Recenzja Andrzej Piaseczny "O mnie, o tobie, o nas": Nasz uśmiechnięty książę
Iśka Marchwica
Ponad rok temu, Ania Dąbrowska swoją świetną płytą "Dla naiwnych marzycieli" przywróciła polskiej muzyce delikatność i wysmakowany romantyzm. Teraz męską stronę tych uczuć przedstawia Andrzej Piaseczny - jeden z najbardziej rozpoznawalnych, najbardziej aksamitnych męskich głosów polskiego popu. Jaki jest efekt połączenia chłopięcego uroku okraszonego wrodzoną przebojowością Andrzeja ze świetnymi, melodyjnymi kompozycjami Ani?
Wcale nie zaskakujący ani przełomowy. Ale w dobrym sensie. Przyznać trzeba, że Ania Dąbrowska to mistrzyni pięknych kompozycji - jej zgrabną melodykę, oszczędne harmonie, przestrzeń dla tekstu słychać we wszystkich kompozycjach, które stworzyła dla Andrzeja Piasecznego. Jest więc wpadające w ucho tytułowe "My (o mnie, o tobie, o nas)" z potencjałem na romantyczny radiowy hit, a może nawet piosenkę przewodnią dla miłej komedii romantycznej?
Jest oszczędne liryczne "Z popiołów", którego sukces opiera się na prostym akordowym akompaniamencie fortepianu. Jest też urocze, lekkie "God Pride", w którym nie brakuje instrumentalnych smaczków - ambitnej perlistej partii fortepianu, czy króciutkich, nadających wakacyjnego charakteru wstawek gitary.
I chociaż cały album utrzymany jest w stonowanych, pastelowych barwach, które dla miłośników mocnych wrażeń i wyrazistych emocji okażą się zbyt mdłe i jednostajne, to warto wsłuchać się w kolejne frazy i piosenki. Nie tylko Ania Dąbrowska odcisnęła na nich swoje piętno - to także typowo "piaskowe" brzmienie. Na skrzyżowaniu lekkiego popu lat 90. i amerykańskich piosenek z granicy indie-rocka.
Kilka zarzutów mam jednak do samego Piasecznego. Ćwierćwiecze kariery, wieloletnie jurorowanie w "The Voice Of Poland", wiele solowych płyt i liczne projekty coverowe powinny znacząco poszerzyć jego artystyczne horyzonty, a przynajmniej - dodać odwagi. Czy to jednak z szacunku dla swoich wiernych fanów, czy z chęci utrzymania swojego charakterystycznego stylu, Andrzej trzyma się bezpiecznych granic.
W przeciwieństwie więc do swojej młodszej koleżanki, którą przecież tak ceni, że oddał jej cały wyraz muzyczny płyty (!), wokalista zdecydował się na przejrzyste aranżacje, w granicach wytyczonych przez melodie kolejnych utworów. Bezpieczne jest też samo wykonanie - choć wiele kompozycji z "O mnie..." mogłoby być nie lada wyzwaniem wokalnym, polem do próby eksploracji głosu, niemalże teatralnych zabiegów, Andrzej Piaseczny ogranicza się do prostego wyśpiewania melodii i gładkich, bardzo ogólnych w przekazie tekstów.
"O mnie, o tobie, o nas" to album stonowany, który spokojnie można nazwać "nocnym". I nie chodzi tu o namiętne uczucia czy gorące emocje - wprost przeciwnie. Andrzej Piaseczny koi, kołysze, otula.
W jego tekstach nie znajdziemy ukrytych aluzji, autor nie szuka poetyckich sposobów na opisanie najprostszych rzeczy, "O mnie..." jest więc o miłości, przyjaźni, akceptacji, bliskości. O rzeczach ważnych dla nas wszystkich, o których może nie umiemy już mówić wprost, bojąc się banału i łatki "mięczaka". Skoro więc Andrzej Piaseczny tak spokojnym, pogodnym głosem o tym wszystkim śpiewa... Może to właśnie on jest prawdziwym bohaterem, księciem na białym koniu, o którym wstydzimy się marzyć?
Andrzej Piaseczny "O mnie, o tobie, o nas", Sony Music Polska
6/10