć.
Utworów jest osiem. "Stare naje" to blokowiska w koncentracie, wystarczy rozcieńczyć tanim browarem, podać wśród dymu i możesz posmakować młodej Polski AD 2017, poczuć, że "Szczecin to nie Monte Carlo". W "Takiej karmie" tendencyjna opowieść lezie po mafijnym bicie (kiedyś PDG Kartel mógłby się dać za niego posiekać) i nie pozwala stracić się z oczu.
"Nie chce mnie się" to promyk słońca na tym dekadenckim, zepsutym albumie. "Lepiej nie będzie" z Te-Trisem nie jest może aż tak dobre jak było "Lepiej nie pytać", niemniej i tak okazuje się czempionem, hitem instant, który każda moczymorda będzie puszczać swojej dziewczynie. Dostaliśmy dobrą płytę w klimacie Ortegi Cartel, Okolicznego Elementu, wczesnego PRO8L3Mu - "od kilku gnoi z bloków, którzy uwierzyli, że świat może być piękniejszy" dla słuchaczy im pokrewnych. Bonson, Soulpete i skreczujący, a zarazem czuwający nad szlachetnym, "starym" brzmieniem DJ Eprom to gwarancja jakości.
Bonsoul "Lepiej nie wnikać", SoRawRecords
7/10