Reklama

"Rubik chciał przejąć interes"

Powiedzieć o Januszu Radku, że z niejednego pieca jadł chleb, to nic nie powiedzieć. Przedstawiamy rozmowę z wokalistą, muzykiem, aktorem, kabareciarzem, historykiem Januszem Radkiem. Z artystą spotkał się w Wieliczce Michał Michalak.

Mistrzostwa Europy w piłce nożnej - czy Ciebie to w jakiś sposób zajmuje?

Janusz Radek: Zajmuje, chociaż sam nigdy nie grałem w piłkę. Wolałem sporty indywidualne, jak pływanie czy bieganie, jestem bardziej samotnikiem. Poczucie narodowej solidarności każe mi jednak oglądać te mecze. Pewnie znowu wygrają Włosi albo Niemcy, Francja nie, bo nie mają już Zidane'a. Ale jakbyśmy wyszli z grupy, to byłoby już bardzo dobrze.

Myślisz, że wyjdziemy z grupy?

Jnuasz Radek: Myślę, że tak. Wierzę, że przy dużych umiejętnościach naszych piłkarzy, a zawsze takie były - niezależnie, czy mówimy o latach 70., 80. czy obecnych - to się uda. Liczę, że Leo Beenhakker jest na tyle zawzięty, że zewrze i zmobilizuje nasze niepokorne dusze. Czesi są najlepszym przykładem spójności działań zespołu i ta spójność przynosi im wyniki.

Reklama

Leo ma być naszym spoiwem?

Janusz Radek: Oczywiście. Ja się nie dziwię, że PZPN mu dużo płaci. Niech mu płaci! Są przecież efekty. Związek powinien uporać się ze swoimi problemami, przede wszystkim z korupcją, a Holendrowi niech dadzą trochę pieniędzy i możliwości działania.

Karykaturalnie wygląda ostatnio krytyka Beenhakera.

Janusz Radek: Tak, nawiązuje się, podobnie jak w innych dziedzinach, do tak zwanej polskiej szkoły, polskiej tradycji. Trzeba mieć do tego sporo dystansu. To super, że podkreślamy to, co dobre w polskiej myśli szkoleniowej, ale należy widzieć to, co robi świat i Europa, nowoczesne rozwiązania.

Uda nam się postawić stadiony na 2012 rok?

Janusz Radek: (śmiech)

Widzę, że jesteś optymistą (śmiech).

Janusz Radek: Będzie fajnie, jak się uda to wszystko wybudować. Z tym że w międzyczasie może się jeszcze dwa razy zmienić rząd, więc trudno cokolwiek tutaj wyrokować. Jeden stadion jest opalowany, to chyba dobrze (śmiech). Szkoda, że Kraków jest pominięty w całej rywalizacji.

Jeżeli będzie decydować UEFA, a Kraków mówi, że...

Janusz Radek: Partia jak mówiła, że da, to tylko mówiła (śmiech).

(śmiech) W Superjedynkach jesteś nominowany w kategorii "płyta roku" obok Dody i Feel. Jak się czujesz w tym towarzystwie?

Janusz Radek: Czy czuję się podle? Czy czuję się dowartościowany? - bo taki, jak rozumiem, był podtekst tego pytania? Ani jedno ani drugie. Czuję się usatysfakcjonowany, że ludzie którzy głosują na moją płytę, głosują na nią nie dlatego, że jest promowana przez komercyjne rozgłośnie i telewizje, tylko z własnego wyboru.
Tworzy się dość intensywnie, obok rynku muzyki proponowanej, popkulturowej, rynek muzyki, którą ludzie znajdują sobie sami - głównie dzięki internetowi. Można zaobserwować zainteresowanie folkiem, muzyką etniczną, alternatywną, która nie funkcjonuje w sferze medialnej, ale jednak istnieje.
Legitymacja do uznania czegoś za dobre nie musi wynikać tylko z tego, że się o tym mówi, że się o tym dużo pisze, że się to często emituje. Coś dobrego to może być coś, co zostało znalezione przez ludzi.

Czujesz się w jakiś sposób outsiderem? Joanna Słowińska mówiła nam, że jest zaskoczona swoją nominacją i tym, że istnieje inna droga.

Janusz Radek: Zdecydowanie. Myślę, że można łączyć te drogi. Ja raczej nie mam konkretnego ukierunkowania targetowego - nie śpiewam specjalnie dla starszych pań albo intelektualistów krakowsko-warszawskich. Bawię się tematami. Mam chęć opowiadania o obyczajach, to robię "Królową Nocy", chcę zaśpiewać bardzo prosto i otwarcie o miłości, robię piosenkową płytę o kochaniu. Myślę, że wypracowałem sobie styl artysty Janusza Radka bardziej niż styl gatunku, w którym działam.

Przedzierałeś się przez przeróżne gatunki. Słuchałem twoich starszych nagrań - z zespołem Zanderhaus - niemalże hardrockowych.

Janusz Radek: Raczej heavymiętolowych. Nazywaliśmy to heavy miętol. Są dwa wyjścia - albo rock jest bardzo wiarygodny, jest brudny, agresywny, często źle kończy się dla samych wykonawców, albo zabawowy, zdystansowany. My bawiliśmy się w ten drugi rodzaj rocka. Bezpretensjonalny. Nienawidzę pretensji na scenie, czegoś co, dzięki ideologii, stawia cię rzekomo wyżej, ponad innymi artystami.
Jakiś człowiek mówi, że śpiewa poezję i automatycznie jest to dla widza przekaz, że ma do czynienia z czymś wartościowym. Nie zawsze tak musi być. Niektórzy śpiewają tak nędzną poezję, poezję tak źle dopasowaną do muzyki, że to jest poniżej jakiejkolwiek krytyki i nie ma żadnej wartości. Tak samo jest z muzyką alternatywną.
Często wychodzą na wierzch kompleksy, pojawia się chęć wypowiadania się w sposób bardzo głęboki, społeczny, psychologiczny. Jeżeli ktoś podchodzi do tego z wielkim dystansem, to jest to prawdziwe. Na pewno bardziej prawdziwe niż udawanie, że się jest bardzo nieszczęśliwym, walczącym, zbuntowanym.
Ci, którzy robią popową muzykę, jak Feel czy Doda, są atakowani przez masy gadających głów, że to papka, g**no. Ja uważam, że jeżeli są odbiorcy, którzy przychodzą na ich koncerty, to jest to w porządku. Kwestia gustu. Nie znoszę pretensji wszystkich tych, którzy piszą skomplikowane teksty i uważają, że nie są to teksty dla zwykłych ludzi, czyli głupiej tłuszczy. A jedynie ta wysublimowana tkanka społeczna, do której sami należą, może coś zrozumieć. Taka postawa wynika z kompleksów. A największym z nich jest to, że my nie lubimy melodyjnych piosenek. Uważa się, że melodyjne piosenki to nawiązanie do najgorszych tradycji polskiej piosenki. Tymczasem istnieje coś takiego jak dobra, polska melodia i nie mówię tu o ludowiźnie, o zasuwaniu w pasiastych strojach po scenie.
Załamują mnie polskie kapele naśladujące angielskie nurty, które próbują być bardziej angielskie niż Radiohead. Nie dorastamy do pięt Yorke'owi, żeby robić taką muzykę. To są takie radioheadowskie pomyje. Szukajmy swojej wartości i swojej oryginalności. A wracając do twojego pytania o Feelu i Dodzie - myślę, że to zaszczyt znaleźć się wśród tych, na których głosują ludzie.

Twój superjedynkowy faworyt w kategorii debiut roku...

Janusz Radek: O Natalii Lesz wiem tylko tyle, że ma apartament na Manhattanie, naprzeciwko Central Parku. Słyszałem fragment jej piosenki, ale nie rozumiałem za bardzo, o co w niej chodzi. Niech zostanie w Stanach, ma taką fajną chałupę, niech wynajmuje przyjeżdżającym Polakom za pół ceny (śmiech). Myślę, że Joanka Słowińska powinna tu wygrać. Chociaż Piotrka Kupichę pamiętam jeszcze sprzed dziesięciu lat, z zespołu Sami i ich przeboju lata. Facet przez te dziesięć lat ciężko pracował na swój sukces. Akurat teraz wystrzeliło. Jedyna rzecz, jaka mi przeszkadza, to że nie rozumiem o czym on śpiewa. To są jakieś sms-owe teksty.

"W pustej szklance pomarańcze"...

Janusz Radek: "Zabawnie tak oddychać przez słomkę różową". To jest jakiś dramat. Dbajmy o język. Przecież to się obróci przeciwko niemu. Piotrek fajnie śpiewa, ma kawał głosu. Uważam, że to bardzo ciekawy wokalista. Feel robi muzykę, która sprawdza się przy graniu na komputerze, przy jeździe taksówką, wstawaniu z łóżka i przy innych czynnościach fizjologicznych też się pewnie sprawdza. I nie ma żadnego problemu.

Na ile się odcinasz od okresu współpracy z Piotrem Rubikiem?

Janusz Radek: Nie odcinam się od ludzi, którzy przychodzili nas słuchać. To było sto koncertów. Często po dziesięć, a nawet trzydzieści tysięcy widzów.

Czy podobało Ci się to, co śpiewasz?

Janusz Radek: Tak, niezależnie od tego, że mnóstwo osób, którzy najpierw okrzyknęli mnie awangardzistą polskiej sceny, a później zobaczyło, że uczestniczę w czymś, co określili największym kiczem, sakro-polo i syfem, odwróciło się ode mnie zupełnie. Do tego stopnia, że jak w październiku wydałem płytę, to nikt się o niej nie wypowiedział.
"Nie, tylko nie Radek! On nas obraził, oszukał. Zdradził nas ten Judasz!" Nota bene, wygląda na to, że wszystko się zgadza, bo gram przecież Judasza w "Jesus Christ Superstar" (śmiech). Część dziennikarzy jest na mnie wściekła i obrażona. Czy ja się utożsamiałem z tą muzyką? Utożsamiałem się z ludźmi, z którymi współpracowałem. Bardzo się lubiliśmy w gronie wokalistów. Odcinam się natomiast od całego cyrku, który zrobił Piotrek Rubik. Nie będę pluł na tę muzykę, bo ona mi się podobała. Sam inspirowałem Piotrka, w którą stronę powinien pójść, jeśli chodzi o moją ekspresję.

Mówiąc "cyrk", masz na myśli historię z oświadczeniami, pustymi krzesłami...?

Janusz Radek: Tak, oświadczenia i ciąganie ekipy telewizyjnej, żeby pokazać, jak bardzo został opuszczony. Chciał przejąć interes, to jest proste jak drut. Żeby mogło się to odbyć w sposób spektakularny, została puszczona w obieg historia o biednym, opuszczonym Piotrku. Ludzie nie są głupi, nie przyjmują wszystkiego, co im się wpycha do głowy. I Piotrek się na tym sparzył. Dziś gra koncerty dla firm zbożowych. Chociaż nowi soliści to bardzo fajni ludzie.

Następne oratorium mają nagrywać dzieci...

Janusz Radek: No właśnie. Dzieci go już nie oszukają (śmiech).

Czy Twoja płyta "Dziękuję za miłość" to próba znalezienia złotego środka między popem a poezją?

Janusz Radek: To na pewno nie jest poezja w rozumieniu poezji śpiewanej. Myślę, że każdy tekst powinien być w jakimś sensie poetycki, powinien zawierać w sobie jakąś tajemnicę i metaforę. Nie może być prostacki. Może być prosty, ale nie prostacki. Na płycie są proste teksty, tak jak wiersze Haliny Poświatowskiej, która mnie niezwykle inspirowała pod tym względem.

Upodobałeś sobie Poświatowską, często zdarzało Ci się korzystać z jej wierszy.

Janusz Radek: Zrobiłem około dwudziestu piosenek z jej tekstami. Myślę, że tytuł albumu jest drażniący dla tzw. sfer intelektualnie wyrobionych. Upatrzyłem sobie jednak prostą formę. Nie chciałem kombinować z psychologią. Nie chcę mówić, że moje piosenki są poetyckie. Wydaje mi się, że intrygują, skłaniają do refleksji i jednocześnie mogą być popularne, nawet w takim stopniu jak Doda.
Nie interesuje mnie stałość w śpiewaniu tylko i wyłącznie o walce, albo tylko i wyłącznie o miłości. "Dziękuję za miłość"... Mam komu dziękować - swojej żonie i córce, że wytrzymują ze mną tyle czasu. I tak jak za miłość się nie dziękuje, tylko odwzajemnia, tak ja ją odwzajemniam choćby przez taką płytę. Ten album nie jest jednak przesłodzony, nie mówi o nadziei dla każdej osiemnastoletniej dziewczyny, że kiedyś się zakocha, będzie miała swojego faceta. Ta płyta jest o tym, że cholernie trudno jest kochać i jeszcze trudniej tę miłość dostrzegać. Jest pozytywna, ale zaprawiona dziegciem.

Którą piosenkę zaśpiewasz w Opolu?

Janusz Radek: "Kiedy u... kochanie". Czyli Poświatowską. Zawsze mnie u Poświatowskiej fascynowało to, że ona pisze poezję tak, jakby mówiła do swojego ukochanego. Zresztą ona nie była taka zupełnie grzeczna. Pisała o tym, że chce jej się kochać, pisała o tym, że seks jest ok. Intrygująca pani.

Zawsze, kiedy umieszczamy informację o Tobie, w komentarzach czytamy: "Janusz Radek, on jest cudowny, gdybym go spotkała, to..." i tu następuje cała litania czułości. Czy to przekłada się na rzeczywistość?

Janusz Radek: To niesamowite i zawsze się z takich rzeczy cieszę. Poproszę adresy tych internautek (śmiech). Moja publiczność to przede wszystkim bardzo inteligenta widownia. To nie jest publiczność, która interesuje się tym, jakie mam dziś na sobie majtki, czy się rozwodzę czy nie, ich to naprawdę nie interesuje. Nie funkcjonuję na zasadzie podpierania swojej osobowości artystycznej przez obyczajowość. Nie jestem w kolorowych gazetkach. Choć raz byłem i? żałowałem. Jeżeli ktoś mówi, że jestem wspaniały, to wydaje mi się, że docenia to co robię, emocje, które proponuję, ale też pewną zmienność. To jest tak, jak z ukochaną kobietą - widzisz ją tysięczny raz, a ona potrafi cię czymś zaskoczyć.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: przejęcia | Michał Michalak | Feel | piosenki | teksty | miłość | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy