Reklama

"Zapomniałam, co to życie w świetle reflektorów"

Celine Dion w 2002 roku powróciła po dwuletniej przerwie z albumem "A New Day Has Come". Ta pochodząca z Kanady wokalistka na całym świecie sprzedała już w sumie ponad 140 milionów egzemplarzy swych płyt, przy czym od 1990 do 1996 roku wydała aż 22 albumy! Potem zrobiła sobie jednak dwuletnią przerwę w karierze - poświęciła ją na odpoczynek, założenie rodziny, urodzenie pierwszego dziecka i walkę o powrót do zdrowia jej męża Rene. "A New Day Has Come" jest początkiem nowego etapu w karierze piosenkarki, która postanowiła koncertować wyłącznie w Las Vegas, gdzie do 2006 roku ma dawać aż 200 koncertów rocznie!!! Podczas promocyjnej wizyty w Europie, wokalistka opowiedziała dziennikarzom o planach związanych z tym projektem, pracach nad swoim ostatnim albumem i drugim, nienarodzonym jeszcze dziecku.

Czy "A New Day Has Come" to album, z którego utwory będzie pani śpiewać w Las Vegas?

Tak, ale nie tylko. To będzie półtoragodzinny spektakl, tak więc oczywiście znajdą tam się również inne rzeczy, które robiłam wcześniej. Nie chciałabym odcinać się od tego, co było wcześniej. Poza tym oczywiście zaśpiewam też coś z nowego albumu, w dużej mierze będziemy bazować na "A New Day Has Come", choć oczywiście zaprezentuję też rzeczy, które nie znalazły się na tej płycie. Nad spektaklem pracujemy od ponad roku, przygotowaliśmy także kilka niespodzianek. Na scenie będzie występować, nie chciałabym się pomylić podając liczby, ale wydaje mi się, tak przynajmniej słyszałam, aż 70 artystów. To pełny spektakl, historia grupy i rodziny, wielu zaangażowanych artystów, ale również fragmenty nowej płyty i oczywiście niespodzianki.

Reklama

Spektakl, który ma być wystawiany w Las Vegas, jest ambitnym i skomplikowanym przedsięwzięciem. Czy aby go zobaczyć trzeba będzie pofatygować się do Las Vegas? Czy będzie mógł być wystawiany także poza Las Vegas?

Zespół Céline, to mi się podoba. Wzięliśmy pod uwagę, że również w Europie mogą być osoby, które będą chciały zobaczyć widowisko, pomyśleliśmy o tym wcześniej. Tak że nie ma się czym martwić, staramy się zrobić to jak najlepiej i zadbamy także o naszych europejskich fanów.

Dwa lata temu mówiła pani o konieczności zrobienia sobie przerwy, była pani zmęczona fizycznie, ale również psychicznie. Czy czuje pani, że ta przerwa coś zmieniła w pani jako kobiecie, ale równie jako artystce?

Możemy o tym rozmawiać długo. Nie jestem już tą samą osobą. To zmieniło moje życie, oczywiście. Przyjechałam tu z moim synem Réné Charlesem, bo on jest teraz najważniejszy w naszym życiu, to nasze największe szczęście. Kiedy stajemy się rodzicami, możemy mówić o naszym dziecku 24 godziny na dobę przez cały rok, ale nie będę mówić tylko o nim. To prawda, że się zmieniłam, dojrzałam, nie śpiewam już w ten sam sposób. Moje priorytety uległy zmianie. Czuję się wspaniale, czuję się wielka i silna


Te dwa lata były konieczne dla mnie, dla Réné, dla naszej rodziny i bliskich. Wydaje mi się, jakby wyrosły mi skrzydła. Czuję się wspaniale, spełniona i szczęśliwa. Nie tylko mam przy sobie mężczyznę mojego życia, ale mam dwóch mężczyzn mojego życia. To mnie uskrzydla. Widzę, że znaczę coś w czyimś życiu. Staram się być z moim dzieckiem w każdej ważnej chwili - pierwszy krok, pierwszy ząb, pierwsze słowo, łzy i to jest ważne. Widzę, że jestem ważna dla mojego męża. To wielka szkoda, że czasami trzeba doświadczyć ciężkiej choroby, żeby zdać sobie sprawę, jak bardzo kogoś potrzebujemy. Minęły już prawie trzy lata. Coś się stało. Zdałam sobie sprawę, myślę, że również Rene zdał sobie sprawę, jak wiele znaczymy dla siebie, że potrzebujemy siebie nawzajem. Być rodzicem znaczy wiele. To zmienia na resztę życia. Cudownie jest jednak móc się tym dzielić z innymi, móc to opowiedzieć, no a przede wszystkim móc to wyśpiewać.

Kiedy spotyka nas tak wielkie szczęście, zazwyczaj cieszymy się nim w domowym zaciszu, spędzając czas z najbliższymi, bawiąc się razem, ale kiedy możemy o tym opowiedzieć, jesteśmy jeszcze dumniejsi.

Mówi pani, że śpiewa teraz inaczej. Czy może to pani jakoś bliżej określić?

Tak, nie gnam już tak za muzyką. Dawniej musiałam coś sobie udowodnić, walczyłam ze sobą. Starałam się sobie pokazać, że stać mnie na to. Wiele robiłam w życiu, to już 21 albo 22 lata, jak wykonuję ten zawód, jestem niemal stara (zdziwienie i śmiech). To teraz jest nieważne - teraz śpiewam o moim wielkim szczęściu, staram się też nim dzielić. Lubię dawać ludziom muzykę, ponieważ muzyka jest bardzo ważna w życiu. A teraz przychodzi mi to w jeszcze bardziej naturalny sposób, niż kiedyś. Nie mogę powiedzieć, że dawniej nie wkładałam w to serca i duszy, ale teraz mam wrażenie, jakbym do śpiewania mniej używała strun głosowych. Kiedyś to było bardziej techniczne śpiewanie, ćwiczyłam codziennie, unikałam produktów mlecznych, nie piłam kawy i alkoholu. Przed koncertem starałam się nie mówić przez 3-4 dni. Dyscyplina jest oczywiście dobra, nie twierdzę, że teraz nie dbam o to. Ale nie potrafiłabym teraz milczeć przez kilka dni, nie wyobrażam sobie, bym miała zrezygnować z lodów waniliowych czy kawy, nawet jeżeli mam potem nieco przyspieszone tętno. Priorytety uległy zmianie.

Nie boi się pani, że w związku z zaangażowaniem w widowisko w Las Vegas i to aż do 2006 r., nie będzie pani miała czasu odebrać embrionu, który ma być braciszkiem lub siostrzyczką Rene Charles'a? I że w międzyczasie ktoś inny może starać się go ukraść, żeby mieć dziecko tak utalentowane, jak pani?

OK, spróbuję odpowiedzieć na te pytania. Przede wszystkim myślę, że pani sama dała odpowiedź na pierwsze z nich. Muszę być profesjonalną mamą, ale też profesjonalną piosenkarką. Kiedy coś robimy, powinniśmy starać się robić to dobrze. Zaangażowałam się już w projekt w Las Vegas. Nie mogę starać się teraz tego odsuwać i mieć na boku dziecko. Wiadomo, że najważniejsza jest rodzina i dziecko, a nie show-biznes, ale kiedy wzięło się na siebie zobowiązanie, trzeba się z niego wywiązać najlepiej jak to możliwe. To prawda, mamy jeszcze jedno dziecko, ma 5 dni i czeka na nas w Nowym Jorku. Nasze serca ojca i matki ciągną nas tam i chcemy je jak najszybciej odebrać, ale tam jest mu dobrze. Nie mogę, niestety, powiedzieć, że jest mu ciepło, ale w pewnym sensie jest mu cieplutko na jego biegunie polarnym i na pewno pojedziemy po niego, kiedy tylko będziemy mogli. Nic jednak nie jest pewne. Za pierwszym razem mieliśmy dużo szczęścia, że nam się powiodło. To jednak nie daje gwarancji, że powiedzie się i teraz. Nie możemy oczywiście powiedzieć "aaaa to się jeszcze zobaczy". Na pewno pojedziemy, ale kiedy to nastąpi, nie mogę jeszcze powiedzieć.

Kiedy się sprzeda 140 milionów płyt na świecie i wraca do pracy po dwuletniej przerwie, nawet jeśli ktoś nazywa się Celine Dion, to czy nie odczuwa się jednak obawy przed samym sobą? Przed spotkaniem z własną publicznością?

Myślę, że nigdy tak naprawdę się nie bałam. Mam nadzieję, że nie odbierzecie tego jako zarozumialstwa. Ja zawsze miałam zaufanie do ekipy, która ze mną pracowała. Bawiliśmy się przez te wszystkie lata. Nigdy nie myśleliśmy o 140 milionach sprzedanych płyt. Korzystamy z tego, ale nie myślimy o tym. Kiedy wybieram jakąś piosenkę, wybieram moment. Myślę o chwilach, którym, mam nadzieję, będzie towarzyszyć.


Kiedy zdecydowałam się na odpoczynek, odcięłam się od tego. Nie zapomniałam całkiem, na czym polega ten biznes. Zapomniałam, co to życie w świetle reflektorów, paparazzi i to, co kręci się wokół biznesu, ale nie zapomniałam o kontaktach z ludźmi, o scenie, o mojej muzycznej rodzinie, muzykach, którzy ze mną pracowali. To było blisko mnie przez cały czas. Kiedy wróciłam do studia, byłam szczęśliwa. Urodziłam się piosenkarką i to należy do moich korzeni. Dużo śpiewałam przez cały czas w domu, pod prysznicem, ale kiedy wróciłam do studia w Montréalu i zaczęłam śpiewać, poczułam strach. Przypomniałam sobie mojego nauczyciela śpiewu, który mi powtarzał, że trzeba ćwiczyć, że nie wolno przestawać, a ja go nie posłuchałam. Zazwyczaj jestem posłuszna, a tu proszę, przejęłam kontrolę, przestałam słuchać mojego profesora i przerwałam. Kiedy więc zaczęłam śpiewać na nowo, poczułam strach. Straciłam technikę i wprawę! Ale zaczęłam na nowo i poczułam tak dużą przyjemność, że pomyślałam, że to już teraz nieważne. Śpiewam, bawię się, myślę, że mam dobre piosenki, mam kompozytorów, tekściarzy, producentów - ludzi wokół, którzy napisali dla mnie naprawdę świetne piosenki. Potrafili wykorzystać to, co mówiłam w wywiadach, wielu z nich znam osobiście. Potrafili odgadnąć moje emocje, zrozumieć to, co czuję. Powiedziałam sobie, co mam do stracenia?

Nigdy nie miałam oczekiwań wobec projektów, w które się angażowałam, cokolwiek by to nie było; nigdy nie trzymałam kciuków, żeby coś dobrze poszło i się sprzedało. Nie miałam oczekiwań, by potem nie czuć rozczarowania. Tak więc powiedziałam sobie będzie, co ma być. Jeżeli się powiedzie, płyta się spodoba i zacznie żyć własnym życiem, czapki z głów przed tymi, którzy pracowali przy niej w cieniu i teraz będą zbierać plony. Brawo, cieszę się. Ale jeśli nie wyjdzie, moje marzenia i tak się spełnią. Być może nagramy coś jeszcze, może będę miała to szczęście? Nie biorę tego tak bardzo do siebie. To nie znaczy, że nie traktuję mojej pracy poważnie; ale to tak, jakbym się pozwoliła nieść falom w oceanie. Będzie, co ma być. Staramy się dać jak najlepsze życie mojemu noworodkowi, tzw. nowej płycie; oddałam mu moją energię i zobaczymy, jak potoczą się jego losy.

Na płycie "A New Day Has Come" jest aż 17 utworów, pracowało przy niej wielu francuskojęzycznych artystów, ale ani jedna piosenka nie jest śpiewana po francusku. Dlaczego?

Pracuję nad albumem po francusku, więc mam nadzieję, że moi fani poczują się usatysfakcjonowani. Od zawsze prowadzę tę, ja to tak nazywam, podwójną karierę, ale dla mnie tak naprawdę to jest jedna ta sama kariera. Nagrywam płyty po francusku i po angielsku, a kiedy staję na scenie, łączę to. Mam nadzieję, że się nie mylę, ale myślę, że fani to lubią i że wychodzę naprzeciw ich oczekiwaniom. Jeżeli komuś nie podoba się, jak śpiewam po angielsku, pewnego dnia dostanie płytę po francusku. To też jest ciekawe. Tym razem tak nie jest, ale może następna płyta? Trzeba zostawić coś na przyszłość. Myślę o podwójnym albumie, jedna płyta po francusku i to samo, przetłumaczone na angielski, albo dwie różne płyty, jedna francuska, a druga angielska. Tym razem jednak postanowiliśmy całość nagrać po angielsku.

Jak udało się pani promując płytę "A New Day Has Come" być w czterech częściach świata jednocześnie?

No, niestety, nie pojadę naraz w cztery miejsca. Odwiedzę je po kolei. Nigdy nie martwiłam się swoim rozkładem dnia i tym, co mnie czeka. To Réné przede wszystkim zajmuje się planami, a także inni. Jestem pod dobrą opieką. Mamy zaufanie do osób, które się tym zajmują. Upewniamy się, żeby wybrano najważniejsze sprawy. Kiedy gdzieś jadę, mam męża u lewego boku i syna u prawego. A moi asystenci dbają o rozkład zajęć, mówią mi Celine, będziesz trzy dni w Paryżu, robisz to i to. Szczerze powiedziawszy wolę, żeby mój plan był napięty i wypełniony. W ten sposób nie tracimy czasu, robimy co trzeba, a później zyskujemy nieco wolnego czasu. Widzę, mój mąż nie jest zadowolony z tego mówię

Jakim dzieckiem była pani w wieku 11-12 lat? Czy ważna jest dla pani publiczność w takim wieku?

W wieku 11-12 lat stawałam często na stole w kuchni, gotowa do skoku w wielką karierę. Kiedy spotkałam Réné miałam 12, prawie 13 lat. Wtedy myślałam tylko o muzyce, byłam gotowa rzucić się do nagrywania płyt. Czułam się już kobietą, dorosłą i gotową stawić czoła życiu. Jako dziecko byłam rozpieszczana, otoczona mamami, tatusiami. Miałam dużo szczęścia. Otrzymałam solidną bazę na resztę życia. Prawdziwy dom, tak solidny, że cokolwiek by się teraz w moim życiu nie wydarzyło, ja sobie poradzę. Wiem, gdzie są moje korzenie i dokąd idę. To największy i najpiękniejszy prezent, jaki mogłam otrzymać od życia. Wspaniałych rodziców i cudowną rodzinę, która pokazała mi mnóstwo. Pomogli mi być silną.

To wspaniałe mieć młodych widzów. Taka publiczność jest szczera i spontaniczna. Młodzi fani, którzy nam towarzyszą w naszych trasach, są cudowni. Lubię rap. Jednak czasami w tych piosenkach pojawiają się niebezpieczne treści. W moich tak nie jest. Nie ma nic piękniejszego, niż mieć fanów, którzy będą chcieli dojrzewać z moją muzykę. To oni przyjdą po nas, więc cudownie jest mieć na nich wpływ.

Czy przez ten czas, kiedy odpoczywałaś, nigdy nie przyszło ci do głowy, żeby powiedzieć Réné: "Już nie wrócę do śpiewania, teraz jest mi za dobrze, już nie chcę wracać na scenę"?

Ależ oczywiście. Nawet teraz mi się to zdarza. Kiedy jestem na scenie myślę sobie: Jestem szczęśliwa, jestem na scenie i mogę śpiewać, ale kiedy wracam do domu i bawię się z Réné Charlesem, jesteśmy razem w basenie, myślę, że tak jest cudownie i że zostanę już w domu. Ale nic nie działo się gwałtownie. Nie odczułam tak bardzo powrotu do pracy. Zawsze robiłam tylko to, na co miałam ochotę. W studiu, pomalutku. Kiedy wyjeżdżam, podróżuję tylko z tymi, których kocham. Także nie ma się o co martwić.

Znamy liczne duety Celiny, ostatni, wspaniały, z Garou! Czy ma w planie kolejne, może z Jean-Jacqueiem Goldmanem? Taki pomysł cieszyłby się dużym powodzeniem.

Pracowaliśmy już razem przy okazji naszego pierwszego albumu. Ja w każdym razie jestem gotowa. Jeżeli Jean-Jacque zaproponuje mi coś, jestem gotowa. Nie planowaliśmy jednak niczego takiego w tej chwili. Na pewno nie na ostatnim albumie po angielsku, który jest już gotowy. Jeżeli chodzi o francuską płytę, nad którą pracujemy, też nie braliśmy tego pod uwagę, ale przecież kiedy pracuje się nad jakąś płytą, pomysły rodzą się do ostatniej chwili, jak na przykład w przypadku ostatniego albumu z piosenką Geralda De Palmas. Także nie mogę teraz ostatecznie stwierdzić, czy będzie jakiś duet czy nie. Ja jestem otwarta. Współpraca z kimś, kto lubi śpiewać tak jak ja, to sama przyjemność. Jestem otwarta na nowe doświadczenie. Wszystko jest możliwe.

Na płycie "A New Day..." znalazła się jedna piosenka po hiszpańsku. Skąd taki pomysł?

Na początku pierwszego roku przerwy, kiedy oczekiwałam dziecka, pomyślałam, że mogę ten czas maksymalnie wykorzystać i robić wszystko to, na co wcześniej nie miałam czasu. Pomyślałam, że przecież prócz angielskiego jest jeszcze hiszpański, wiele osób mówi tym językiem. A ja lubię języki, więc przez kilka miesięcy brałam lekcje hiszpańskiego. Już dawniej otrzymywałam propozycje nagrania czegoś po hiszpańsku. Teraz co prawda jeszcze nie mówię biegle w tym języku, ale spokojnie, przyjdzie czas i na to. Niestety, kiedy ciąża stała się już bardzo zaawansowana, przerwałam lekcje i dalszą naukę odłożyłam na przyszłość. Potem był poród. A piosenka pojawiła się sama. "Miłość nadal istnieje" ("Aun existe amor") została napisana przez Luca Plamondon i Richarda Cocciante. To jest piosenka, którą nagrałam 10 lat temu. Jest cudowna, kiedy lubimy jakąś piosenkę słyszymy ją we wszystkich językach świata.

Ostatnia piosenka na płycie - "Nature Boy", chyba najlepiej pokazuje, że śpiewa pani emocjami. Z licznych instrumentów pozostało tylko pianino.

Dużo rozmawiałam z naszym przyjacielem, który napisał dla mnie ponad 60 piosenek. To właściwie taki mój anioł stróż. Uwielbiam go. Rozmawialiśmy dużo przez telefon. Zapytał mnie kiedyś, czy znam piosenkę Nata Cole'a "Nature Boy". Powiedziałam, że oczywiście, że znam ją bardzo dobrze. Zaczęliśmy ją razem śpiewać przez telefon. Powiedział, że byłoby wspaniale, gdybym ją zaśpiewała i gdyby znalazła się na mojej płycie. Opowiedziałam o tym René. Nie musieliśmy nikogo przekonywać do tego pomysłu. Spróbowaliśmy nagrać ją tylko z towarzyszeniem pianina. Rzadko zdarzają mi się takie rzeczy. Zazwyczaj to są skomplikowane produkcje, bardzo bogate. Przy każdej piosence towarzyszy mi wiele instrumentów. W przypadku tej piosenki wystarczyło pozwolić zadziałać magii i nie przeszkadzać jej. W studiu towarzyszył mi pianista Jorge Calandrelli, który pracował wcześniej m.in. z Barbrą Streisand, Frankiem Sinatrą, Tonym Bennettem. Spotkaliśmy się w studiu. Ale ja zapomniałam, jak śpiewać do muzyki, która powstaje na żywo. Zazwyczaj podkład jest już nagrany, tak to działa. Tym razem zapytałam: "Jorge, jak to będzie, kto będzie prowadzić, ja czy ty?" Popatrzył na mnie i powiedział "Będziemy się nawzajem prowadzić". Powiedziałam OK, spróbujmy. Wszedł do swojego pokoju, zamknęliśmy drzwi. Pomieszczenie było przeszklone, więc dobrze go widziałam. Włączyłam mikrofon i zaczęło się. To był prawdziwy duet. Prowadziliśmy się nawzajem, pozwoliliśmy się nieść tej wspaniałej muzyce, tekstowi, który jest wyjątkowy. Słuchałam go, patrzyłam na niego.

Mieliśmy w ten sposób zacząć, a później miała przyjść cała reszta orkiestry. Tak było zaplanowane. Zresztą powstała i taka wersja. Ale kiedy usłyszeliśmy obydwie i porównaliśmy je ze sobą, wybraliśmy tę pierwszą. Cieszę się z tego. Jest piękna, czysty dźwięk pianina i śpiew. Po prostu. To, co najpiękniejsze dla nas, najczystsze, to prawdziwe emocje. Kiedy się dobrze wsłucha, można usłyszeć przełykaną ślinę, mój oddech, nie staraliśmy się niczego ukryć, nawet dźwięku uderzanych klawiszy czy naciskanych pedałów pianina; to właśnie tworzy magię. Dlatego zdecydowaliśmy się zachować właśnie taką formę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: odpoczynek | spektakl | piosenki | szczęście | życia | Celine Dion | piosenka | dziecko | las vegas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy