Disco pod Gwiazdami

Liber: Na pełnym luzie i z uśmiechem [WYWIAD]

- Fajnie by było zawsze docierać do młodzieży, ale ja też stąpam twardo po ziemi i uważam, że jak to Kombii śpiewało, "każde pokolenie ma własny czas" - mówi Liber. /materiały prasowe

23 czerwca odbędzie się koncert "Disco pod gwiazdami" w Białymstoku. Jedną z gwiazd wydarzenia będzie Liber, z którym porozmawialiśmy m.in. o jego powrocie z Mezo, jego rapowych korzeniach oraz hejcie, z którym przed laty musiał się zmierzyć. Wspominamy też jeden z największych hymnów "hiphopolo", czyli "Jak zapomnieć" Jeden Osiem L.

Ignacy Puśledzki, Interia.pl: Zastanawiam się, jakbyś się określił? Wykonawcą muzyki pop, raperem, autorem tekstów? Co ci najbardziej pasuje?

Liber: - Wiesz, były lata, kiedy słowo "raper" troszkę mi ciążyło. Dzisiaj, kiedy minęło już kilka takich gorących lat, mimo wszystko nazwałbym się raperem. To, co robię, forma muzyczna, w której występuję, to nie jest przecież śpiew. To jest po prostu rap. Jestem też autorem tekstów i lubię kiedy ktoś mnie tak przedstawia. Sporo w tej materii już zrobiłem i robię. Raper i autor tekstów - tak jest w porządku.

Reklama

Te określenia "rap" i "pop" trochę się już dziś zatarły, prawda?

- Tak, 20 lat temu faktycznie było to problematyczne. Kiedy spadła na nas fala krytyki w środowisku byliśmy bardzo odizolowani. Wtedy faktycznie stwierdziłem, że nie chcę już dolewać oliwy do ognia, tylko lepiej nazywać się wykonawcą pop. Dzisiaj rap poszedł w taką stronę, że właściwie wszystkim zależy na wyświetleniach, na tym, żeby to szeroko poszło i nie słuchało tego jedynie pięciu ziomków pod blokiem. Bardzo dużo się tu zmieniło i inaczej już na to wszystko patrzę.

Kiedy jednak wracasz z rapowym krążkiem, trzeba przyznać, że wciąż pozostajesz przy "starej szkole".

- Pewnie PESEL ma tutaj duże znaczenie. Na takiej muzie się wychowałem i na takim sposobie rapowania, takim flow, tempie i metrum. Nie jest to na pewno trap, bo w tym się nie specjalizuje i nawet nie za bardzo próbowałem, chociaż nie sądzę, żebym miał z tym jakieś problemy. Myślę, że żadnych, ale zostawiam to następnym pokoleniom. Kiedy wymyśliłem sobie w czasie pandemii, że z potrzeby serca wrócę trochę do rapu, to też nieprzypadkowo wybrałem producentów ze starych czasów. Chciałem, żeby to brzmiało jak sprzed lat.

Czujesz złość, gdy takie projekty jak "ID" przechodzą bez żadnego echa w hiphopowym świecie, ale kiedy wypuszczasz z Mezem drugą część "Aniele" to rapowych grupach jest toczona beka?

- Nie, ten mechanizm jest już dla mnie totalnie zrozumiały. Oczywiście, że zawsze trochę szkoda, bo osoby, które po "Jakie masz dziś plany?" odzywają się do nas, rzucają najczęściej hasło: "Czemu tego nie ma więcej?". Tłumaczę cierpliwie, że w 2020 roku wyszła płyta "ID", ale nikt o tej płycie nie słyszał. Mam nadzieję, że przez ten sukces naszej ostatniej piosenki, osoby, które chcą i lubią, sobie to posprawdzają. Nie jest trudno znaleźć w serwisach streamingowych płytę, która wyszła dwa lata temu.

Wracając do twojego pytania: taka jest kolej rzeczy. Poszliśmy kiedyś taką drogą, która była mocno radiowa i oparta na przebojach, więc choćbyśmy stanęli na rzęsach, te rzeczy bardziej artystyczne dotrą do słuchaczy w mniejszym stopniu. Jak uderzyliśmy utworem, który śmiało można nazwać internetowym viralem, to poszło szeroko. Taka jest rzeczywistość. Ja jestem bardzo zadowolony z płyty "ID", ale tak jak powiedziałeś, niewiele osób miało przyjemność ją usłyszeć.

Zdarza się, że artyści podejmują pewne decyzje we wczesnym etapie kariery, a potem przez lata tego żałują. Mam jednak wrażenie, że nie tylko zaakceptowałeś swój los "czarnej owcy rapu", a wręcz jarasz się, że dziś kojarzony jesteś z popową muzyką.

- Zdecydowanie nie żałuję. Były oczywiście ciężkie lata hiphopolo, którego byliśmy jednymi z głównych bohaterów. Pierwsze lata faktycznie były ciężkie, bo jednak w rapowym undergroundzie coś już naprawdę zaznaczyliśmy. Zaczynaliśmy tak jak wszyscy: festiwale, demówki, nielegale, a nasza twórczość została oceniona przez pryzmat dwóch-trzech piosenek na tle pewnie ze stu innych. Jak ktoś zna naszą twórczość i słuchał starych płyt, to powinien wiedzieć, że robiliśmy też klasyczny rap, ale wyszło, jak wyszło. Wtedy chodzenie do psychologa czy psychoterapeuty nie było popularne, ale poradziliśmy sobie z tym sami. To wejście w pop otworzyło mi dużo nowych możliwości, więc nie żałuję, absolutnie. Nie wiem kim bym dzisiaj był gdyby nie to, może bym dalej opowiadał dzieciakom, jak się żyje na ulicy (śmiech). Poszedłem z prądem, z tym co życie podsuwało. Pojawiło się pisanie piosenek, projekt z Sylwią (Grzeszczak - przyp. red.), później z innymi wokalistkami. To były fajne rzeczy. Oczywiście jedne były lepsze, inne gorsze, ale jestem bardzo zadowolony z tej drogi, którą przeszedłem.

Mówicie w wywiadach, że te same dziewczyny, które słuchały "Aniele", teraz z sentymentu wracają do "Jakie masz dziś plany?". Opowiadałem już jednak Mezo podczas wywiadu, że widziałem na własne oczy, jak dzieciarnia podczas osiemnastki bawi się do waszych starych numerów. Zauważasz taki trend? Śledzisz takie statystyki i przedział wiekowy twoich słuchaczy?

- Wydaje mi się, że to będą przede wszystkim osoby 30+, przynajmniej jeśli mówimy o piosence "Jakie masz dziś plany?". Ale niedawno w jednej z poznańskich restauracji, podszedł do mnie 6-latek, który zarapował cały utwór "Strefa komfortu", czyli drugą piosenkę, którą wypuściliśmy teraz razem z Mezo. Oczywiście mniej znany, bo jedna piosenka ma ponad 7 milionów wyświetleń na Youtube, a druga 300 tysięcy. Publiczność sama weryfikuje, co bardziej wchodzi, a co mniej, ale ten dzieciak, pewnie za sprawą rodziców, zna to na pamięć.

Fajnie by było zawsze docierać do młodzieży, ale ja też stąpam twardo po ziemi i uważam, że jak to Kombii śpiewało, "każde pokolenie ma własny czas". Pokolenie nastolatków ma swoich idoli, swoich młodych ludzi. Ciężko, żeby mogli się utożsamiać z nami, bo nie mówimy już tym samym językiem, życie się toczy, są inne problemy: podatki trzeba płacić, papiery do księgowej zawieźć. Nie jesteśmy już tak beztroscy i młodzi, to jest naturalna kolej rzeczy i ja się z tym jak najbardziej godzę, ale myślę, że część tej młodzieży jednak sięgnie po naszą muzę. Tak samo ja, kiedy byłem młodszy, nie słuchałem tylko swoich rówieśników, ale na przykład grupy Queen, którą mi pokazał mi mój chrzestny. Do dzisiaj tego słucham.

Nie sądzisz, że dzieciaki mogą wracać dziś do waszej muzyki, bo pojawiło się na to po prostu jakieś "przyzwolenie"? Jeszcze parę lat temu ciągle naśmiewano się z waszej twórczości, a od pewnego czasu pojawiają się głosy, że powinno się was za ten hejt przeprosić.

- To jest bardzo ciekawe, co się wydarzyło. Jeszcze jakieś 7-8 lat temu nie widziałem tego, a dzisiaj po 20 latach od debiutanckiej płyty Mezo przeszło to od hejtu, do niemalże hype'owania. Ja cały czas rozkminiam sobie np. "Jak zapomnieć"  Jeden Osiem L, czyli chyba największy hymn hiphopolo. Przecież to jest fajny kawałek! Co jest złego w tym numerze? Do dzisiaj można go sobie pośpiewać. Owszem, on nie jest może hiphopowy, ale dzisiaj jeszcze trudniej jest zdefiniować hip-hop i rap. Przecież ten numer był całkiem nieźle zaśpiewany przez Łukasza, miał fajną historię i melodię. O co w ogóle chodzi?

To pewnie hermetyczność gatunku. Ale może też ta historia z samplem z "Overcome" grupy Live, który był tak chamsko wycięty?

- Ale wiesz, to nie był jedyny fragment, który został wykorzystany przez raperów. Przecież Stan Borys też nie od razu się lubił z Peją, kiedy wyszła "Głucha noc". To się w hip-hopie często działo. Podbierając sample, nie mieliśmy zielonego pojęcia o jakiś prawach autorskich. Też używaliśmy różnych utworów, ale wydaje mi się, że to miało mniejsze znaczenie. Sama sytuacja, że coś jest bardziej śpiewane, że raper, który to wykonuje, nie jest wk*rwiony, zakapturzony, wzięty prosto z ulicy - źle się wtedy na to patrzyło. To wszystko się na szczęście dziś mocno zmieniło.

Zmieniło, a "Jakie masz dziś plany?" stało się hitem. Spodziewaliście się tego?

- Totalnie nie. Spotkaliśmy się na korcie, bo obaj gramy w tenisa. Ja od niespełna 3 lat. Akurat wybierałem się na Florydę na taki fajny turniej tenisowy. Byłem tam rok wcześniej i tego roku też chciałem lecieć. Były chyba 3 tygodnie do wylotu, dzwonię do Mezo i mówię: "Słuchaj, nie chcesz się przelecieć na ten turniej ze mną? Fajna sprawa, fajne miejsce, fajni ludzie". On mówi: "Może bym poleciał, ale wiesz co, żona mnie nie puści. Musiałbym powiedzieć, że jadę do pracy. To nagrajmy coś" (śmiech). I tak brzmi ta historia. Powtarzam się, pewnie część osób to już słyszało. Zrobiliśmy w dwa tygodnie dwa utwory: "Strefa komfortu" oraz właśnie "Jakie masz dziś plany?". Dużą cegiełkę dołożyła grupa młodych ludzi, czyli Kofeina Music. Młody zespół ze świeżym spojrzeniem, fajnie produkują.

Absolutnie nie wiedzieliśmy, co to spowoduje. Owszem, od dłuższego czasu czuję, że nasi hejterzy już nie żyją, albo są tak starzy, że po prostu im się nie chce (śmiech). Także na pełnym luzie i z uśmiechem możemy robić swoje, ale nie spodziewaliśmy się, że taka duża fala wspomnień i sentymentu do tej starej muzy się wyleje po Internecie. Jesteśmy bardzo miło zaskoczeni i tak trochę płyniemy jeszcze na tej fali, bo to była fajna przygoda i zamierzamy ją jeszcze kontynuować.

Kontynuować ją będziecie chociażby w Białymstoku podczas koncertu "Disco pod gwiazdami". Planujecie jakieś niespodzianki czy raczej polecicie z klasykami?

- Myślę, że zagramy tam któryś z naszych bardziej popowych klasyków, bo to jest impreza rozrywkowa, co z resztą sugeruje sama nazwa. Zbyt ciężkie klimaty mogłyby się nie sprawdzić.

A ty chyba lubisz te cięższe, co?

- Ja w ogóle miałem bardzo duży romans z muzyką gitarową swego czasu, bo zaraz po mojej debiutanckiej płycie zacząłem taki projekt z muzykami z Trójmiasta. W dwa lata nagraliśmy super album, który do dzisiaj jest naszą perełką w szufladzie. Niestety nigdy nie ujrzał światła dziennego. Kupa muzyków w tym brała udział i to były naprawdę super rzeczy. Niestety parę sytuacji się po drodze wydarzyło. Muzyka gitarowa zaczęła odchodzić do lamusa, więc ani wytwórnie nie wiedziały za bardzo jak się tym zaopiekować, ani radia. Jakoś się to wtedy rozmyło. Jak ktoś dobrze poszpera w internecie, to znajdzie mnie w zestawieniu z gitarami. Zawsze to bardzo lubiłem. Ale wracając do twojego pytania, wystąpimy raczej ze znanymi rzeczami.

Chciałbym jeszcze poruszyć jeden temat: jesteś tekściarzem, ale uczysz też innych pisania tekstów - podczas warsztatów "TekstMisja" organizowanych przez ZAIKS. Co próbujesz przekazać swoim "uczniom"? Masz dla nich jakąś receptę na napisanie przeboju?

- "TekstMisja" to inicjatywa Wojtka Byrskiego, który pisze dla trochę innych zespołów, takich jak Bracia czy Ira. Wojtek to zaaranżował, wymyślił i jest motorem napędowym tej akcji. Zapraszamy osoby, które tworzą i mają już jakąś małą historię. To nie jest dla ludzi, którzy marzą o tym, żeby napisać tekst, tylko dla osób, które siedzą już w muzyce bardzo mocno i chcą udoskonalać swój warsztat. Są to warsztaty z różnymi autorami: jestem m.in. ja, jest Magda Wójcik z zespołu Goya, jest Rysiek Kunce, który pisał kiedyś m.in. dla Natalii Kukulskiej. Dostajemy zadania: w kilka osób musimy w wyznaczonym czasie napisać piosenkę. To się z pozoru wydaje bardzo łatwe, ale łatwe nie jest. Uczestnicy po 5 dniach wyjeżdżają naprawdę wyeksploatowany. My z resztą też (śmiech).

Co ja staram się przekazać? Każdy z nas daje cząstkę swojego warsztatu, ja też się tego przecież nie uczyłem. Nie ma szkół, które uczą pisania tekstów. Dzięki metodzie wieloletnich prób i błędów mam swój sposób dochodzenia do puenty, do jakiejś historii. Zazwyczaj jest tak, że jest pusta kartka papieru, jest rzucany milion pomysłów i teraz z tego miliona pomysłów trzeba wyłowić jakąś esencję, pomysł i jest na to mnóstwo różnych sposobów. Tego się właśnie uczymy. Cztery edycje już się odbyły i nie spotkałem jeszcze osoby, która żałowała, że tam z nami spędziła czas. Dodam tylko, że nie kończy się to na warsztatach, bo wieczorem jest zawsze wieczór polskiej piosenki. Także śpiewamy, bawimy się. Naprawdę jest bardzo twórczo, fajnie i wesoło.

Podczas TekstMisji uczysz innych, ale zastanawiam się, czy to działa w drugą stronę? Wracasz z Zakopanego z nową wiedzą i nowymi sztuczkami?

- Na pewno. To jest zawsze praca w grupie, której nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Zawsze tworząc piosenki, byłem swoim jedynym recenzentem. Pisałem do lustra, że tak powiem. A tutaj są inne osoby, jesteśmy w czwórkę i musimy się też trochę ścierać między sobą, co jest bardzo stymulujące. Tam przyjeżdżają niezwykle utalentowane osoby. Na ostatniej edycji była dwójka chłopaków, którzy, mimo że cały dzień mieli zajęty, to jeszcze wieczorami siadali przy instrumentach i pisali piosenki. Mega zdolne osoby tam przyjeżdżają, więc czasami i ja się czegoś nauczę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Liber | Disco pod Gwiazdami
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama