Reklama

Działały na niego tylko leki dożylne

W poniedziałek (24 października) przed sądem w sprawie tragicznej śmierci Michaela Jacksona zeznawał doktor Allan Metzger, który przez blisko dwie dekady opiekował się Królem Popu.

Powołany przez obrońców oskarżonego doktora Conrada Murraya świadek zeznał, że na dwa miesiące przed śmiercią Michael Jackson skontaktował się z nim i poprosił o pomoc. Wokalista miał poważne problemy ze snem.

Piosenkarz żalił się lekarzowi, że leki podawane doustnie przestały na niego działać i zażądał środków uspokajających podawanych dożylnie. Metzger stanowczo jednak odmówił.

"Poprosił mnie o podawane dożylnie specyfiki. Określił je słowem 'sok'. Nie przypominam sobie, by użył nazwy jakiegokolwiek specyficznego leku" - stwierdził świadek.

Reklama

Przypomnijmy, że obrońcy doktora Conrada Murraya chcą przekonać ławę przysięgłych, że Michael Jackson bez wiedzy lekarza sam wstrzyknął sobie śmiertelną dawkę propofolu.

Prokuratura twierdzi natomiast, że świetnie opłacany medyk - wbrew kanonom sztuki lekarskiej - zgadzał się na zachcianki Króla Popu i podawał artyście każde lekarstwo, którego ten sobie zażyczył.

Allan Metzger został zapytany przez prokuraturę, czy jakakolwiek suma pieniędzy spowodowałaby, że lekarz zgodziłby się zaaplikować piosenkarzowi dożylnie leki nasenne.

"Absolutnie nie" - świadek odparł stanowczo.

Posłuchaj stacji RMF Michael Jackson w serwisie RMFon.pl!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Michael Jackson | leki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy