Audioriver 2016: Wieczór trudnych wyborów (relacja z drugiego dnia)

Na co iść, ile być pod sceną i o której uciec z koncertu, aby zdążyć na następny, który odbywa się na drugim końcu festiwalu. Drugi dzień tegorocznego Audioriver Festival swoim bogactwem sprawił, że niektórzy mogli mieć spory problem z podejmowaniem decyzji.

Zabawa na Starym Rynku podczas Audioriver
Zabawa na Starym Rynku podczas AudioriverTomasz Niesłuchowski 

Zanim jednak festiwalowicze zaczęli nerwowo spoglądać w line-up, mogli spokojnie odpocząć na Starym Rynku po pierwszym, równie wyczerpującym wieczorze. Impreza w centrum Płocka jest jedyna w swoim rodzaju. Rzadko bowiem zdarza się, że w środku miasta tysiące młodych ludzi może chodzić i bez najmniejszych problemów imprezować (nie tylko w rynku, który traktowany jest wtedy jako teren festiwalu) i nie obawiać się, że zza rogu wyskoczy policja i będzie spisywać m.in. za picie alkoholu.

Funkcjonariuszy faktycznie w centrum miasta nie widać, a jeżeli jakiś patrol się pojawi, udaje, że niczego nie widzi. Bardzo możliwe, że policjanci byli dziś zajęci meczem Wisła Płock - Legia Warszawa, ale myślę, że w grę wchodzi pewne zaufanie, jakim obdarzono festiwalowiczów. Ci przez wszystkie edycje udowodnili, że można na nich polegać, nie mają ochoty sprawiać problemów, a jedyne co chcą robić, to dobrze się bawić.

Poza przyjaznym nastawieniem do ludzi, uczestnicy festiwalu potrafią również świetnie się zorganizować. Najlepszym przykładem jest tzw. Audiopole, czyli specjalna strefa rozrywki, która powstała nieopodal terenu festiwalu. Na plaży obok oficjalnego wydarzenia postawiono scenę, na której występują zaproszeni DJ-e, tam znajdziemy również strefę gastro oraz wyciąg wakeboard. Impreza na Audiopolu trwa aż 4 dni, a jak zaznaczają jego organizatorzy, to tylko dodatek do oficjalnego programu festiwalu. 

Muzycznie prawdziwe emocje na terenie Audioriver zaczęły się dopiero przy okazji występu Kamp! Przed zespołem na głównej scenie zaprezentowali się stali bywalcy płockiej imprezy - Novika & Mr. Lex. Nieco wcześniej niż Kamp! na scenie Electronic Beats wystartował natomiast New Rome. Jak się okazało młodego DJ-a słuchało w porywach około 10 - 15 osób. Pora wybitnie nie była dobra, a ponadto jestem w stanie uwierzyć, że przestrzenna i spokojna muzyka Tomasza Bednarczyka mogła nie trafić do gustu osobom, które szukają bardziej okazji do poskakania i potańczenia.

Sam również, wprawiony w senny nastrój, udałem się pod inną scenę. Jako że koncert Kamp! nie był dla mnie tajemnicą, postanowiłem zobaczyć, jak poradził sobie trójkąt producencki An On Bast - Kuba Sojka - Jurek Przeździecki. Jak na debiut takiego składu wypadł on przekonująco.

Namiot, w którym trio prezentowało swój set opuściłem chwilę przed końcem, aby zdążyć na JAAA! Okazało się to być wyborem trafionym. Na Open'erze widziałem tylko końcówkę ich występu, na szczęście teraz miałem okazję nadrobić. Bo co tu dużo mówić, z każdym kolejnym festiwalem grupa JAAA! będzie coraz głośniej wymieniana jako objawienie polskiej sceny klubowej, porównując ich, m.in. z Rysami. Na mój gust trio ma nawet większy potencjał. Z jednej strony panowie wydają się mieć ucho do przebojów, ale z drugiej strony potrafią też grać długo i stopniowo budować napięcie, co sprawdza się przecież w klubach.

Po występie Polaków na scenie głównej zaprezentowała się czwórka francuskich DJ-ów, tworzących formację C2C. Początkowo nie byłem przekonany do tego koncertu, jednak moi znajomi szybko przekonali mnie do swoich racji. I tutaj mogę im podziękować, że dzięki nim zobaczyłem jeden z lepszych występów na Audioriver. Francuzi na żywo brzmią jak połączenie The Avalanches, Pretty Lights, DJ-a Shadowa i Ratatat. Co ważniejsze dawno nie widziałem tak świetnie ze sobą współpracujących muzyków przy konsoli dj-skiej. Ponadto czwórki twórców nie opuszczało poczucie humoru, co zaowocowało niezłą interakcją z polskimi fanami. Końcówka to również odejście DJ-ów spod konsoli i wykonanie fragmentu przeboju Beastie Boys "Intergalacitc".

Po występie Francuzów rozpoczął się czas podejmowania trudnych decyzji. Pierwszą z nich była decyzja o obejrzeniu początku występu Gorgon City. Duet oprócz perkusisty przywiózł ze sobą również dwójkę wokalistów - Josha Berry’ego i Lulu James. I trzeba przyznać, że między wykonawcami była odpowiednia chemia. To i granie na żywo dało koncertowi odpowiednią energię. Jednak, gdy ten się rozkręcał, wybrałem sentymentalną podróż z DJ Shadowem, co okazało się lekkim rozczarowaniem.

Aby zobaczyć Amerykanina poświęciłem również występy Scuby i Black Sun Empire. Jednak chciałem, aby nasze drugie spotkanie było lepsze niż to pierwsze. W 2011 roku Shadow wystąpił w Rotundzie, ale przez problemy z nagłośnieniem oraz wizualizacjami koncert trudno było uznać za udany. Tym razem według mnie problemem był rozkład proporcji w secie między starymi utworami, a kompozycjami z płyty "The Mountain Will Fall". Ponadto klasyki takie, jak "Organ Donor" oraz "Blood on the Motorway" zostały skrócone do minimum i niepotrzebnie podrasowane nowymi brzmieniami. Oczywiście było też kilka niezłych momentów, a singel "Nobody Speaks" to jeden z lepszych utworów tego roku, miło było więc usłyszeć go na żywo z bardzo dobrym nagłośnieniem i w towarzystwie świetnych wizualizacji (bo te, trzeba przyznać, na festiwalu to najwyższy poziom).

Nieprzekonany tym, co zaprezentował mi DJ Shadow, udałem się po jego występie, aby zobaczyć ostatnie 30 minut koncertu Sigmy. Słuchając drum'n'bassowego duetu, który ma na swoim koncie kilka hitów, a na żywo występuje z hypemanem o potężnym głosie, doszedłem do wniosku, że Sigma garściami czerpie z innego znanego duetu - Chase & Status. Cóż, wypada życzyć równie wielkich sukcesów Sigmie oraz mieć nadzieję, że nie zainteresują się latami 90., jak Chase & Status na płycie "Brand New Machine".

Wisienką na torcie był występ Crystal Castles z nową wokalistką Edith Frances. O ile otwierający "Concrete" nie budził żadnych szczególnych odczuć, tak "Baptism" w wykonaniu nowej wokalistki mógł wzbudzić pewne kontrowersje. Można odnieść wrażenie, że Edith za wszelką cenę próbuje dorównać Alice Glass, również scenicznym zachowaniem (bo trzeba przyznać, że Frances na scenie to potężny żywioł, co chwilę skakała, kładła się na ziemi i szarpała z mikrofonem), a nie stara się być sobą. Inną sprawą jest, że potencjał artystki poznamy dopiero po premierze pierwszej płyty w CC oraz zmianach w koncertowych tracklistach.

Tego dnia na Audioriver wystąpili również: Shakcleton, Antigone, Recondite oraz niezwykle popularny w Polsce Richie Hawtin.

Ostatni dzień to zabawa w niedzielne południe na dwóch scenach. Tym razem powinno obyć się bez muzycznych konfliktów interesów i kolizji godzin.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas