Eurowizja 2014
Reklama

Donatan przed drugim półfinałem Eurowizji: Nie ma się co podniecać

Specjalnie dla INTERIA.PL reprezentujący Polskę w Konkursie Piosenki Eurowizji Donatan opowiada o nastrojach w naszej ekipie.

Przypomnijmy, że Polskę na tegorocznej Eurowizji reprezentować będą Donatan i Cleo z przebojem "My Słowianie".

Polaków zobaczymy już w czwartek, 8 maja, podczas drugiego półfinału konkursu. Do sobotniego (10 maja) finału awansuje 10 z 15 ekip. Czy wśród nich znajdzie się Polska?

Donatan, przebywający już od kilku dni w Kopenhadze, gdzie odbywa się Eurowizja, w rozmowie z INTERIA.PL zapewnia, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik, ale też stara się tonować nastroje.

- Wszystko bardzo fajnie wygląda, próby wyszły bardzo dobrze. Nastroje są pozytywne, organizacja na miejscu jest bez zarzutu, scena jest duża. Gramy tutaj bez strasznego spuszczania się i bez "spiny", robimy to tak naprawdę dla fajnych wspomnień, dla jakiegoś doświadczenia i tyle - mówi nam producent.

Reklama

Donatan doskonale zdaje sobie sprawę, że szanse na spektakularny sukces mamy niewielkie.

- Ludzie nie rozumieją, że w konkursie eurowizyjnym nie chodzi o to, że kawałek jest fajny i wszyscy na niego nagle głosują. Tu jest bardzo dużo polityki, bardzo dużo faworyzowania się przez kraje nawzajem. Wiadomo, że Skandynawia głosuje na siebie, Hiszpania głosuje na Portugalię, Portugalia na Hiszpanię, Bałkany na siebie nawzajem. To jest niezwiązane z muzyką. Muzyki tutaj, tak naprawdę, jest niedużo - dowodzi Donatan.

- Jest jeszcze element show, element jakiegoś skandalu i dużo innych rzeczy. Ludzie tego nie rozumieją i wydaje im się, że zawsze tylko muzyka decyduje, a nie jest to, niestety, prawdą. W związku z czym nie ma co się podniecać. W Polsce jest taka tendencja, że ludzie się podniecają, a jak przychodzi co do czego, to nadzieje są jak krew w piach. Ja ludziom wprost mówię, że nie ma co się napalać, nie ma co tego przeżywać, trzeba po prostu traktować to luźno, tak jak my traktujemy - dodaje.

Producent przyznaje, że Eurowizja jest trafną ilustracją właściwie całego show-biznesu, do którego, jak twierdzi, nie do końca pasuje.

- Ludzie kupują jakieś odrzuty od producenta Celine Dion czy od Timbalanda, ktoś jest czyjąś córką, ktoś kogoś forsuje, promuje, pracuje przy tym 10 menedżerów... My nawet nie mamy menedżera, mamy tylko człowieka od koncertów. Jesteśmy z zupełnie innej bajki. Dla nas to jest dziwne i trochę przykre. Czy jesteśmy obok? Na pewno pływamy w tym gównie i chyba robimy to dobrze - obrazowo konstatuje Donatan.

Muzyk zdradził, że w Kopenhadze on i Cleo spotkali się z zainteresowaniem światowych wytwórni płytowych.

- Propozycje od wydawców ze świata wynikają z tego, że Cleo ma ogromne możliwości wokalne, może wykonywać bardzo różny repertuar i ludzie, którym pokazujemy demo, są pod wrażeniem jej głosu, zwłaszcza że jest dość nietypowy i ciekawy - komplementuje wokalistkę Donatan.

To właśnie Cleo będzie musiała "pociągnąć" nasz eurowizyjny wózek. To na niej skupi się cała uwaga. No, prawie cała. Będę jej towarzyszyły m.in. seksowne modelki w słowiańskich strojach, wykonujące czynności domowe. Donatan w tym czasie...

- Ja w trakcie finału siedzę sobie wygodnie moją grubą dupą na kanapie i śledzę, co się dzieje na scenie - śmieje się producent, który będzie doglądał wszystkiego za kulisami.

Donatan już teraz zdaje sobie sprawę, co może czekać jego i Cleo po Eurowizji.

- Jesteśmy przygotowani na falę krytyki. Ale mnie to nie rusza. Ja zresztą falę krytyki mam już drugi rok, bardzo mnie to cieszy. Robimy show i zarabiamy pieniądze.

Z Donatanem rozmawiał Michał Michalak.

Eurowizja 2014 - zobacz nasz raport specjalny!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Donatan | Eurowizja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy