Hania Rani: "Czuję w sobie potrzebę, by mocno walczyć z szufladkami" [WYWIAD]

Hania Rani szykuje się do premiery nowej płyty /Martyna Galla /materiały prasowe

Już w październiku Hania Rani wydaje swoją najnowszą płytę "Ghosts", którą będzie promować trasą koncertową rozpoczynającą się od największych miast w Polsce. Sam występ podczas trzeciego dnia OFF Festival 2023 był jednak jedną z niewielu okazji ostatnio, by zobaczyć artystkę na żywo w naszym kraju. Skorzystaliśmy z okazji, aby zaraz po jej występie porozmawiać z nią m.in. o emocjach w muzyce, odczuciach, jakie ta potrafi wywoływać i próbach wyjścia z szufladek, do których bardzo łatwo porządkuje się artystów.

Rafał Samborski, Interia: Mark Hollis, lider Talk Talk, mówił, że cisza w muzyce jest równie ważna jak dźwięk i o tym, by nie grać kolejnej nuty, gdy nie czujesz, że masz powód, aby zagrać następną. Jak Ty na to patrzysz?

Hania Rani: - Myślę, że miał rację, przy czym to jest bardzo trudne. Wydaje mi się, że należy się wykazać bardzo dużą dojrzałością, aby mieć odwagę na ciszę. Pomimo tego, że moja muzyka jest dosyć subtelna, to i tak bym powiedziała, że takich przerw jest za mało. Cisza faktycznie osobiście mnie bardzo inspiruje, ale żeby wybrzmiewała musi z czegoś zejść, więc te głośniejsze momenty też są potrzebne. Szczególnie gdy jest się młodym, energia potrafi być uzależniająca.

Reklama

Powiedziałaś, że Twoja muzyka jest subtelna, dodałbym, że delikatna. I właśnie tak się zastanawiam, czy istnieje jakaś agresywna strona Hani Rani? 

- No, nie wiem - właśnie wyprułam z siebie flaki na scenie i miałam wrażenie, że to było dużo (śmiech).

Tak, ale nie było to agresywne.

- Może agresywności we mnie nie ma, bo nie mam ku temu powodów. Za to bardzo lubię intensywność - to jest coś, co mnie interesuje. Ale jestem zawiedziona, bo mam wrażenie, że wyprułam z siebie wszystko, scena prawie się rozpadła, a mówisz, że to było delikatne (śmiech). 

Oj, wybacz, może źle skonstruowałem pytanie. 

- Bardziej się zastanawiałam, czy zagrałam koncert, który miałam w planie i czy był dobrze nagłośniony. 

Nie miałem tego na myśli, że to nie było intensywne, bo w Twojej muzyce jest dużo emocji. Od kiedy obserwuję to, co tworzysz, mam wrażenie, że jest w tym dużo melancholii, tęsknoty. I właśnie - pochodzisz znad morza, fascynują Cię góry, ale przyjeżdżasz do Katowic. Jak się czujesz, gdy tu przyjeżdżasz?

- Czuję się dobrze. Pochodzę z miasta, nie z małej miejscowości i trochę zastanawiam się nad tym, że jestem tak łączona z naturą, że tak mnie widzą ludzie. Nie wiem czy do końca się z tym utożsamiam, trochę jednak wkurza mnie łatwo nakreślony obraz dziewczyny, która gra na pianinie, wokół natura, melancholia i tak dalej. Chyba to jednak trochę za mało jak na to, czym się zajmuję.

W pewnym momencie wkręcałem się mocno w tę post-klasyczną scenę, Maxa Richtera, Ólafura Arnaldsa i wydaje mi się, że sam ulegam temu stereotypowi. Chyba głównie z tego powodu, że znaczna część klipów do ich utworów odbywa się w lasach, w górach, w starych kościołach pośrodku niczego. Zresztą sama miałaś takie obrazy na swoim koncie.

- Tak szczerze mówiąc, to chciałabym trochę od tego uciec i mam nadzieję, że nadchodząca płyta "Ghosts" oraz teledyski do niej, chociażby "Dancing with Ghosts" nagrane w przestrzeni miejskiej, pokażą to, co jeszcze ostatnio siedzi mi w głowie. Niestety łatwo zostać umieszczonym w danej “szufladce" i dużo pracy kosztuje mnie, aby moją muzyczną przestrzeń poszerzać i zapraszać do niej moich słuchaczy. Niedawno pojawił się mój nowy soundtrack do serialu dla Amazon Prime "The Lost Flowers of Alice Hart", który jest raczej ponury i dramatyczny i absolutnie nie ma w nim melancholii, więc liczę, że taka odsłona również powie coś więcej o mojej muzyce. Zdaję sobie sprawę, że zaproponowałam kiedyś coś, co zostało przyjęte z dużą aprobatą - myślę tu o płycie "Esja" - i nie mówię, że chcę to negować, ale jest we mnie dużo więcej różnych pasm, które mnie interesują i z którymi chciałabym być łączona. Więc teraz jest mój moment mierzenia się z samym sobą, ze swoimi osobistymi "duchami".

Czyli uważasz, że krytycy za bardzo wsadzają cię do szufladki, z którą nie chcesz prywatnie korespondować?

- Tak, bo wydaje mi się, że często nie słuchają tego, co aktualnie robię i czym się zajmuję, jak gram na scenie, jak produkuję swoją muzykę. Więc cały czas odnoszą się do moich starszych rzeczy, co jest naturalne, bo... tak po prostu często bywa. Po prostu na początku swojej kariery jesteś gdzieś umiejscowiony, a potem następuje ta wielka walka, żeby wykaraskać się z szufladki i zostać artystą, który ma dużą szerszą perspektywę. Stąd ta moja wielka chęć tworzenia muzyki do filmów, muzyki współczesnej na orkiestrę symfoniczną. Jest we mnie taka potrzeba, by ktoś powiedział, że robię tę muzykę tak jak ja, a nie odwoływał się do innych artystów. Będę tak długo walczyć, aż pytania podczas wywiadów będą zupełnie inne (śmiech).

Może Ólafur Arnalds miał dokładnie ten sam problem jak poszedł w swój projekt techno, ale nie wydaje mi się, byś szła w tę stronę?

- Nie, chociaż korzystam z drum machine na nowej płycie czy podczas koncertów. Ale to, że zadajesz takie pytanie oznacza, że jeżeli mowa o moim planie, to jeszcze długa droga przede mną (śmiech). Chodzi mi o to, że nie chciałabym zostać w jednym miejscu, chciałabym się rozwijać.

A jak w ogóle zaprosiłaś Ólafura do współpracy?

- Poznaliśmy się kilka lat temu i na początku mojej kariery bardzo mocno mnie wspierał, zagrałam kilka supportów przed jego koncertami, mieliśmy okazję często grać na podobnych festiwalach. Zapytałam po prostu, czy chciałby ze mną coś stworzyć w związku z nową płytą. Zgodził się nie tylko dodać coś od siebie, tylko rzeczywiście chciał zrobić ze mną coś od zera. Spędziliśmy ze sobą trochę czasu w Reykjaviku, nagraliśmy kilka utworów i wybraliśmy ten, który uznaliśmy za najbardziej intrygujący i pasujący do albumu. Więc to była naprawdę przepiękna, inspirująca współpraca.

Wydaje mi się, że ludzie, ale też ich historie stanowią dla ciebie sporą inspirację. Nagrałaś muzykę do filmu o Giacomettim, realizowałaś koncert fortepianowy, w którym nawiązywałaś do historii młodej kompozytorki z getta warszawskiego, Josimy Feldschuh. 

- To zależy od tego, nad czym aktualnie pracuję. W zasadzie to jest pierwsze pytanie, od jakiego rozpoczynam swoją pracę. Wiadomo, że inaczej to wygląda, kiedy pracuję nad filmem albo muzyką, która jest zamówiona, jak koncert fortepianowy dla Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, gdy mogłam się zainspirować odnalezionymi manuskryptami Josimy z jej różnymi szkicami muzycznymi. Od samego początku to bardzo duża decyzja i odpowiedzialność.

Ale zauważyłem, że masz coś takiego, że jeżeli pracujesz nad projektem, który nie do końca zależy od ciebie, to masz "wkrętkę", aby zgłębić tę historię do końca.

- Myślę, że jeżeli ktoś obdarza cię takim zaufaniem i proponuje Ci taki projekt, jak na przykład napisanie muzyki do spektaklu teatralnego, to jest to normalna rzecz, że robisz research - absolutnie! (śmiech). Jak się pracuje nad swoją płytą, to też się wybiera jakiś temat i zgłębia się go najbardziej, jak to jest możliwe. Nie tylko pod względem takim, żeby badać ten temat, ale też mieć własny stosunek do tego. Wydaje mi się, że każdy tak robi - jak podejmujesz jakiś temat dziennikarski, też musisz go zgłębić.

Wydaje mi się, że wbrew temu, co mówisz, niekoniecznie każdy muzyk i każdy dziennikarz mają takie podejście (śmiech). Chciałem cię jeszcze spytać o twoje występy na OFF Festivalu w 2019 roku, gdzie występowałaś nawet dwukrotnie zarówno solowo, jak i z Tęskno. Jak je wspominasz z dzisiejszej perspektywy, gdzie jednak zmieniło się dużo w twoim życiu i na świecie?

- Bardzo dobrze. Pamiętam, że to był dla mnie bardzo ważny moment, bo w końcu to jeden z najważniejszych festiwali w Polsce i prezentuje niesamowitą selekcję artystów. Co ciekawe, jest dużo bardziej rozpoznawalnym festiwalem na świecie niż kilka innych, które z lokalnej perspektywy mogą wydawać się bardziej znane. OFF Festival to jedyny polski festiwal, na którym zagrałam w tym roku i to był bardzo świadomy wybór. Bardzo dziękuję za niesamowite zaufanie ze strony organizatorów, że mogłam występować na głównej scenie i to jeszcze sama. A to też jest niesamowite przeżycie, bo zupełnie inaczej człowiek czuje się samemu z tą dawką adrenaliny, a inaczej z zespołem, kiedy ta odpowiedzialność się trochę rozdziela. 

A sama prywatnie jeździłaś na OFF Festival, zanim tu wystąpiłaś pierwszy raz, czy nie było takiej okazji?

- Oj, nie bardzo. Od wielu lat bardzo intensywnie pracuję i muszę przyznać, że na różne festiwale jeżdżę głównie przy okazji swoich własnych występów. A OFF jeszcze był tak odległym miejscem od mojego miejsca urodzenia. Przy czym cieszę się, że muzyka daje mi szansę, by tu być i cieszyć się tą atmosferą. Która może jest trochę chaotyczna, ale też jedyna w swoim rodzaju. 

Też jestem trochę chaotyczną osobą i może dlatego to mój ulubiony festiwal muzyczny (śmiech). To ostatnie pytanie: co chciałabyś przekazać czytelnikom Interii?

- Chciałabym zaprosić do przesłuchania mojej najnowszej płyty "Ghosts", która wyjdzie 6 października. Wtedy rozpoczniemy trasę polskimi koncertami. Jest to dla mnie bardzo ważne, bo dawno nie grałam w Polsce w tak wielu miastach. Jest to duży stres, bo wracam tu rzadko, a też najtrudniej gra się w domu, bo wiem, że jestem tu mocno oceniana i oczekuje się ode mnie sporo. Cieszę się, że zagram w Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu, w moim rodzinnym mieście Gdańsku, w Katowicach... Więc serdecznie zapraszam, bo to dla mnie naprawdę ważny moment i ważny album.

Ja na pewno będę w Katowicach. Bardzo dziękuję za wywiad!

- Dziękuję serdecznie! 

Już w październiku Hania Rani rozpoczyna trasę koncertową promującą album "Ghosts" serią występów wybranych polskich miastach. Trasa rozpocznie się 2 października od koncertu w Krakowie w Klub Studio. Następnie artystka pojawi się w Gdańsku (4 października), Poznaniu (5 października), Katowicach (7 października) oraz Wrocławiu (8 października).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Hania Rani | wywiad
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy