OFF: Nie byliśmy na U2
Jarek Szubrycht
Tego dnia w Mysłowicach zamiast zwyczajowym "Cześć", witano się pytaniem: "A ty nie jesteś na U2?". Ominęły nas lasery, największa scena na świecie i patriotyczne uniesienie przy "New Year's Day", ale to nie znaczy, że pierwszego dnia Off Festivalu nie było na czym oka i ucha zawiesić.
Niestety, zawiedli These New Puritans, gwiazda koncertu w Mysłowickim Centrum Kultury. Studyjne nagrania Anglików robią wrażenie, ale na żywo ich własny materiał zdaje się przerastać umiejętności muzyków. Jack śpiewał niepewnie, jego grający na perkusji brat nie zawsze potrafił się znaleźć we właściwym miejscu i właściwym czasie, i tylko elektronika brzmiała odpowiednio dobrze i groźnie. Trzeba jednak przyznać twórcom "Beat Pyramid", że nie mieli łatwego zadania, wchodząc na scenę po Paristetris. Masecki oczywiście świetny, grał z wyczuciem i na luzie, Moretti zachowywał się za bębnami jak tornado w ludzkiej skórze, ale całą uwagę i tak skupiała na sobie Candelaria Saenz Valiente. Imponowała nie tylko umiejętnościami wokalnymi, ale i charyzmą. Wie kiedy i jak się poruszać, czuje, kiedy dobrze jest zastygnąć w teatralnej pozie - wyśmienita frontwoman! Jak się dowiedziałem po koncercie, ledwie stała na nogach, dręczona jakimś zjadliwym wirusem. Aż boję się pomyśleć, co ta piękna pani wyczynia, kiedy jest w formie.
Przed Paristetris bardzo dobry koncert zagrali The Complainer & The Complainers. Asi Mina nie pląsała po scenie tak intensywnie, jak Candelaria, ale biorąc pod uwagę fakt, że niedługo będzie rodzić, można jej tylko pozazdrościć energii. Trudno opisać spektakl Narzekaczy komuś, to nigdy ich nie widział (albo, co gorsza, nawet nie słyszał). Są jak ożywczy koktajl z B-52's, Happy Mondays i wędrownej trupy cyrkowej. Doskonale bawią się swoją muzyką i wizerunkiem, i potrafią zaangażować do tej zabawy publiczność, choćby rekrutując z niej naprędce grupę baletową. Ich surrealistycznego alter-popu będzie można zakosztować również ze sceny Miasta Muzyki, przy czym Wojciech Kucharczyk, lider grupy, zapowiedział, że to będzie zupełnie inny koncert, w dodatku w innym składzie. Dla The Complainer & The Complainers taka metamorfoza z dnia na dzień to nic trudnego, oni przecież są jedną wielką zmianą.
Co zrozumiałe, zupełnie inny nastrój panował tego dnia, a raczej tej nocy, w Kościele Ewangelickim. Najpierw Ballady i Romanse, czyli siostry Wrońskie - naiwne, bezpretensjonalne, szczere. Łatwo im wybaczyć nawet drobne wpadki i nieprzygotowanie (jakże to tak, z kartki?), ale trudniej zbyt głośną, tudzież zbyt gęsto grającą sekcję. Niestety, w co bardziej dynamicznych fragmentach łoskot basu i bębnów zagłuszał śpiew Basi i Zuzanny, obijając się o kościelne mury brzydkim echem. Lepiej zabrzmiała Sarah Assbring, czyli piękna Szwedka ukrywająca się pod pseudonimem El Perro del Mar (co ponoć znaczy Pies Morski, hmm...). Niby nic nadzwyczajnego - elegancki, po skandynawsku wyciszony pop, chwilami zapędzający się w krainę folk-rocka - ale mogło się podobać. Szczególnie w środku ciepłej, letniej nocy, w pięknie oświetlonym wnętrzu mysłowickiej świątyni. Do zaczarowanej atmosfery muzycznego misterium, odprawionego przez Iron & Wine przed rokiem w tym samym miejscu, było jednak daleko.
Jarek Szubrycht, Mysłowice
Więcej informacji znajdziecie w naszym raporcie specjalnym poświęconym Off Festival (sprawdź tutaj).