Reklama

Cradle of Filth "Existence Is Futile": Koniec świata! Baba z małpą, małpa z babą! [RECENZJA]

Większość muzyki traktuje o powszechnikach. Miłość. Smutek. Śmierć. Strata. Impreza. Powszechniki. Takim powszechnikiem jest poniekąd również koniec świata. I z owym właśnie za bary biorą się Cradle of Filth na najnowszym albumie.

Większość muzyki traktuje o powszechnikach. Miłość. Smutek. Śmierć. Strata. Impreza. Powszechniki. Takim powszechnikiem jest poniekąd również koniec świata. I z owym właśnie za bary biorą się Cradle of Filth na najnowszym albumie.
Okładka płyty "Existence Is Futile" grupy Cradle Of Filth /

Nie załapałem się PESELem na moment, kiedy druga fala black metalu wchodziła do Polski, a więc nie zaliczyłem tape tradingu, a przemroczne zine'y czytałem z dwu-trzyletnim opóźnieniem. Więc to nie "Transilvanian Hunger" czy "De Mysteriis...", ale drugi album ekipy z Suffolk był dla mnie poniekąd blackmetalową inicjacją. Wydawał się dużo groźniejszy, bardziej niebezpieczny, niż słuchani dotąd Maideni. Ale leciał na tych samych riffach, na podobnej sekcji, podobnej melodyce. Dziś, ćwierć wieku później, w trzydziestym roku istnienia formacji i przy okazji trzynastego albumu w ich karierze, mówimy już oczywiście o kompletnie innym zespole. Choć, mimo stażu, nadal zespole z bardzo czytelnym heavymetalowym rodowodem oraz... ambicjami.

Reklama

Jakie to ambicje? Wedle własnych słów Daniela "Filtha" Daveya, "Existence Is Futile" ma traktować o egzystencjalnym strachu i końcu świata. A więc nie tylko na plecach Covidu wampiry z Suffolk (czy może raczej z czeskiego Brna obecnie, bo połowa ekipy to Czesi) po raz pierwszy bodaj w karierze wydają się starać komentować jakoś obiektywną rzeczywistość, miast zadowolić się horrorowym eskapizmem. Dodatkowo "koniec świata" to wszak temat, który ciężko potraktować inaczej niż z barokowym, czy wręcz rokokowym rozpasaniem.

Na płycie może więcej nawet niż ostatnio jest całego tego teatralnego sztafażu, a więc dla jednych będzie łakomym kąskiem, dla innych niestrawną breją. Bo o ile Cradle of Filth nadal potrafią nagrać partię całkiem jak na mainstreamowy (popowy wręcz?) zespół wściekłą, tak również z ich co bardziej klawiszowych, ozdobnych partii nadal niezmiennie wyziera nieskończona taniocha, orkiestra symfoniczna z casio. Do czego znacznie przyczynia się nadreprezentacja talentów wokalnych i klawiszowych Anabelle Iratni, która w maju zastąpiła przed parapetem Lindsey Schoolcraft.

Plusem jest songwriting - mniej rozlazły, niż na ostatnich bardzo średnio udanych nagraniach - do tego stopnia, że zachodni komentatorzy z łatwością pieją z zachwytu, że to najlepiej napisana płyta zespołu od czasów "Midian", a więc od dwóch dekad. Nie przyłączam się do tego chóru pochwalnego, bo "Midian" zawsze miałem za obniżkę formy w stosunku do "Dusk" i "Cruelty", trudno jednak nie zauważyć, że "Existence" wypada pod względem kompozytorskim lepiej, niż "Hammer" czy "Cryptoriana".

Mocniej również słychać rzeczone nawiązania do klasycznego metalu, jak w singlowych: maidenowatym "Necromantic Fantasies"- czy bardzo thrashującym "Crawling King Chaos". Dodawszy do tego znowu bardzo maidenowski "Existential Terror" (pobrzmiewają w nim echa "Hallowed Be Thy Name", które wszak CoF ongiś coverowali, czy nawet "Prowlera") i "The Dying of the Embers", ciężko nie potupać nóżką. Świetnym, a zarazem niepokojąco... rockowym numerem okazuje się "How Many Tears to Nurture a Rose?". Minusy to może fakt, że można by tę płytę, z korzyścią dla niej, przyciąć o jakieś 10 minut. I że mówimy jednak o czymś bardzo niebezpiecznie telepiącym się na ostrzu autoplagiatu.

Wiśniówką na torcie czy może raczej kwiatkiem do kożucha jest narratorski udział w "Suffer Our Dominion" i "Sisters of the Mist" Douga Bradleya, a więc sympatycznego uszata, który przez większość swojego życia odcina kupony od tego, że 10 razy w ciągu swojej kariery dał sobie powbijać w twarz gwoździe. No i kiczowata, jak większość w ich karierze, okładka autorstwa Arthura Bezinscha ponoć inspirowana "Ogrodem rozkoszy ziemskich" Hieronima Boscha. Cóż... Jaki zespół, taki Bosch, chciałoby się powiedzieć. No, ale nic. Jak na nich bardzo udany album. Jak na nich.

Cradle of Filth "Existence Is Futile", Mystic

6/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Cradle Of Filth | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy