Reklama

"Zdrowa sytuacja dla muzyki"

Kalifornijska grupa The Offspring założona została jeszcze w 1984 roku, przez dwóch kolegów z liceum. Największe triumfy święciła na początku lat 90., a do dziś sprzedała ponad 30 milionów płyt. Pod koniec 2003 roku ukazał się długo oczekiwany, siódmy studyjny album w karierze zespołu. Producentem płyty zatytułowanej "Splinter" został Brendan O' Brien, który pracował także przy poprzednim krążku zespołu, "Conspiracy Of One". Album nagrany został już po odejściu perkusisty Rona Welty'ego, którego w studiu zastąpił Josh Freese, członek zespołu A Perfect Circle, znany muzyk sesyjny. Płytę promował singel z nagraniem "Hit That". Z okazji promocji albumu, wokalista Dexter Holland i gitarzysta Noodlesem opowiedzieli m.in. o intrygującej grupie hawajskich surferów, o dziwnych reakcjach japońskiej publiczności i planach zespołu na najbliższą przyszłość.

Co się działo z zespołem The Offspring od czasu wydania waszej poprzedniej płyty "Conspiracy Of One"?

Noodles: Przez cały rok po wydaniu "Conspiracy of One" byliśmy w trasie po całym niemal świecie, graliśmy w miejscach, w jakich nie byliśmy nigdy wcześniej, jak choćby w Moskwie. Zresztą atmosfera tego ostatniego koncertu przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Ostatniego lata graliśmy przez zaledwie dwa tygodnie - tylko najważniejsze festiwale w Japonii i Wielkiej Brytanii - a potem zaczęliśmy pracę nad naszym najnowszym albumem.

Reklama

Jak piszecie swoje utwory? Czy jest jakiś schemat ich powstawania?

Dexter: W pewnym sensie to się dzieje samo z siebie. Nigdy nie jest tak, że siadamy z kartką i długopisem i zmuszamy się do napisania czegokolwiek. Zdarza się tak, że pomysły pojawiają się nam w głowach podczas robienia innych rzeczy niż granie. Potem trzeba oczywiście czasu i pracy, by dany pomysł dopracować, ale zwykle pierwsze zamysły pojawiają się zupełnie niespodziewanie.

Waszą nową płytę, oprócz przeboju "Hit That", promuje też nieoficjalny singel "Da Hui". Co to za utwór?

Noodles: Da Hui to grupa Hawajczyków, którzy zaczynali jako zapaleni surferzy, kajakarze i jeźdźcy rodeo, a wsławili się stworzeniem niepisanego kodeksu zasad bezpieczeństwa, dzięki którym spokojniej można uprawiać te sporty w najbardziej niebezpiecznych nawet miejscach. Kiedy na przykład do surfującej grupy dołącza jakiś młodzieniec, który szpanując wywraca innych, czy specjalnie się z nimi zderza, Da Hui wyciągają takiego delikwenta na brzeg i spuszczają mu łomot. Jeżeli znajdziesz się wśród nich, ale nie będziesz z nimi zadzierał, to nic ci z ich strony nie grozi, ale jeżeli zaczniesz przy nich stwarzać zagrożenie dla kogokolwiek, z góry masz przechlapane.

Dexter: Słyszeliśmy już różne opowieści, jak to pojedynczy członkowie Da Hui potrafią bić się z pięcioma osobami jednocześnie - nie robi im różnicy, czy wyglądasz na silniejszego czy nie. Staniesz im na drodze, to masz kłopoty. Dlatego pomyśleliśmy, że są bardzo wdzięcznym tematem na napisanie o nich utworu - wyszedł z tego kawałek dla surferów, ale raczej o strachu przed nimi, niż o ich możliwościach. Kiedy zagraliśmy go kilku kolesiom z Da Hui, tak bardzo spodobał im się, że postanowili nagrać do niego klip i wypromować go swoimi własnymi ścieżkami.

Na płycie znalazł się też kawałek nie brzmiący jak żadna z waszych dotychczasowych kompozycji - "When You"re In Prison" (Kiedy siedzisz w więzieniu). Możecie coś o nim opowiedzieć?

Dexter: Już parę lat temu miałem pomysł na nagranie kawałka, który brzmiałby jak żywcem wyjęty z lat 30., ale nie miałem pomysłu, o czym mógłby on opowiadać. Szukałem więc według siebie najmniej odpowiedniego do tej muzyki tematu i tak wpadłem na wątek więzienny. "When You"re In Prison" opowiada głównie o tym, że w więzieniu trzeba bardzo... pilnować swojego tyłka. Dosłownie! (śmiech) Podczas nagrywania tego kawałka myślałem o nim bardziej jako o ukrytym bonusie na końcu płyty, ale ludziom tak bardzo się spodobał, że ostatecznie trafił na oficjalną część albumu. Pewnie, że wyróżnia się z całej reszty materiału, ale najważniejsze, że się podoba.

Dlaczego postanowiliście nazwać swoją najnowszą płytę "Splinter" (Odłamek)?

Dexter: Głównie dlatego, że każdy kawałek na nią napisaliśmy z innego punktu widzenia. W znacznym stopniu różnią się one od siebie, są dość specyficzne, jakby napisane przez odmienne umysły. Słowo "splinter" przewijało się więc przez cały proces powstawania tego materiału. A poza tym fajnie brzmi!

Jak spróbowalibyście wytłumaczyć fenomen popularności The Offspring?

Dexter: Kiedy jesteśmy w trasie, szczególnie w krajach, w których nie mówi się po angielsku, to widzimy, że ludziom w naszych piosenkach najbardziej podoba się możliwość śpiewania razem z nami wszystkich tych "wow" w refrenach. Jest to banalnie proste i nie wymaga rozumienia języka, w którym śpiewamy. Pisząc nowe piosenki, staramy się mieć to na uwadze, bo taka reakcja publiczności także nam na koncertach sprawia dużą frajdę. Ostatnio graliśmy na gigantycznym festiwalu Reading w Wielkiej Brytanii i postanowiliśmy to wykorzystać, żeby pobawić się z publicznością - przez mikrofon zachęcałem ludzi do śpiewania poszczególnych fragmentów, a potem słyszałem, jak odpowiada mi prawie 50 tysięcy gardeł!

Nagraliśmy to wszystko na taśmę i zastanawialiśmy się, jak moglibyśmy to potem wykorzystać. No i kiedy pisaliśmy kawałek "Neocon", który otwiera nową płytę, postanowiliśmy włożyć tam fragmenty naszych zabaw z publicznością. Wyszło świetnie!

Niektóre utwory na płycie mają też głębszy sens...

Dexter: Tak, jest na tej płycie kilka numerów, które nazywam "rockowymi" - "Race Against Myslef" i "(Can"t Get My) Head Around You". Pracując nad tą płytą zastanawialiśmy się, kim tak naprawdę jesteśmy, co sprawia nam w życiu przyjemność... To chyba wszystko, co mogę na ten temat powiedzieć.

Pozostańmy przy kawałku "Race Against Myself". Co chcecie w nim przekazać?

Dexter: Ten kawałek można porównać do biegu - często pędzisz jak najszybciej przed siebie, ale w głębi duszy czujesz, że tak naprawdę tylko się cofasz... Taka ucieczka nieraz donikąd nie prowadzi. Pisanie tego numeru miało w sobie prawie terapeutyczne działanie i mam nadzieję, że taki sam efekt wywoła u naszych fanów. Dostajemy mnóstwo listów, w których ludzie piszą, że jakiś utwór The Offspring bardzo im pomógł w życiu. Może nie wyglądamy na terapeutów społecznych, ale czasem piosenka ma wielki wypływ na tych, którzy jej słuchają. Pomagamy im w różny sposób...

Noodles: Dzięki tam kupują więcej sprzętu stereo! (śmiech) Ale poważnie - często dzieciaki, które przez wiele lat słuchają strasznie depresyjnych, smutnych kawałków, mają naprawdę pochrzanione w głowach. Ale kiedy słyszą nasze utwory, dowiadują się że takich świrów jak oni, jest więcej!

Opowiedzcie o kawałku dość intrygująco zatytułowanym "The Worst Hangover Ever (Największy kac świata)".

Dexter: To zdecydowanie jeden z najdowcipniejszych kawałków na płycie. Specjalnie pomieszaliśmy utwory smutne z weselszymi, bo tacy też jesteśmy my sami - nieraz w lepszym, nieraz w gorszym nastroju... Miałem pomysł na napisanie czegoś o kacu - utworu, w którym każdy mógłby odnaleźć swoje własne przeżycia, utrzymanego niemal w barowym klimacie. Jest to też kawałek, do którego idealnie śpiewa się "na na na" o którym już mówiłem, ma poza tym bardzo reggae"owy podkład.

Wasze utwory często brzmią tak, jakby połączono ze sobą kilka różnych, niezależnych utworów...

Dexter: Podoba nam się pomysł łącznia, zbierania różnych motywów muzycznych i składania z nich jednego utworu. Stosowaliśmy to na płytach jeszcze przed albumem "Americana". Nie zawsze takie próby brzmią dobrze, ale nam jak na razie cały czas się jeszcze udają. Jeżeli mamy mieć dwie średnie kompozycje, to łączymy je w jedną fajną. I nie zastanawiamy się nad nią więcej.

Graliście już wiele razy w Japonii. Czy japońscy fani różnią się jakoś od fanów z reszty świata?

Noodles: Podstawowa różnica, jaka wyróżnia publiczność japońską, jest taka, że po zakończeniu utworu wydaje z siebie wielki wrzask radości, po czym natychmiast milknie. Tak że często nie zdążamy zabrać się za granie następnego utworu, a na sali panuje taka cisza, że słuchać upadającą pinezkę.

Dexter: To sprawia, że czujemy się dość głupio - zastanawiamy się, o co chodzi? Nie podoba im się?! Okazuje się, że podoba, ale są po prostu tak cisi i spokojni.

Noodles: We wszystkich pozostałych krajach ludzie drą się przez cały koncert, a tam pomiędzy piosenkami zapada po prostu martwa cisza! Nie wiem, czy to kwestia różnic kulturowych, bo w mojej kulturze nie istnieje chyba w ogóle coś takiego, jak "cisza"! (śmiech) A w Japonii parę dobrych razy zachodziliśmy w głowę, czy może coś robimy źle, ale patrząc na ludzi widzieliśmy, że bardzo dobrze się bawią. Ale ta cisza po każdym kawałku jest wprost zadziwiająca.

Dexter: Często w takich sytuacjach Noodles stara się nawiązać kontakt z ludźmi i zachęcić ich do powtarzania za nim różnych zawołań, ale ponieważ Japończycy nie mówią po angielsku, to można do nich mówić, co się chce... Co ty tam do nich wołałeś?

Noodles: „Dwudziesty szósty maja, idziemy na zakupy, bo zaraz Gwiazdka!”. A wszyscy na to „Yeahhhh!!!” (śmiech) Chociaż coś takiego zawołałem ze sceny we Włoszech, nie w Japonii.

Producentem waszej nowej płyty jest ponownie Brendan O"Brien. Jak wspominacie współpracę z nim?

Dexter: Bardzo dobrze nam się z nim współpracowało. Zrobiliśmy z nim poprzednią płytę i dał się poznać jako wspaniały profesjonalista, z dużym doświadczeniem, bo nagrywał już z Rage Against the Machine, Pearl Jam czy Stone Temple Pilots. On wie, jak sprawić, by zespół dobrze brzmiał i zależnie od tego, co chcesz osiągnąć, zawsze staje na wysokości zadania. Choć specjalizuje się w dość ostrych brzmieniach.

Noodles: Jest osobą, z którą potrafimy dogadać się niewiarygodnie szybko i łatwo. Najpierw ćwiczymy sobie w studio pod jego okiem, po czym kiedy już nagrywamy i coś nie gra, Brendan poprawi nas nakierować na właściwą drogę bez krytykowania naszych umiejętności. Jest bardzo w porządku.

Podczas koncertów dołączy do was ponoć nowy perkusista.

Dexter: Gramy obecnie z nowym perkusistą, który nazywa się Atom Wilard. Wcześniej przez dziesięć lat grał w zespole Rocket From The Crypt i tam po raz pierwszy go usłyszeliśmy. Nie nagrywa z nimi już od paru lat, więc w razie czego zawsze służył nam pomocą. Graliśmy z nim podczas prób i ponieważ się sprawdził, zobaczycie go podczas naszej najbliższej trasy koncertowej, a może i nawet dłużej.

Czy to on usiadł za bębnami podczas nagrywania albumu "Splinter"?

Noodles: Nie, na nowym krążku partie perkusji wykonuje nasz znajomy, Josh Freese, z którym graliśmy już wcześniej, nawet kiedy był jeszcze w The Vandals. Zaproponowaliśmy mu pracę nad tą płytą i od razu się zgodził - wspaniale nam się razem grało.

Czy można jeszcze powiedzieć, że gracie punk?

Dexter: Nie nazwałbym tego w ten sposób, choć wiem, że wielu ludzi nadal tak definiuje naszą muzykę. Od punka są obecnie takie zespoły, jak na przykład Sum 41 czy Blink 182. Tak więc nie nazwałbym The Offspring zespołem punkowym, w przeciwieństwie do tego, co się powszechnie uważa. Mam swoją własną wytwórnię Nitro Records, w której podpisuję kontrakty z różnymi zespołami i pomagam im zaistnieć na rynku. Niedawno wydaliśmy wspomnianych The Vandals, w kolejce czeka równie dobra formacja RUFio.

Czy uważacie zatem, że w dzisiejszych czasach można jeszcze grać prawdziwego punka?

Dexter: Chylę czoła przed wszystkimi pierwszymi zespołami punkowymi, bo one zaczęły to wszystko - były jak na swój czas nowoczesne, walczyły o miejsce dla muzyki punkowej na świecie, były też bardzo ideologicznie nastawione do tego, co robiły. Ale to już było i jedyne, co może robić współczesna kapela punkowa, to po prostu grać ciekawą muzę i lepiej opanować granie na instrumentach! Tak to dzisiaj wygląda, niezależnie czy się to komuś podoba czy nie.

Noodles: Punk rock zawsze się zmieniał, ale szczególnie ostatnio, w czasach istnienia takich zespołów jak nasz, stał się bardzo szerokim i mainstreamowym pojęciem. Radio i telewizja zaczęły się do nas przyzwyczajać, ale to była chyba tylko kwestia czasu. Uważam, że to logiczne, że punk rock w 1994 roku znaczył coś innego niż dziesięć lat wcześniej, a w 2003 r. różnił się od wszystkiego, co było do tej pory.

Jak oceniacie współczesną muzykę?

Noodles: W muzyce podoba mi się, to że kiedy dorastałem, było się punkiem, rockerem, albo fanem disco. Nie można było być częściowo każdym z nich, trzeba było wybierać. A teraz wszystko jest dopuszczalne! Jeżeli popatrzy się na przykład na zespoły występujące na festiwalu Lolapalooza, tam wszyscy mieszają się ze wszystkimi! Z kolei moja córka lubi hip-hop, r"n"b, ale i muzykę punk. To pasja, którą oboje mamy w sobie.

Dexter: To bardzo zdrowa sytuacja dla muzyki.

Jakie są wasze najbliższe plany?

Dexter: Nigdy nie wiadomo, co będzie dalej. Mamy jeszcze przed sobą parę tras koncertowych, parę płyt. Mamy szczęście, że osiągnęliśmy już pewną pozycję, że nie jest to nasza pierwsza płyta. Gramy już od bardzo dawna, zaliczyliśmy festiwale w Australii, Japonii i innych odległych miejscach. Tak więc w najbliższej przyszłości czeka nas kolejna trasa, a co potem - czas pokaże.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: Offspring | cisza | śmiech | utwory | sytuacja | Dexter
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy