Pol'and'Rock Festival 2023
Reklama

Pol'and'Rock Festival 2023: czy mogę się przebrać za wróżkę? [RELACJA]

Śledzę przez cały rok oficjalną grupkę polandrockową i ostatnio ktoś zadał tam pytanie, czy może się przebrać za wróżkę, czy to już będzie przesada, a inny ktoś mu odpisał: "Możesz się przebrać nawet za helikopter, jeśli chcesz". I to jest najpiękniejszy opis Najpiękniejszego Festiwalu Świata.

Śledzę przez cały rok oficjalną grupkę polandrockową i ostatnio ktoś zadał tam pytanie, czy może się przebrać za wróżkę, czy to już będzie przesada, a inny ktoś mu odpisał: "Możesz się przebrać nawet za helikopter, jeśli chcesz". I to jest najpiękniejszy opis Najpiękniejszego Festiwalu Świata.
Pol'and'Rock Festival 2023 rozpoczął się 3 sierpnia /Damian Mękal /WOŚP

Totalnie - rozpoczęcie i zakończenie Pol'and'Rocka to są moje ulubione momenty. Wiadomo, że już wcześniej, jadąc na fest, mijasz tych ludzi w koszulkach, którzy krzyczą do ciebie, że zaraz będzie ciemno i mimo że się nie znacie, to macie ze sobą jakąś więź. I ja wiem, że to patetycznie brzmi, ale potem wchodzisz na teren festiwalu i jest tak, jakbyś wracał do domu. "Mamo jest mi tu dobrze" Kabanosa is playing in the background.

No, ale miało być o rozpoczęciu. Wbijasz pod scenę razem z tłumem, obok ciebie tańczy panda w płetwach, powiewają setki flag mniejszych i większych, a potem wszyscy razem zaczynacie mówić, że "to jest mój kawałek ziemi, o który będę dbał i który będę szanował. To jest mój dom, w którym panuje miłość, tolerancja, braterstwo i przyjaźń. Tak mi dopomóż rock'n'roll". I później wychodzi pan Roman i mówi, że odjazd, i potem gra orkiestra i wszyscy śpiewają i tańczą i jest morze słoneczników, i tak właśnie zaczynają się najlepsze trzy dni w roku.

Reklama

"O jak dobrze cię widzieć" - zaśpiewał jeszcze ze sceny Jurek Owsiak, a reszta odpowiedziała mu: "O jak dobrze cię słyszeć". "Kocham was, bardzo dziękuję, że jesteście. Na tym to polega, żebyśmy dwa razy do roku się spotykali. Żebyśmy w ten sposób budowali ten kraj - Polskę, którą wszyscy kochamy bardzo mocno. Polska może być takim krajem, pełnym miłości, przyjaźni, szacunku. To jest właśnie Polska - tolerancyjna, kolorowa, zwariowana" - mówił jeszcze i owszem, łezka trochę zakręciła. No choćbyście mnie zabrali na Coachellę, to i tak Pol'and'Rock to jest Pol'and'Rock.

Co do tegorocznego line-upu wiele osób miało zastrzeżenia, ja zresztą też, bo nie ma tam niby żadnego "wow". Natomiast nie jest też tak, że jest źle, bo koncertów było naprawdę miło posłuchać. Zaczęli Rumjacksi, którzy jak zawsze zagrali dobry koncert i przyznaję to, choć jestem nadal obrażona za wywiad, który się nie odbył. A przy "An Irish Pub Song" (zobacz!) było jak na koncercie The Real McKenzies przy "Chip" - trochę nie nadążali za własną piosenką, ale starania były urzekające. Potem Get The Shot - dobry hardcore, który miał to, co powinien mieć dobry hardcore. Pod sceną zrobili młyn, było wdrapywanie się na scenę i skakanie w publiczność, i było mówienie, co robić z homofobią i faszyzmem. Gdyby ktoś się zastanawiała, to ten czasownik zaczyna się na "fu", a kończy na "ck".

Przed Lady Pank zaczęła się taka tam mała ulewa i wichura, ale zdążyła przejść zanim Mick Jagger z Olecka wyszedł na scenę. Problem był tylko taki, że wcześniejszy deszcz uszkodził nagłośnienie. Ale publiczność była bardzo spokojna i cierpliwie powtarzała tylko, że "Nic. Nie. Słychać!". Po naprawieniu awarii usłyszeliśmy największe przeboje, jak "Kryzysowa narzeczona", "Fabryka małp", "Zamki na piasku" (posłuchaj!), "Stacja Warszawa", "Mała wojna" (najpiękniejsza piosenka Lady Pank!) czy "Zawsze tam gdzie ty". Bałam się tego koncertu po kilku ostatnich telewizyjnych występach Lady Panku, ale było okej. Takie zespoły to najlepsza opcja na festiwale, naprawdę. Bo każdy zna, każdy pośpiewa, więc wszyscy się dobrze bawią. Udowodniły to koncerty Budki Suflera albo Kultu z poprzednich edycji, czy występ Agnieszki Chylińskiej w Jarocinie.

Koncert Napalm Death spędziliśmy w sumie czekając na wywiad, ale na Woodzie to nawet pod kontenerem spoko postać. Następnie Wicked Dub Division meets North East Ska Jazz Orchestra, na które musiałam iść, bo jak coś ma "ska jazz orchestra" w nazwie, to sami rozumiecie. Niczego nie żałuję. Może tylko tego, że na tym koncercie pod sceną zdecydowanie się przerzedziło.

W końcu na Małą Scenę, zlokalizowaną tym razem w namiocie ASP, dotarliśmy na Proletaryat. Mmm, koncert Proletaryatu, kolejny w tym sezonie. Czy narzekam? Wcale. Bo o ile twórczość znałam, tylko nie słuchałam za często, to po tych koncertach zacznę. Jeśli organizatorzy to czytają, to kurde - mało tam miejsca na tym ASP. Żądamy autonomicznej Małej Sceny! Po wydostaniu się z koncertu Proletaryatu szybkie przenosiny pod Dużą Scenę, gdzie grali Bullet For My Valentine. Nie moja bajka, ale morze publiczności chyba coś znaczy.

Po Bulletach - Zalewski. Zalewski też kolejny raz w tym sezonie, choć ostatnio widziałam go w projekcie niemenowskim. Nic do niego nie mam, koncerty są dobre, śpiewa dobrze, ale do mnie po prostu nie przemawia. Plusik za cover Hey, bo Hey zawsze dobrze usłyszeć. A! Kiedyś była taka historia, przy okazji jubileuszowego koncertu Papa Dance, że bardzo chciałam dać tytuł, że Paweł Stasiak rozebrał się na scenie, ale potem stwierdziłam, że jednak nie, bo tylko ściągnął strój, pod którym miał drugi strój. Ale teraz, w końcu, po czterech latach, tytuł doczeka się swojego czasu, bo Zalewski serio się rozebrał. To znaczy koszulkę ściągnął, ale nie miał pod nią drugiego stroju. 

Pierwszy dzień, z małą obsuwką, zakończył zespół Apollo 440. Czy piszę ten tekst po przespaniu niecałych czterech godzin i w presji czasu, bo zaraz trzeba lecieć robić rzeczy dalej? Owszem. Czy warto było szaleć tak? No raczej! A, i mamo - żyję.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy