Reklama

Filipek "Nadwrażliwość". Początek lepszej drogi [RECENZJA]

W grze zwanej rapem Filipek jest tą postacią, która nieco olewa fabułę kosztem side questów, nie tylko muzycznych. Obrywał za to wielokrotnie, lecz osobiście trzymam się niepopularnej opinii, że nie przeszkadza mu to w tworzeniu. Pół żartem, pół serio - Fifi po latach pogodził się z bitem, ale poszły za tym eksperymenty ze śpiewem i popowe zagrywki. Czy wyszło mu to na dobre? Czas jeszcze pokaże, lecz "Nadwrażliwość" budzi nadzieję.

W grze zwanej rapem Filipek jest tą postacią, która nieco olewa fabułę kosztem side questów, nie tylko muzycznych. Obrywał za to wielokrotnie, lecz osobiście trzymam się niepopularnej opinii, że nie przeszkadza mu to w tworzeniu. Pół żartem, pół serio - Fifi po latach pogodził się z bitem, ale poszły za tym eksperymenty ze śpiewem i popowe zagrywki. Czy wyszło mu to na dobre? Czas jeszcze pokaże, lecz "Nadwrażliwość" budzi nadzieję.
Filipek wydał płytę, którą uznaje za najważniejszą w swojej karierze /instagram/quequality.pl /materiał zewnętrzny

Filipkowi przypięto łatkę smutnego rapera i nic nie wskazuje na to, by się od niej uwolnił. Fakt, kilkanaście płyt o byłej, to już przeszłość, lecz nadal słychać łzy i werterowskie cierpienie. O wewnętrznych demonach pisze się najciężej i najłatwiej jednocześnie. Sukces jest wtedy, gdy fani utożsamiają się ze stanowiskiem rapera. Ogromny plus za to, że Fifi rzeczywiście obnaża się w swoich utworach. 

Pamiętam, że w jednym z wywiadów Wini powiedział, że najgorsze słowo, jakie nieprzerwanie pojawia się na naszym rapowym podwórku, to "demony". Długo szukałem tego nagrania dla potwierdzenia, nie udało się. Tym razem musicie wierzyć mi na słowo i stuprocentowo się pod tym podpisuję. Demony są wszędzie, lecz nikt nie potrafi wyjaśnić, z czym się mierzył. Zarówno przy poprzednich wydaniach, jak i przy "Nadwrażliwości", Filipek wyjaśnia to bardzo dobrze. Sam odcinam się od utożsamiania z muzyką, lecz doskonale rozumiem ludzi, którzy tego potrzebują. Myślę, że jedno "dziękuję, uratowałeś mi życie" jest ważniejsze, niż złote, platynowe płyty. Widziałem, że Filip ma na swoim koncie takie sukcesy. "Nadwrażliwość" może przynieść ich o wiele więcej.

Reklama

Przy "Nadwrażliwości" ciężko nie wspominać o twórczej przeszłości Filipka, w końcu album jest z nią bardzo spójny, jednak przez próby wokalne i zahaczający o pop, bardziej przystępny dla mas styl, przyjemnie zaskakuje. To dobry etap kariery na to, by eksperymentować i próbować nowości. W zeszłym roku Waldek Kasta na płycie "Nestor" też zaskoczył "świeżym", drillowym brzmieniem. Problem w tym, że to był jego pożegnalny album, a wypadł tragicznie.

"Nadwrażliwość" to album świeży, lecz nie obcy. To szukanie złotego środka pomiędzy twórcą, a jego odbiorcami. Słychać w nim niepowodzenia, lecz nie gryzą uszu. To milowy krok w przód. Początek odcinania się od łatki rapera niespełnionej miłości, lecz z charakterystyczną emocjonalnością. To kilkadziesiąt minut, które mogą przyciągnąć nowych słuchaczy, lecz nie muszą. Są za to potwierdzeniem, że fani Filipka dobrze wybrali swojego idola. Bez koncertowych przebojów, za to z lekcją dla odbiorców. Ważną lekcją. Pora rozłożyć krążek na czynniki pierwsze.

Wrócił stary Filip

"Lód i Szkło" rozpoczyna refleksyjną podróż po "Nadwrażliwości". "Przygotuj swoje serce na długi lot" - słychać w numerze i trzeba się z tym zgodzić, ponieważ kolejne single grają bliżej serca, niż głowy. Ciężkie powroty po owacjach do pustego domu, fałszywe przyjaźnie i szukanie swojego miejsca. Ciągle nie mogę przejeść tych pół śpiewanych refrenów, może z czasem się przyzwyczaję. Za to przekaz miażdży, a to dopiero początek.

Pakt z diabłem

Filipek musiał podpisać jakiś cyrograf, by na jego muzycznej drodze pojawił się ktoś taki, jak Nel. Wokalistka idealnie wpisuje się w to, co milicki raper chce przekazać. To ostatni puzzel w układance tworzącej emocjonalny, osobisty numer. Krótko mówiąc, Nel oddaje.
"Ciernie" to niewątpliwie jeden z ważniejszych kawałków w karierze Filipka, to słychać. Droga z niewielkich miasteczek do szczytu dużo kosztuje. Nie wiem, skąd w ludziach to poruszenie i niechęć, że Fifi ima się innych rzeczy, niż muzyka. Myślę, że tak trzeba sobie udowadniać, że zakompleksiony chłopak może po latach być na językach całego kraju (a nawet dalej, tylko to akurat niedobrze, bo głównym tematem są bęcki od Brazola).Obserwując karierę Filipka od lat uważam, że poszedł w świetnym kierunku, a "Ciernie" to streszczony dziennik podróżnika.

Jeszcze dwa zdania po "Cerber EP" i strzałach w stronę White Widow. Okazało się, że "Ciernie" spodobały się także Szpakowi. Być może Macias w swoim dissie też spropsował ten kawałek. Nie wiem, nic nie zrozumiałem. Całkiem poważnie - ciekawi mnie, co ma w głowie reprezentant łódzkiego Detroit. Zaczepianie Szpaka to skok pod samochód, za to zaczepianie Filipka to już skok pod rozpędzone Pendolino.

Teksty pisane przez życie

Numer "Ulisses" ma potencjał, by stać się tym niespodziewanym szlagierem, czarnym koniem "Nadwrażliwości". Co prawda bardzo brakuje mi w tym kawałku kropki nad "i". Prognozuję, że to będzie hit. Czas pokaże, czy wart milionów odtworzeń, jednak słuchając tego numeru pierwszy raz, czy wsłuchując się w niego już kilkukrotnie myślę, że to jest Filip, jakiego chce się słuchać. Nieco uliczny klimat, trzymający się jednak w nieodzownym, depresyjnym tonie, podsumowanie drogi z "kiedyś nie miałem" do "teraz mam". Nie ma potrzeby, by bardziej się nad nim rozwodzić. Każdy niech go przesłucha bez większych oczekiwań, by później umieszczać go na podium "Nadwrażliwości".

Kładę swą głowę na bok, ona smaży w patelni wok

"Piszę tekst, bez dripu tekst / Choć nie bez łez, Triple S" i "Parę łez kapie na Triple S" to jedne z głupszych wersów, jakie słyszałem od dawna. Joł dokładnie matryca. Przy kilku zeszłorocznych premierach zauważyłem tendencje do robienia jednego, pseudoskocznego numeru, który przyprawia o ciary żenady. Nie potrafię wygrzebać z niego pozytywów. Dla mnie "Triple S" to "Ona czuje we mnie pancze cz.2", bez Pejtera i zręczniej dostosowane do obecnych, klubowych standardów. Być może numer leci już w "X-Demonie" czy innym klubie, do którego w sportowym nie wpuszczamy, chyba że dasz 20 zł, to przymkniemy na to oko. Triple S, słucham nie bez łez.

Ile kosztuje sława?

"Morze pije moje łzy", czyli ciemna strona sławy. Puste hotele, presja, patrzenie na wyświetlenia, a także terapia. Normalizowanie problemów ludzi, którzy są traktowani jako idole, to bardzo ważna misja w dobie wzorów w postaci influencerów. Fani, szczególnie ci dopiero wkraczający w dorosłość, widzą tylko pozytywy, a prawdą jest, że ciężko unieść brzemię popularności. To zawsze budziło mój duży szacunek do Filipka jako artysty. Mówi, jak jest, bez nieustannej gadaniny o autografach na biustach, ciągłych melanżach i hajsie. 
Dodajmy do tego ładnie usmażony przez Jonatana bicik, a także hipnotyzujący głos Nel. Przy tym nieco drum'n'bassowym refrenie oczy mimowolnie się zamykają, a ciało płynie. Fakt, też jest nieco dyskotekowo, za to podane w tak dobry sposób, że nawet wers "samotny jak Kevin, znowu zostałem sam" można wybaczyć. "Morze pije moje łzy" jest czymś, czego chciałbym słuchać częściej.

Filip Marcinek to nieślubne dziecko Edyty Górniak? [NASZ NEWS]

Ile bym dał, by w przyszłości mieć podstawy, by napisać taki artykuł. Podobieństwo da się znaleźć, więc z tego miejsca proszę tiktokowych detektywów, by zbadali sprawę. Skąd tak abstrakcyjna myśl? Edyta Górniak w 2002 r. popisała się swoim wokalem tak, że Polacy obwiniali ją za blamaż reprezentacji. Wokalne próby Filipka w "North Face", dokładniej "Znam parę, parę, parę, parę miejsc / I paru, paru, paru ludzi" brzmią dla mnie podobnie. Za każdym razem, gdy słyszę ten kawałek, widzę Edytę Górniak podczas mundialu w Korei Południowej i Japonii.

Nie rozumiem również fenomenu Inee. Owszem, ma kawał głosu, świetnie radzi sobie w refrenach, lecz jej zwrotka w "North Face" zupełnie mi nie podchodzi. Nie uważam, by była złą wokalistką, wręcz przeciwnie. Problem w tym, że jej nagła muzyczna popularność jest przesadzona. Sam teledysk do numeru na platformie YouTube zdążył już zyskać ponad 1,5 mln wyświetleń, a w komentarzach widać lawinę komplementów, lecz mnie to nie porywa. Mimo wszystko nie jest to zły kawałek, Gibbs jak zwykle zrobił robotę - zero niespodzianek. Gdyby QueQuality zadziałało w sprawie tej dwójki, to mielibyśmy EP-kę/płytę, która mogłaby długo wisieć w okolicach szczytu OLiS. Ponownie daję duży plus za przekaz, ale to formalność przy "Nadwrażliwości".

Żart z FiQuality

Gdyby Fifi po wersie "Tutaj chemia miesza się ze stresem" rzucił jakiegoś killera w kwestii beefu z Bedoesem, to płyta z miejsca dostałaby ode mnie "dyszkę", a dalsze pisanie recenzji byłoby niepotrzebne. Bez tego też buja, ale aj... aż się ciśnie na usta. 

Przyłu zaserwował świetny refren, do tego Filipek, mimo tego, że znów chciałbym przyczepić się do kilku wersów, dowiózł zwrotki, a Jonatan stanął na wysokości zadania. "Paryż" pokazuje, że Filipek jest w dobrym miejscu. "Nadwrażliwości" daleko do przeboju za przebojem, lecz właśnie takie numery pokazują, że warto na niego stawiać. Kto wie, być może zaraz Fifi stanie się porządnym filarem QueQuality, jeśli już nim nie jest. Ten żart z FiQuality ma w sobie ziarno prawdy.

Karta pokładowa

Znów jest Filipowi smutno, nikt go nie rozumie, ma w sobie romantycznego poetę niespójnego ze współczesnymi standardami, generalnie vanitas vanitatum et omnia vanitas. Moim zdaniem wystarczy tych ucieczek i samotności. W tym temacie Filipek powiedział już wszystko, a takimi numerami, jak "Boarding Pass", tylko powiela hasła z poprzednich kilkunastu czy już kilkudziesięciu płyt. Jonatan na plus, przyjemnie słuchałoby się całości, gdyby Fifi zaczynał z czystą kartą. Już to słyszałem wielokrotnie i zdążyło się znudzić.

75 tys. wyświetleń po trzech tygodniach od wydania mówi samo za siebie. Co prawda fani są zachwyceni. "Filip to artysta ze strefy VIP", "Dawno mi tak nic nie zaimponowało. Wybitne", "Piękny kawałek Filip... Faworyt" - czytam pod numerem. No cóż, najwyżej zostanę znienawidzony przez grupę "Młody Fifkowski", lecz mi to nie siada. Jako zaangażowany słuchacz wymagam od artysty znacznie więcej, niż kawałka o tym, że mu smutno i mu źle w formie bliższej melorecytacji, niż prezentacji tzw. skilla. Chociaż trochę tego śpiewania jest, co brzmi fajnie. Filip, nie zmarnowałeś życia na tę muzykę, ale postaraj się następnym razem.

Sarius wrócił do podziemia

Molly to Sarius po tygodniu w kopalni. Czasami, gdy oddaję stery Spotify, licząc na jakieś nowe bengery, słyszę ten głos i myślę sobie: "Cholera, Sarius wydał nowy numer, trzeba zablokować", a później wyciągam telefon z kieszeni i mówię: "Cholera, Molly wydał nowy numer, trzeba zablokować". Jak zazwyczaj bardzo chwalę to, jakich Filip dobiera gości, tak tutaj wyszła lipa, choć trzeba Molliemu oddać, że nie jest tak kiepsko, jak zazwyczaj.

Za to taki Filipek mi się podoba. Nawiązania m.in. do "Następnego do piekła", styl znany z poprzednich wydań, lirycznie kawał roboty. Odnoszę wrażenie, że kilkukrotnie już podczas pisania recenzji zdążyłem zaprzeczyć samemu sobie. Wytłumaczeniem są emocje towarzyszące podczas odsłuchu, poza tym każdy ma prawo trącić hipokryzją, byleby potrafił to ukryć. W każdym razie "Byłem" to nie jest numer na skip, lecz dobrze, że Molly nawija na końcu, bo można przełączyć po Filipku, pomijając jeden refren.

Trzy grosze

Pozwolę sobie na małe wtrącenie, które może i zaburzy całą koncepcję, za to jest dość ważne i lepszego miejsca na nie nie znajdę. Nagnę też zmowę milczenia, ale mam nadzieję, że nie będziemy przez to musieli umawiać się na solówkę we wrocławskim parku Staszica, ukrywając kolegów w krzakach (pasikonik jest jeszcze podobnych do moich gabarytów, za to Guzior na wiecznej masie).

Nigdy nie byłem wielkim fanem twórczości Filipka. Lata temu fascynowały mnie "Fantasmagorie", kilka kawałków znam na pamięć, wykułem również kilka killerów z wolnych, ale nie wymieniłbym go wśród raperów, którzy figurują na mojej playliście. Czasami mi się przypomni, to tyle. Cholernie lubię go za to jako człowieka. Kibicuję mu odkąd na początku mojej dziennikarskiej drogi zgodził się na wywiad z gościem znikąd, który stwierdził, że nie musi brać dyktafonu, bo wszystkie odpowiedzi zapamięta.

Przecinaliśmy się później co jakiś czas przy okazji wywiadów i koncertów. Odkąd się poznaliśmy, dalej jest tym samym gościem, który musiał szybciej zawinąć, bo miał autobus do Milicza. Kolegami może nie jesteśmy, ale darzymy się wzajemnym szacunkiem (mam nadzieję). Liczę na to, że "Nadwrażliwość" to przymierzanie się do zdobycia szczytu. To nie jest jeszcze mainstream i nie wiem, czy kiedykolwiek będzie, za to z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Fifi ma warunki. Chciałbym go kiedyś zobaczyć na głównej scenie podczas czołowych festiwali. Cieszyłbym się jak dziecko. Koniec prywaty, omerta.

Pogoń za samym sobą

Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie czytał komentarzy pod czymkolwiek, w co włożył serce i postanowił pokazać przestrzeni publicznej. Jesteśmy więźniami opinii, szczególnie gdy dzielimy się cząstką siebie. "Czytam gdzieś w necie, że moja muzyka nie siada jak dawniej" - słychać w "Brakuje mi zaufania". Sam tytuł to twarda deklaracja, lecz słowa o tym, że ciężko dogonić samego siebie, bolą szczególnie. "Nadwrażliwość" przymknie hejterów, nie mam co do tego wątpliwości.

Znów Filip jest smutnym słodziakiem, lecz w miły dla ucha sposób rozwija monotonny przekaz. Wcześniej zaznaczał, że dąży do statusu poety i choć to dość wybujałe stanowisko, to coś w sobie musi mieć. Nie wiem, czy ktoś potrafi tak często mówić o złych emocjach w tak zróżnicowany sposób, że to się nie nudzi. Coś dzieli kawałki Filipa na takie, które trafiają w serce i takie, które są przesadzone i wręcz nieprzyjemne. Ciężko stwierdzić, w czym tkwi problem, lecz "Brakuje mi zaufania" należy do tych kawałków, które mogą słuchacza poruszyć.

Lej mi pół

Po samym tytule "Barman" spodziewałem się storytelligu pokroju "Dworca Kraków". Zamiast tego wpadł radiowy numer, który może podbić czołowe stacje. Chociaż wzmianka o Pandora Gate i samobójstwie ulegnie cenzurze, to czuć w tym hit. "Nie lubię dróg, zwłaszcza tych wygodnych" - niespodziewanie ten wers mnie przeszył. Fakt, są raperzy, którzy trafili na windę do mainstreamu, zaś są też tacy, którzy musieli wiele poświęcić, by w ogóle mieć szansę trafić na schody.
Czy to jeszcze rap, czy to już pop? Szczęśliwie "Barmanowi" daleko do hiphopolo czy innych wynalazków, lecz rzeczywiście słychać te próby szukania potencjalnych nowych słuchaczy. Za to dobrze podjęte, bo jednocześnie obroni się u fanów, którzy płacą horrendalne kwoty za pierwsze nielegale Filipka, by dopełnić swój ołtarzyk dla idola. Co tu dużo mówić, brawo Filip. 

Będzie radio

Dobra, "Poczekaj" to dopiero radiowy hicior. Mam podejrzenia, że Filipek stworzył ten numer specjalnie pod playlistę "Hity na czasie". Aż nie idzie uwierzyć, że gość, który zwyzywał wszystkie niunie w obrębie sceny freestyle, może być takim romantykiem. Harcerskie mundurki, gulasz z szyszek, szczawiowa zupa i ognisko. Czego brakuje? Gitary i brzdąkania "Czerwony jak cegła" czy "Poczekaj" - to ten sam klimat.

Jonatan ma kawał głosu. Mrozu, widzisz go? Lepiej się przyjrzyj. Pewne jest to, że kilka tygodni po premierze "Nadwrażliwości" taksówkarze znienawidzą Filipka lub przerzucą się na płyty CD. "Poczekaj" będzie takim romantycznym flagowcem Fifiego, coś jak "Jazz" Przyła i VBSa.

Miał być hip-hop

"A ona nie wie, że duszę chuligana niesie po ulicach...",czyli hit 2021 r. "Romantyk" w nowej aranżacji Filipka i Wrzeciona. Nie jest to duet typu Opał i Ochman, ale też jest bardzo dobry. Gdybym miał teraz poderwać jakąś dziewczynę poprzez wybranie jednej, odpowiedniej do okoliczności piosenkę z 2024 r, celowałbym w "W sam raz". 

To już jest pop, zdecydowanie nie ma to zbyt wiele wspólnego z rapem. No cóż, już na początku roku otrzymaliśmy hit wszystkich emocjonalnych chłopców. Ostrzegam, że refren jest zaraźliwy. Usłyszysz go raz, później będzie cię dręczył przez następne godziny. "W sam raz, by połamać serce / W sam raz, by zadać kilka ran". Wrzecion też zrobił dokładnie to, co powinien. Świetne połączenie, kolejny już kandydat do radia, ale troszkę boli, bo zapowiadało się hip-hopowo.

Wyrasta nam nowa gwiazda pop

Dobra, poddaję się. Znowu pop, znowu śpiewanko, znowu Filip farbowany lis - wciska się do popowej śmietanki. To zdecydowanie nie moje klimaty, choć muszę przyznać, że lekcje emisji głosu na coś się przydały. "Do Rana (2?)" spodoba się ludziom, których gust muzyczny ocenia się jako "posłucham tego, co gdzieś poleci". Te śpiewane numery Fifiego rzadko mi podchodzą. Nie ma co się nad tym dalej rozwodzić, tyle kawałków z "Nadwrażliwości" celuje w radio, że zmasowany atak musi przynieść takie korzyści. Byleby się w tym nie zatracić, bo fani znają Filipa-rapera, to trzeba wyważyć i nie zapominać o przeszłości.

Outro nie takie smutne

Człowieku, jak miałbyś mieć problem z sianem, jak biłeś się na Fame MMA z Dubielem? To dopiero był prank, ale udany. Bardzo fajnie słucha się "Smutnego Outro". Smutny numer na wesołym bicie, to fakt, choć idzie się uśmiechnąć przy pojedynczych wersach. Tak, jak nie dało się lepiej rozpocząć "Nadwrażliwości", tak i nie dało jej się lepiej zakończyć. Dobra robota, ten numer stawia kierunkowskaz na sławę stricte muzyczną. "Jestem 71, więc mówię prosto z mostu". Tak ma być, Wrocław ma powody do dumy. Guzior śpi, podziemie średnio się wybija, Sitek to już wyścielił sobie bujany fotel na emeryturze, Kasta kłóci się z młodziakami, kto więcej widział i kto lepiej wygląda w komplecie nike tech fleece a Nullo po "Zabójcy Królowej" też odpoczywa, choć z ręką na pulsie. Wychodzi na to, że Filip jest w tym momencie najgłośniejszym reprezentantem miasta stu mostów. Czy to źle? Wiem, że będzie lepiej, za to w tym momencie bez wstydu, z dumnie podniesioną głową.

Gdzie "Macias diss"?

Jeszcze dwa słowa po całości. Jeśli przy okazji "Nadwrażliwości" nie pojawi się obok żaden diss na Maciasa w stylu "Łódzka tablica Mendelejewa" (MACIAS DISS) [ormiańskie napisy], to Fifi zmarnuje doskonałą okazję. Rozumiem, że to najważniejsza płyta w karierze Filipka, bo każda premiera jest tą aktualnie najważniejszą. Brakuje mi jednak powrotów do korzeni, jakichś luźnych wersów, nie tylko imitujących freestyle, jak przy okazji "Smutnego Outro".  Mimo wszystko ten cały nowy, odmieniony Filip to całkiem dobry, uzdolniony muzycznie facet, nie ma co się oszukiwać. "Nadwrażliwość" spodoba się fanom artysty, ale i znajdzie nowych odbiorców, a o to w tym wszystkim przecież chodzi.

Wątpię, że fizyczną sprzedaż będzie można liczyć w tysiącach, niestety. Nie jest to dla mnie na tyle spójna i szokująca płyta, by rzeczywiście mieć ją na półce jako element hip-hopowej kultury. Za to wydaje mi się, że Filipek przebije i to na długo barierę 500 tys miesięcznych słuchaczy lub nawet złapie ich znacznie więcej. Jeśli konsekwentnie będzie szedł w obranym teraz przez siebie kierunku, doskonaląc się jednocześnie w fachu, może niedługo złapie ten upragniony milion. Przez działania pozamuzyczne milion przed trzydziestką zarobił na pewno, teraz pora na nie mniej ważne liczby. Może i ważniejsze, jeśli jest się raperem z krwi i kości.

"Nadwrażliwość" oceniam na 7, lecz przy mojej tendencji do narzekania i doszukiwania się błędów, to naprawdę solidne wyróżnienie. Kilkanaście płyt, na których nie było flow, za to były emocje już zostało wydanych i unoszą je jedynie sentymenty. Teraz mamy i flow, i emocje. Dalej to nie są wyżyny, aczkolwiek myślę, że ludzie bardziej otworzą się na Filipka. Filipek otworzył się dla nas już dawno temu.

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Filipek | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama