Reklama

Ten charakterystyczny głos znają na całym świecie. Shaggy ma zaskakującą przeszłość

Gdyby jego muzyka była człowiekiem, to byłaby pewnie beztroskim imprezowiczem i podrywaczem, który czerpie z życia garściami. Aż trudno uwierzyć, że autor tych piosenek to wesoły, ale też odpowiedzialny, świetnie zorganizowany biznesmen i działacz społeczny, który w swojej ojczyźnie cieszy się sporym szacunkiem. Oto kilka rzeczy, których zapewne nie wiedzieliście o Shaggym!

Gdyby jego muzyka była człowiekiem, to byłaby pewnie beztroskim imprezowiczem i podrywaczem, który czerpie z życia garściami. Aż trudno uwierzyć, że autor tych piosenek to wesoły, ale też odpowiedzialny, świetnie zorganizowany biznesmen i działacz społeczny, który w swojej ojczyźnie cieszy się sporym szacunkiem. Oto kilka rzeczy, których zapewne nie wiedzieliście o Shaggym!
Shaggy to nie tylko autor wielkich przebojów. Jego przeszłosć może zaskakiwać /Dave Hogan /Getty Images

Artysta naprawdę nazywa się Orville Richard Burnell i jest królem mieszania reggae z popem oraz dancehallem. Czy taką przyszłość wyobrażał sobie jako młody chłopak? Nie do końca. Na początku wokalista planował zostać strażakiem. Z tych planów nic nie wyszło, poza tym Orville jako nastolatek zaczął chodzić na koncerty, zainteresował się muzyką i odkrył, że ma oryginalny głos, więc postanowił to wykorzystać. 

Jeśli spodziewacie się teraz opowieści o młodym artyście, który pukał do drzwi wytwórni płytowych i walczył o swoją szansę, to nieźle się zdziwicie. Shaggy szkolił swój głos, ale podczas... służby w wojsku. Muzyk miał problem z utrzymaniem się w Nowym Jorku, do którego przeprowadził się z matką. Życie w słynnym mieście okazało się bardzo drogie, a znalezienie dobrej pracy - wyjątkowo trudne. Wokalista dołączył więc do amerykańskiej armii i jako żołnierz U.S, Marines trafił na Bliski Wschód. Shaggy brał udział między innymi w "Operacji pustynna burza". Muzyk zdradził po latach, że podczas służby zobaczył wiele okrucieństwa i rzeczy, których pewnie nigdy nie zapomni.

Reklama

Armia nauczyła go jednak dyscypliny i wzmocniła go psychicznie, co Shaggy później bardzo docenił, bo show-biznes wcale nie jest tak kolorowy, jak się wydaje. Pobyt w wojsku utwierdził też artystę w przekonaniu, że chce się zajmować właśnie muzyką, więc po odejściu z armii Shaggy walczył już tylko o to, żeby znaleźć się na scenie.

"Jeśli masz talent, jesteś bogatym człowiekiem"

Muzyka Shaggy’ego kojarzy się z beztroską i dobrą zabawą, ale sam artysta lubi w życiu równowagę, więc na co dzień jest statecznym i odpowiedzialnym człowiekiem. Muzyk od ponad 20 lat jest związany z Rebeccą Packer, z którą ma trójkę dzieci. Artysta ma też dwóch synów z poprzedniego związku, jeden z potomków zresztą również zajmuje się muzyką, bo jest raperem.

Jak mieszka Shaggy? Dumą muzyka jest okazały dom na Jamajce, z wielkimi oknami i kilkoma łazienkami, ale wokalista kupił też w 2021 roku posiadłość na Florydzie. Centrum działalności artysty pozostaje jednak miejsce, z którego pochodzi, czyli oczywiście Jamajka. Wokalista przyznaje, że kiedy potrzebuje odpoczynku, jedzie odetchnąć do Port Atonio. To miasto położone około 100 kilometrów od Kingston, ze świetnymi plażami.

Nic dziwnego, że swego czasu zjeżdżali tam słynni hollywoodzcy aktorzy. Shaggy zawsze powtarza, że lubi w życiu kierować się zasadami, a jedną z nich jest to, żeby zawsze dotrzymywać słowa. Nawet jeśli chodzi o takie drobnostki jak punktualność. Artysta pamięta też zawsze o radzie, jaką dostał od słynnego Jamesa Browna: "Jeśli masz talent, jesteś bogatym człowiekiem".

Twierdzili, że jest artystą jednego przeboju. Pomylili się!

Nie oszukujmy się: teksty piosenek Shaggy’ego raczej nie będą konkurować z dziełami Szekspira ani prowokować nikogo do filozoficznych debat. Artyście jednak nawet na tym nie zależy, bo chce, żeby jego muzyka dawała ludziom dobrą zabawę i chwilę wytchnienia. Ten patent chyba działa, bo Shaggy ma najwięcej sprzedanych płyt wśród żyjących artystów reggae, do tego w serwisach streamingowych jest w ścisłej czołówce wykonawców tego gatunku.

Artysta debiutował w 1993 roku singlem "Oh Carolina", który było coverem piosenki Folkes Brothers. Co prawda muzyk przeczytał o sobie w brytyjskiej prasie, że jest tylko "artystą jednego przeboju", ale to zdezaktualizowało się dwa lata później, gdy wokalista wydał album "Boombastic". W 1997 roku Shaggy uraczył fanów koleją płytą, "Midnite Lover", ale nie wszyscy byli wtedy zachwyceni. Wytwórnia płytowa wkrótce zerwała współpracę z muzykiem, bo szefowie firmy nie wierzyli, że kiedykolwiek wypuści on jeszcze coś tak przebojowego jak "Boombastic". Artysta, delikatnie mówiąc, nie był zachwycony, ale postanowił się nie poddawać, znalazł nową wytwórnię i w 2000 roku powrócił z płytą "Hot Shot". Album przyniósł takie przeboje jak "It Wasn't Me" i "Angel", a do tego bił rekordy popularności. Na listach sprzedaży w Stanach lepszy okazał się w kolejnych miesiącach tylko krążek "Hybrid Theory" grupy Linkin Park. Shaggy mógł odtrąbić sukces, a szefowie poprzedniej wytwórni muzyka mogli tylko pluć sobie w brodę.

Walka o parking

Nie samą muzyką człowiek żyje, więc Shaggy poświęca się w wolnym czasie swojemu hobby. Okazuje się, że wokalista uwielbia malować i rysować, a wtajemniczeni twierdzą, że naprawdę nieźle mu tu wychodzi. Poza tym artysta napisał książkę dla dzieci. Egzemplarze "Shaggy Parrot & The Reggae Band" dostali za darmo uczniowie szkół na Jamajce.

 Wokalista pomaga też dzieciom w inny sposób. Muzyk założył organizację charytatywną Shaggy and Friends i co dwa lata organizuje koncerty ze zbiórkami na rzecz szpitala dziecięcego na Karaibach. Organizacji udało się zebrać już miliony dolarów, więc widać, że walka się opłaca. Czasami to dosłownie walka, bo swego czasu na Jamajce było głośno o konflikcie o... parking. Gubernator generalny nie chciał dłużej udostępniać terenu swojej siedziby uczestnikom koncertów charytatywnych, którzy przez wiele lat właśnie w tym miejscu zostawiali swoje auta. Shaggy mocno się zdenerwował i publicznie przypomniał gubernatorowi, że siedziba urzędu i trawnik przed nią nie należą do niego, lecz do ludzi.

Nieoczywiste duety

Shaggy ma na koncie wiele nieoczywistych muzycznych współprac i występów. Wokalista został na przykład zaproszony na specjalny koncert z okazji 30-lecia solowej kariery Michaela Jacksona. Bilety na wydarzenie w Madison Square Garden wyprzedały się w kilkadziesiąt minut, a transmisję oglądało 45 milionów ludzi na świecie. Shaggy był przekonany, że to ktoś z ekipy króla popu wybrał go do grona gości, bo przecież niemożliwe, żeby sam Michael znał jego piosenki, ale wkrótce dowiedział się, co się naprawdę wydarzyło. 

Okazało się, że Jackson potrafił wymienić z pamięci tytuły utworów Shaggy’ego, wcale nie singli, a podczas spotkania wypytywał go o jego muzykę. Podczas pierwszych dźwięków "It Wasn’t Me" Jacko szepnął do siedzącej obok Elizabeth Taylor: "Kocham tę piosenkę". Shaggy nie miał okazji pracować z Jacko, ale nagrywał z jego siostrą, czyli Janet Jackson. Na liście współpracowników wokalisty znalazły się też takie postaci jak: Maxi Priest, will.i.am, Sean Paul, Chaka Khan i Cardi B. Nie zapominajmy oczywiście o Stingu, bo współpraca tych dwóch artystów była jednym z największych muzycznych zaskoczeń ostatnich lat. Panowie spotkali się przypadkiem, podczas jednego z koncertów Stinga. Shaggy wykorzystał okazję i zaprosił kolegę po fachu na swoją płytę. W studiu okazało się, że głosy wokalistów tak dobrze brzmią razem, że muzycy nagrali cały album.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Shaggy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy