Reklama

Polski zespół zmarnował szansę na wielką karierę? "Kazano nam zejść"

Niedawno ukazała się książka "Rock po polsku. Przeboje, podboje i skandale", w której można przeczytać m.in. o nieudanym podboju Ameryki przez grupę Perfect. W 1989 roku rockmani mieli szansę pokazać się w jednym z klubów Los Angeles, jednak zmarnowali tę szansę. Wszystko przez nieporozumienie.

Niedawno ukazała się książka "Rock po polsku. Przeboje, podboje i skandale", w której można przeczytać m.in. o nieudanym podboju Ameryki przez grupę Perfect. W 1989 roku rockmani mieli szansę pokazać się w jednym z klubów Los Angeles, jednak zmarnowali tę szansę. Wszystko przez nieporozumienie.
Grzegorz Markowski był wokalistą zespołu Perfect /AKPA

Jeden z rozdziałów książki "Rock po polsku" Konrada Wojciechowskiego poświęcony jest temu, jak polscy rockmeni radzili sobie podczas wyjazdów za granicę. Nie zabrakło niechętnie przypominanej historii, która przytrafiła się zespołowi Perfect w trakcie tournée po Ameryce w 1989 r.

"Menedżerka załatwiła nam występy w jednym z klubów przy Sunset Boulevard" - opowiadał zmarły w 2022 roku perkusista Perfectu, Piotr Szkudelski. "Klub był oknem wystawowym dla kapel, które chciały się pokazać, zaistnieć, podpisać kontrakt. Tego dnia, kiedy mieliśmy wystąpić, zaplanowano koncerty 12 zespołów. Niecierpliwie czekaliśmy na naszą kolej. Wreszcie dano nam znać. Wychodzimy, próbujemy po kawałku, ustawiamy dźwięk, na sali zgromadziło się już trochę ludzi. I tak minęło 20 minut, po czy rozległy się oklaski, usłyszeliśmy +dziękujemy+ i... na scenie pojawili się następni wykonawcy" - wspominał.

Reklama

Przyzwyczajenie do polskich tradycji muzycy najpierw zrobili próbę, by sprawdzić, czy wszystko dobrze brzmi, jednak okazało się, że Ameryka to nie Polska. "Jaka próba?! Próbujesz w domu, przychodzisz do klubu - grasz! Nigdy nie zapomnę miny Hołdysa. Szkoda, że tak się to skończyło. Gdybyśmy fajnie zagrali, a nuż coś, by z tego wyszło. A tak zagraliśmy próbę zamiast koncertu i kazano nam zejść" - dodał Szkuderski.

Perfect w USA. Najpierw grali, potem... pracowali na budowie

Później Zbigniew Hołdys twierdził, że nie do końca ich wyjazd do USA nie był do końca nieudany. Chodzi o utwór The Rolling Stones "One Hit (To the Body)" z płyty "Dirty Work" - według Hołdysa partie gitar przypominają "Ale wkoło jest wesoło".  Jak mogło do tego dojść? Perfect nagrywał ten utwór w tym samym studiu w Nowym Jorku i z tym samym producentem, z którym Mick Jagger realizował swoją solową płytę.

Perkusista przyznał też, że nie od razu wrócił do kraju. "Wykonywałem robotnicze prace u podstaw, głównie 'na azbeście', bo to było najlepiej płatne zajęcie" - mówił. Wyznał również, że pracował "na czarno", pod zmienionym nazwiskiem, na licencjach kolegów, a podczas kontroli musiał się ukrywać, bo odkrycie jego tożsamości groziło deportacją. 

PAP/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Perfect
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama